[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopadnę go dyplomatycznie, może uda się pogadać po przyjacielsku.67Odczepiłam się od Henryczka i Tosi i od razu pojechałam na Hożą.W domach z windą, na szczęście, prawie nikt po schodach nie lata, dzięki cze-mu udało mi się nie wzbudzić ogólnej sensacji.Trochę niepewnie przycisnęłamdzwonek przy drzwiach numer 27, bo na liście lokatorów widniał jakiś Fermiel,a nie żaden Orzesznik, po czym w środku usłyszałam kroki i damski głos: Kto tam?Nigdy w życiu nie umiałam na takie pytanie odpowiedzieć, jeśli pytała osobanieznajoma.Podać jej nazwisko? I co komu z tego przyjdzie, osoba nie ma o mniepojęcia.Gdybym mieszkała w tym samym domu, albo bodaj na tej samej ulicy,mogłabym się przedstawić jako sąsiadka, no, mogłabym właściwie zełgać, że są-siadka, ale to by od razu zrobiło złe wrażenie.Oznajmić, że swój.? Jaki znowuswój, od razu zaczną dalej pytać.Depesza, inkasent, administracja i tym podobnejakoś nie przychodziły mi do głowy, poza tym również osoba mogłaby się poczućoszukana na wstępie.Co, u diabła, należy odpowiadać na pytanie kto tam ? Nie złodziej odparłam stanowczo. Tylko kto? padło natychmiast z tamtej strony.To mnie prawie dobiło.Z rozpaczy zdecydowałam się rozpocząć konwersacjęrzeczową. Znajoma pana Lucjana oznajmiłam, natychmiast uświadamiając sobie,że to przecież też nieprawda.Osoba była uparta. Jakiego pana Lucjana? Orzesznika. Nie znam.Zgłupiała chyba, on tu mieszka, a ona go nie zna.? Niemożliwe.On tu przecież mieszka! Nic podobnego.%7ładen Orzesznik tu nie mieszka. Musi mieszkać! Pan Korecki tu u niego bywa! Pana Koreckiego też nie znam. No to co? Ale ja go znam! A pani kto.?Pomyślałam, że szlag mnie trafi i cholery z nią dostanę.Otworzy wreszciete drzwi czy nie? Głos był młody, ale nie dziecięcy, jakaś obsesjonistka na tlegwałtu.? Do diabła, stwierdziła już chyba moją płeć.? Ja jestem znajoma.Pan Orzesznik tu mieszka z całą pewnością, a jak niemieszka, to mieszkał.Niechże pani otworzy! Nie mogę tak wrzeszczeć przezdrzwi! A o co chodzi?Ugryzłam się w język, żeby nie ryknąć krótko i treściwie. O informacje od pana Orzesznika wyjaśniłam grzecznie, acz gromko,i nawet prawdziwie. Jeśli go nie ma, chcę wiedzieć, gdzie jest!68 Ja nie wiem.Na litość boską.! Krowa chyba jakaś za tymi drzwiami stoi!!!Straciłam do niej cierpliwość i sama przystąpiłam do zadawania pytań. Czy pani tu mieszka, czy przyszła pani z wizytą? Tak.Nie.A o co chodzi? Może jest tam ktoś, kto coś wie! Sama pani jest? Wcale nie sama.Mój mąż tu jest. Umarł? Co? Pytam, czy umarł? Leży pijany? No co też pani. To dlaczego, do diabła, się nie odzywa?! Niech podejdzie do tych drzwi,choćby nawet z siekierą! Nie stoi tu ze mną czterdziestu rozbójników! Ani nawetdwunastu!W głębi mieszkania, wypełnionego dotychczas tylko jednym damskim gło-sem, usłyszałam jakieś dodatkowe dzwięki.Ktoś się poruszył, odezwał, widocz-nie ten mąż.pień, nie mąż.rzeczywiście tam był i wreszcie zareagował..idiotko, wszyscy usłyszą. dobiegło mnie wyraznie. Dobrze, już otwieram powiedziała dziewczyna żałośnie.Zaszczekały liczne zamki, drzwi uchyliły się w połowie.Nie chcąc dopu-ścić do ich ponownego zamknięcia, wdarłam się poza próg.Ujrzałam dziewczynęi chłopaka, chłopak w głębi, w szortach i podkoszulku, dziewczyna tuż przy mnie,wiotka blondynka w szlafroczku, obydwoje bardzo młodzi, na oko nawet sympa-tyczni, i wyraznie przestraszeni.Chłopak siekiery w ręku nie trzymał. Rany boskie, zamknijcie te drzwi i porozmawiajmy przez chwilę jak lu-dzie powiedziałam, z wysiłkiem tłumiąc irytację. Nic nie rozumiem, boLucjan Orzesznik naprawdę powinien tu mieszkać! To pani nie z adeemu? spytał chłopak niepewnie.Po dziesięciu minutach byliśmy już całkiem zaprzyjaznieni i sprawa się wyja-śniła.Mieszkali na dziko, bez meldowania.O Lucjanie Orzeszniku rzeczywiścienie mieli najmniejszego pojęcia, ale wiedzieli, że przed nimi mieszkał tu ktoś in-ny, możliwe że właśnie ten Orzesznik, a mieszkanie w ogóle należało do jednegoznajomego, chociaż może niezupełnie, znajomy je wynajmował po cichutku i pokumotersku bardzo tanio, prawdziwy właściciel zaś siedział za granicą.Osobiścieteż go nie znali.Przed sąsiadami i administracją udawali, że tylko przychodząi podlewają kwiatki.Nie powiedziałam już nawet, co myślę wobec tego o pogawędce przez za-mknięte drzwi i dzikich rykach na klatce schodowej, bo zdaje się, że dotarło to donich samo.Zajęłam się Orzesznikiem. Skoro Orzesznik mieszkał na podobnej zasadzie, ten wasz znajomy też gomusi znać stwierdziłam stanowczo. Chcę waszego znajomego.Machlojki69mieszkaniowe nic mnie nie obchodzą, może wynająć nawet Pałac Kultury.Kto tojest i jak go złapać? Tego pani nie powiemy za żadne skarby świata odparł chłopak równiestanowczo. Ale możemy go sami zapytać, czy zna Orzesznika.Nawet zaraz.Tu jest telefon. Bardzo dobrze, dzwońcie.Jeszcze trzy lata temu Orzesznik mieszkał tutaji niech powie, gdzie mieszka teraz.Nie podglądałam, jaki numer kręcą, ale słuchałam rozmowy.Znajomy imie-niem Rysio wyparł się Orzesznika całkowicie.Owszem, wiedział, że mieszka,i wiedział, że przestał mieszkać, ale sprawę mieszkania załatwiał z nim bezpo-średnio legalny właściciel, ówże Fermiel, widniejący na liście lokatorów, i byłoto już bardzo dawno temu.Zatem o Lucjana Orzesznika należy pytać Fermiela,który, proszę bardzo, znajduje się w aktualnie w Algierii, w Oranie, i Rysio możenawet podać jego adres, bo on się wcale nie ukrywa.Oran mnie bardzo ucieszył, bo po Algierii na kontraktach plątali się moi przy-jaciele, którzy mogliby nawet dopaść faceta osobiście.Jednakże nie poprzestałamna uciesze.Przez cały czas coś myślałam, pamiętając doskonale, czym się Orzesz-nik zajmował. No dobrze, ale ja tu przyszłam z opóznieniem.Więcej jest takich, którzyznają ten adres i nie wiedzą, że Orzesznik się wyprowadził.Nie było wypadku,żeby ktoś jeszcze przychodził i pytał o niego?Dziewczyna i chłopak popatrzyli na siebie, zmieszani nieco i zakłopotani. Tak prawdę mówiąc, to my się staramy nikomu nie otwierać wyznałchłopak. Udajemy, że nas nie ma.I to tak od początku.Ale owszem, pół rokutemu.Ile my tu mieszkamy? Pół roku.? Siedem i pół miesiąca uściśliła dziewczyna. No więc pół roku temu to chyba owszem.Zdarzało się.Co do jednego razuwiem na pewno, bo gość mnie złapał akurat, jak zamykałem drzwi.Kluczem, noto już nie mogłem powiedzieć, że mnie tu wcale nie ma.Pytał o pana Lucjana,uparty był, wymienił imię, mówił, że on z polecenia pana Frania, żeby panu Lu-cjanowi powtórzyć.Nie chciał uwierzyć, że nie znam człowieka.A tak, to możei przychodzili różni, ale nam się udało ich uniknąć. Dzwonili, ale ja nie otwierałam przyznała się dziewczyna. Ze znajo-mymi jesteśmy umówieni, dzwonią krótko, a potem pukają.I już wiadomo [ Pobierz całość w formacie PDF ]