RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Pani, jestem pewien, że królowa przyjęłaby cię z chęcią od razu, ale przybyłaś w chwili niebezpieczeństwa i kłopotów.Młody książę Gwydion tego ranka spadł z konia, na którym nikt nie powinien mu pozwolić jeździć, i królowa nie odchodzi od niego nawet na chwilę!– Na Boginię! A więc przybywam za późno! – Viviana cicho szepnęła do samej siebie.Głośno zaś powiedziała: – Zaprowadź mnie do nich, natychmiast.Jestem uczona we wszelkich sztukach uzdrawiania i jestem pewna, że Igriana by po mnie posłała, gdyby wiedziała, że tutaj jestem.Szambelan skłonił się, mówiąc:– Tędy, Pani.Idąc za nim, Viviana przypomniała sobie, że nawet nie miała czasu, by zmienić strój i zdjąć męskie bryczesy, które wkładała do konnej jazdy.A przecież zamierzała zaprezentować się w całym dostojeństwie Avalonu.Cóż, były rzeczy ważniejsze.Szambelan zatrzymał się przed drzwiami.– Ryzykuję głową, przeszkadzając królowej.Nawet swoim dworkom nie pozwala przynieść sobie jedzenia i picia.Viviana pchnęła ciężkie drzwi i weszła do komnaty.Śmiertelna cisza, jak w pokoju umierającego.Blada i wycieńczona Igriana w potarganych szatach, zastygła jak kamienny posąg, klęczała przy łożu.Ubrany na czarno ksiądz stał bez ruchu, mrucząc bezgłośnie modlitwy.Mimo że poruszała się cicho, Igriana ją usłyszała.– Jak śmiesz – zaczęła wściekłym szeptem i nagle przerwała.– Viviano! Bóg mi cię zsyła!– Dostałam ostrzeżenie, że możesz mnie potrzebować – powiedziała Viviana.To nie był czas na rozprawianie o magicznych wizjach.– Nie, Igriano, płaczem niczego dobrego nie zdziałasz – dodała.– Pozwól mi go zbadać i zobaczyć, w jakim jest stanie.– Lekarz królewski.– To pewnie stary dureń, który zna tylko nalewki z koziego łajna – odrzekła spokojnie Viviana.– Leczyłam takie rany, zanim ty wyrosłaś z pieluch, Igriano.Pozwól mi zbadać dziecko.Viviana widziała Utherowego syna tylko raz, przelotnie; miał wtedy około trzech lat i wyglądał jak każdy jasnowłosy i jasnooki dzieciak.Teraz wyciągnął się do wzrostu niezwykłego jak na jego wiek – był szczupły, ale miał dobrze umięśnione ręce i nogi, podrapane i poobijane jak u każdego ruchliwego chłopca.Viviana odkryła go i zobaczyła na jego ciele wielkie, świeże siniaki.– Czy wypluł choć trochę krwi?– Ani trochę.Krew na jego wargach jest stąd, że wybił sobie zęba, ale ten ząb i tak się kiwał.Viviana rzeczywiście dostrzegła opuchniętą wargę i dziurę po zębie w ustach dziecka.Poważniejszy był siniec na skroni i Viviana przeżyła chwilę prawdziwego strachu.Czyżby to był koniec wszystkich jej planów?Małym palcem wodziła po głowie chłopca.Kiedy dotknęła sińca na skroni, zobaczyła, że skrzywił się z bólu.To był najlepszy znak, jakiego mogła się spodziewać.Gdyby krwawił wewnątrz czaszki, do tego czasu byłby już w głębokiej śpiączce i nie czułby nawet największego bólu.Pochyliła się i uszczypnęła go bardzo mocno w udo.Jęknął przez sen.Igriana zaprotestowała:– Sprawiasz mu ból!– Nie – odpowiedziała Viviana.– Staram się dowiedzieć, czy będzie żył, czy umrze.Wierz mi, będzie żył.– Delikatnie klepnęła go w policzek, a chłopiec na chwilę otworzył oczy.– Podaj mi świecę – zażądała Viviana i poruszyła świecą w polu jego widzenia.Przez chwilę wodził wzrokiem za płomieniem, a potem znów zamknął oczy i jęknął z bólu.Viviana podniosła się z łoża.– Zadbaj, żeby leżał spokojnie, nie dawaj mu jeść niczego poza wodą i zupą, niczego konkretnego przez dzień lub dwa.I nie maczaj jego chleba w winie, a tylko w zupie lub mleku.Za trzy dni będzie biegał jak dawniej.– Skąd wiesz? – zapytał ksiądz.– Bo mam doświadczenie w leczeniu, a jak myślisz skąd?– Czy nie jesteś wiedźmą z Wyspy Czarownic?Viviana zaśmiała się cicho.– W żadnym wypadku, ojcze.Jestem kobietą, która tak jak ty spędziła życie na studiowaniu świętych tajemnic, a Bóg uznał za słuszne dać mi dar leczenia.– Pomyślała, jak sprytnie potrafi użyć ich własnego żargonu przeciwko nim; ona wiedziała, on nie, że Bóg, którego czczą, jest potężniejszy i mniej zakłamany niż jakikolwiek kapłan.– Igriano, muszę z tobą pomówić, chodź ze mną.– Muszę tu zostać, gdyby znów się obudził, będzie mnie wołał.– Bzdura, przyślij tu niańkę.Chodzi o coś ważnego!Igriana wpatrywała się w nią przez chwilę.– Zawołaj Isottę, by czuwała przy księciu – powiedziała w końcu do jednej z dworek i poszła za Vivianą.– Igriano, jak to się stało?– Nie jestem pewna.mówią, że dosiadł ogiera swego ojca.nie wiem na pewno.wiem tylko, że wnieśli go tu jak martwego.– I to tylko twoje szczęście, że rzeczywiście nie był martwy powiedziała wzburzona Viviana [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl