RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po tych wszystkich przejściach wspomnienie spaceru z Kerridis pośród drzew w leśnej krainie elfów wydało mu się mniej realne niż bajka o Kopciuszku.Kiedy szedł ze śmieciami po raz trzeci, zadzwonił te­lefon.Przeklął po cichu; kto mógłby wydzwaniać o tak wczesnej porze.- Fenton - zawarczał w słuchawkę.- Czy coś się stało, Cam? - W głosie Sally dało się słyszeć zaniepokojenie.- Czy cię obudziłam? A może zapomniałeś? - Czy to dziś mieliśmy jechać z wizytą do twego wuja?Fenton oparł się głową o ścianę i zamknął oczy.Upłynęło trzydzieści sekund, nim z siebie wykrztusił: - Wybacz, kochanie.Myślałem, że to dopiero jutro.Chyba straciłem rachubę dni.- Teraz wiedział przynajmniej, jak długo przebywał w innych wymiarach.- Czy odwołujemy wyjazd?- Absolutnie nie.Ale będziesz musiała prowa­dzić.Miałem.miałem nie najlżejszą noc.- Było to niewątpliwie angielskie niedopowiedzenie wszech czasów.- Przyjadę po ciebie za godzinę - powiedziała Sally.- Muszę uzupełnić olej w samochodzie i kupię coś dla nas na lunch.- Świetnie.A ja zadzwonię do wujka Stana i po­wiem mu, że jedziemy do niego - dokończył.Kiedy pojawiła się po godzinie, stanęła pośrodku mieszkania i rozejrzała dokoła z uniesionymi brwiami.- Wygląda, jakby przeszło tędy tornado.- Powinnaś to widzieć dwie godziny temu - za­śmiał się Fenton.- Włamywacze, Cam?- Włamywaczka, kochanie.Nazwiskiem Amy Britt­man.Podejrzewam, że znajduje się obecnie w areszcie policyjnym, i żywię wielką nadzieję, że trochę trzęsie obszernymi spodniami.Nie muszą jej jednak specjalnie krzywdzić.- Wskazał palcem na dziurę w ścianie po kuli.- Przydałoby się jej jednak parę klapsów i ode­słanie do mamusi lub coś w tym stylu.- Amy zawsze wydawała mi się niezrównoważo­na, ale teraz chyba już zupełnie dostała kota! Czy mam rozumieć, że to ona zostawiła tę dziurę po po­cisku?- Nie inaczej.Założywszy oczywiście, że to był po­cisk.Strzelała z dość dziwnej broni.Mają teraz policja.- Opowiadając zastanawiał się, czy Amy jest teraz w rękach policji, czy może przeszła do innego wymiaru przez jedną z Bram Pentarna i nigdy już nie będzie jej nikt na tym świecie oglądał.- Nie mówmy już o niej - zaproponował, kiedy schodzili do samochodu.­Mówmy dziś tylko o sobie, dobrze?- O niczym innym nie marzyłam - powiedziała Sally miękko; uśmiechała się do niego i patrzyła mu prosto w oczy.Wyraz jej twarzy ponownie nasunął mu skojarzenie z Kerridis.Czy Kerridis, Pani Alfarów, była analo­giem Sally? Najprawdopodobniej tak.Uderzyło go, że jeszcze kilka godzin wcześniej, licząc według czasu jego świata, całował się z Kerridis pod drzewami opodal Domu na Rozstajach.Smutny, zastanawiał się, jak sobie poradziła w czasie Wielkiej Rady, samotnie przeciwstawiając się swym doradcom i ludziom, któ­rzy, jak mówiła, stali się jej wrogami.Pozostawił ją tam na ich łasce.To, że musiał się z nią rozstać, nie było bynajmniej przez niego zawinione, ale nie opusz­czało go poczucie winy.- Wyglądasz na zmęczonego, Cam - zauważyła Sally przyglądając mu się.- Może będzie lepiej, jeśli się prześpisz, a ja poprowadzę?Usiłował zaprotestować, ale przemilczała jego wątpli­wości i po chwili powiedziała szorstko:- Nie bądź niemądry, Cam! Kiedy miałam chore kolano, zadawałeś sobie wiele trudu, by mi ułatwić życie.Teraz na mnie kolej.Rozłóż wygodnie siedzenie i zdrzemnij się.Fenton postanowił nie oponować.Choć po potężnym śniadaniu czuł się znacznie lepiej, w dalszym ciągu zmę­czenie nie odstępowało go, więc uznał, że rozsądniej będzie, jeśli posłucha Sally.Zasnął natychmiast, gdy tylko zamknął oczy.Spał przez kilka godzin, a gdy się przebudził, jechali już malowniczymi drogami przez góry Siewa.Przez chwilę nie ruszał się i przyglądał profilowi Sally spod przymrużonych powiek.Z całą pewnością istniało duże podobieństwo między nią a Kerridis.Twarz Sally może była tylko mniej filigranowa i nie miała wyrazu bez­bronności, otwarcie malującego się na twarzy Pani Alfarów.Fenton zastanawiał się, czy nie jest to dowód na upodobania jego psychiki, na jego potrzebę kontak­tu z kruchymi, bojaźliwymi i czującymi zagrożenie ko­bietami.Sally była twarda i samowystarczalna, ale miał przecież okazję widzieć ją w sytuacjach, gdy robiła wra­żenie osaczonej i bezbronnej.A teraz mówiła mu, że on również ma prawo do chwil słabości, których nie musiał się wstydzić, a w których ktoś poświęci mu swój czas i się nim zaopiekuje.Myślami wciąż jednak wracał do Kerridis.Zastana­wiał się nad tym, co się z nią teraz dzieje.Bardzo prag­nął jej pomóc, choć zdawał sobie sprawę, że niewiele może dla niej zrobić.W przypływie wściekłości i współ­czucia dla samego siebie uznał, że jest jedynie głupim, bezsilnym Cieniem, który zabłądził przez pomyłkę do świata Alfarów i próbował coś zdziałać nie mając ku temu żadnych przesłanek ani możliwości [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl