[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obruszyła się.154 No, co ty! Stukać nocą do obcych aniołów? Mowy nie ma!Westchnąwszy, schylił się po kamyk.Cisnął w ciemny otwór.Cichy chroboti to wszystko. Na Jasność, śpi jak kłoda mruknął rozzłoszczony.Cisnął następny kamień, tym razem wielkości małego jaja.Usłyszeli stuknię-cie, a potem trudne do zidentyfikowania odgłosy.Gamerin znów zadarł głowę. Saturnin! syknął.Odgłosy się nasiliły. Saturnin! krzyknął Drago całkiem głośno.W pokoju zajaśniało nikłe światło, w oknie pojawiła się twarz anioła. Drago? zapytał z niedowierzaniem zaspany głos. Nie, Belzebub ze swoją świtą burknął komandos. Wpuść mnie, mu-simy pogadać. Ciszej stęknął Saturnin. Pobudzisz wszystkich.Już schodzę.Idz dotylnego wejścia.Podeszli do niedużych, drewnianych drzwi.Po chwili skrzypnęły zasuwyi w otworze pojawił się Saturnin z małą lampką w ręce.Chybotliwy płomykoświetlał zaniepokojoną twarz anioła.Na widok Drop nie był w stanie ukryć zdu-mienia. Co ona tu robi? wyjąkał z dość głupią miną. Pomieszka u ciebie trochę oznajmił bezceremonialnie Drago, wpychającprzyjaciela w głąb korytarza. Posuń się, nie będziemy całą noc sterczeć nadworze.Stróż protestował słabo i bezradnie.Gamerin wciągnął Drop do środka i za-trzasnął drzwi. Wiesz, na co mnie narażasz?! jęknął Saturnin. Wcale nie chciałam tu przychodzić burknęła nadąsana anielica. Samasobie poradzę, nie potrzebuję pomocy od żadnego. Cicho bądz! huknął Drago. Saturnin, nie stercz tak.Blokujesz scho-dy.Drop próbowała uwolnić rękę z uścisku komandosa. Nie mam zamiaru tu zostawać! Pójdę do przełożonej, opowiem, co widzia-łam.Puszczaj!Gamerin popatrzył na nią z niedowierzaniem. Dziewczyno, zwariowałaś?! Zabiją cię, zanim zdążysz wyjść na ulicę. Daj jej lepiej spokój wtrącił Saturnin, przerażony, że odgłosy kłótniobudzą mieszkańców wieży. Chce iść, niech idzie.Wie, co robi, lepiej niż ty.Stróże płci żeńskiej i męskiej pod żadnym pozorem nie mogą przebywać sam nasam w jednym pomieszczeniu, ani bez zezwolenia wchodzić na teren poszczegól-nych Domów.Drago chwycił go za ramiona.155 Słuchaj powiedział tu chodzi o sprawę mającą kluczowe znaczeniedla Królestwa.Przykro mi, ale mam w dupie twoje ewentualne problemy.Dowieszsię, co jest grane, i sam zrozumiesz.Saturnin przełknął ślinę, skinął głową.Determinacja, jaką słyszał w głosieprzyjaciela, sprawiła, że odsunął się od schodów. Dobra powiedział. Wierzę ci.Idziemy na górę.Drago przepuścił Drop, która pokornie pokonywała stopnie, zdawszy sobiesprawę, jak głupie były jej dąsy.Bez pomocy Gamerina czekał ją los gorszy odśmierci.Zadrżała na wspomnienie lodowych oczu srebrzystego upiora.Nie mogła się specjalnie rozejrzeć po kwaterze Saturnina, bo stróż nie zapa-lił górnego światła, pozostawiając tylko lampkę, którą oświetlał im drogę na górę.W jej słabym blasku stwierdziła, że pokoik jest ciasny, a łóżko, na którym przysia-dła, twarde.Drago bez specjalnych wstępów rozpoczął opowieść o księdze, lesieTeratela i przygodach Drop.Niemal od pierwszego zdania na twarzy słuchającegoSaturnina pojawił się wyraz zmartwienia, pogłębiający się z każdą chwilą. Wybacz, stary wymamrotał, gdy Drago skończył. Zachowałem sięjak samolubny cham i głupek.Mogłem się domyślić, że dla kaprysu nie narażałbyśmnie na przykrości. Zapomnij mruknął komandos. Też mogłem wpaść na lepszy pomysł,zamiast wciągać ciebie w to gówno.Teraz grozi ci niebezpieczeństwo takie samojak nam. Dość tego krygowania! Saturnin się uśmiechnął. Napijecie się czegościepłego? Pewnie jesteście zmarznięci.Skinęli głowami.Stróż sięgnął po czajnik. Może być herbata z mięty? Pewnie ucieszyła się Drop, ale Drago wykrzywił usta. O piwo nie mam co pytać, prawda? mruknął.Saturnin pokazał w uśmiechu zęby. On się nigdy nie zmieni.Co z niego za anioł, na Jasność.Rozgość się,proszę.Aaa, nawet nie spytałem, jak masz na imię.Wybacz, zachowałem siępaskudnie.Chyba wyszedłem na strasznego dupka. Och, nie zaprotestowała szczerze anielica.Saturnin zrobił na niej bar-dzo sympatyczne wrażenie.Pomyślała, że z łatwością mogłaby go polubić.Nazywam się Drop. Saturnin. Wyciągnął rękę.Uścisnęła ją.Odstawił czajnik, przysiadł obok na łóżku. Przykro mi, że potraktowałem cię niegrzecznie.To przez zasady, rozumieszsama.Włosy mi stanęły dęba, kiedy pomyślałem, że postępuję niezgodnie z prze-pisami. Spojrzał z uśmiechem na komandosa. Odzwyczaiłem się od łamaniaprzepisów, odkąd Drago przestał być moim zmiennikiem.Widzisz, jesteśmy sta-rymi przyjaciółmi.Kiedyś uratował mi życie.156 Gadanie! żachnął się Gamerin. Mitologizujesz, stary.Sam sobie po-radziłeś.Okrągłe oczy Drop popatrzyły na żołnierza z podziwem.Podobało się jej, żezachowuje się nie tylko odważnie, ale i skromnie.Może ma swoisty stosunek doregulaminu, przyszło jej do głowy, ale Jasność musiała nad nią czuwać, kiedypostawiła go na jej drodze. Wcale nie ciągnął Saturnin. W dodatku nauczył mnie więcej o praw-dzie i przyzwoitości niż wszystkie podręczniki ze szkoły stróżów.To porządnyfacet, Drop, nie zrażaj się pozorami. Skończ te pienia, bo będę musiał dać ci w pysk i wszystkie twoje teoriewezmą w łeb zirytował się Drago. Cicho siedz! skarcił go stróż. Zabawiam gościa rozmową. Lepiej daj już tej parszywej mięty.Zimno tu. Bo żyjemy skromnie i pracowicie, jak aniołom przystało wyjaśniłuprzejmie. Prawda, Drop? Nie tak jak inni, którzy tylko siedzieliby w knaj-pach, ciągnęli piwo i zaglądali demonicom pod spódnicę.Mrugnął do Drop.Anielica zachichotała.Po raz pierwszy od spotkaniaz upiornym aniołem poczuła się bezpieczna, a przy tym chyba po raz pierwszyw życiu zrozumiała, co to znaczy znalezć przyjaciół.Przymknęła oczy, ogrzewa-jąc się tą świadomością lepiej niż ciepłym kominkiem, którego brakowało w izbieSaturnina.* * *Aagodne kołysanie lektyki i czerwonawe, stłumione światło, przeciskające sięprzez zaciągnięte kotary, sprawiało, że podróż przestawała wydawać się realna.Zoe ogarniało wrażenie, jakby znalazła się we wnętrzu muszli, swobodnie dry-fującej po oceanie purpury, szkarłatu i złota.Zniła na jawie.Długowłose pannywodne przemykały obok, dzięki powiewnym trenom sukien podobne egzotycz-nym rybom.Widziała ich poruszające się cienie.W aksamitnym szkarłacie ba-raszkowały trytony [ Pobierz całość w formacie PDF ]