RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czy tam nie pracowała taka młoda dziewczyna? Zdaje się, że przypominamsobie tęgą dziewczynę.W okularach i z grubymi nogami.Była jego bratanicą czycoś w tym rodzaju.Julia Oliver. Słusznie. Barton skończył poprawki. Co najmniej w dwudziestu pro-centach wasze szkice są niewłaściwe.Nasza praca nad parkiem pokazała, że mu-simy być bardzo dokładni. Niech pan nie zapomni o tym starym, dużym, brązowym domu  zawołałChristopher. Był tam pies, niewielki krótkowłosy terier.Kiedyś ugryzł mniew kostkę. Pochylił się i pomacał po nodze. Ta blizna zniknęła w trakcieZmiany. Na jego twarzy pojawił się dziwny wyraz. Jestem pewny, że zosta-łem tu ugryziony.A może. Chyba był pan  powiedział Barton. Przypominam sobie krótkowłosego szpica na tej ulicy.Uwzględnię go.Doktor Meade stał w kącie pokoju, smutny i oszołomiony.Wędrowcy krzątalisię wokół długiego stołu, podając sobie tam i z powrotem szkice i wykazy.Całybudynek tętnił życiem.Znajdowali się tu wszyscy Wędrowcy w podomkach, kap-ciach i piżamach.Byli podekscytowani i czujni; wiedzieli, że nadszedł właściwyczas.Barton wstał od stołu i podszedł do doktora Meade a. Cały czas wiedział pan o tym.I dlatego zgromadził pan ich tutaj u siebie.Doktor Meade przytaknął. Wszystkich, których zdołałem zidentyfikować.Przegapiłem Christophera. Dlaczego pan to zrobił?Zrozpaczona twarz doktora Meade a wykrzywiła się. Oni nie należą do tego miejsca.I. I co? I wiedziałem, że są tymi właściwymi.Widziałem, jak wałęsają się po Mil-lgate.Bezładnie.Bez celu.Myśląc, że zwariowali.Sprowadziłem ich tutaj. To wszystko.Już nic więcej pan nie zrobi.Meade bezsilnie zaciskał i otwierał dłonie. Powinienem był działać.Powinienem był powstrzymać tego gnojka.On zato zapłaci, panie Barton.Sprawię, że będzie cierpiał jak nigdy dotąd.Barton wrócił do stołu kreślarskiego.Hilda, przywódczyni Wędrowców, przy-wołała go do swojego biurka. Poprawiliśmy je.Jest pan pewny tych wszystkich poprawek? Nie ma panco do nich żadnych wątpliwości?69  %7ładnych. Musi pan zrozumieć.Nasze wspomnienia są mętne i zniekształcone.Nietak wyrazne jak pańskie.W najlepszym przypadku pamiętamy jedynie nikłe frag-menty miasta sprzed Zmiany. Miał pan szczęście, że pan stąd wyjechał  mruknęła jakaś młoda kobietaprzyglądająca się mu uważnie. Widzieliśmy park  odezwał się siwowłosy mężczyzna w okularach. Coś takiego nigdy się nam nie udało. Nikt z nas nie ma nie skażonej pamięci  odezwał się inny mężczyzna,w zamyśleniu strzepując popiół z papierosa. Tylko pan, panie Barton.Jest panjedyny.W pokoju panowało napięcie.Wszyscy Wędrowcy przerwali swoją pracę.Otoczyli Bartona ciasnym pierścieniem.Na ich twarzach malowała się śmiertelnapowaga.Jedna ściana pokoju cała była zastawiona kartotekami.Stosami wykresówi raportów, niezliczonymi stertami danych i rejestrów.Były także maszyny dopisania, ołówki, ryzy papieru, zdjęcia przyczepione do ściany.Płytki materiałówceramicznych.Przestrzenny model miasta.Farby, pędzle, barwniki, kleje i sprzętkreślarski.Suwaki logarytmiczne, taśmy miernicze, obcążki i piły.Wędrowcy pracowali tu od dawna.Było ich niewielu; w stosunku do całe-go miasta stanowili nieliczną grupę.Ich twarze były jednak pełne zdecydowania.Liczyli na efekty swojej pracy.Nie chcieli, aby coś pokrzyżowało ich plany. Chcę pana o coś zapytać  powiedziała spokojnie Hilda.Trzymany przeznią między palcami papieros palił się niezauważalnie. Powiedział pan, że wy-jechał pan w 1935 roku.Kiedy był pan dzieckiem.Czy to prawda? Tak  przytaknął Barton. I cały czas tu pana nie było? Zgadza się.Cichy pomruk wypełnił pokój.Barton poczuł się nieswojo.Zacisnął dłoń nałyżce do opon i czekał. Wie pan  ciągnęła dalej Hilda, starannie dobierając słowa  że przezdrogę prowadzącą do miasta, mniej więcej w odległości trzech kilometrów odniego przechodzi bariera? Wiem  odparł Barton.Wszyscy skupili wzrok na Bartonie, kiedy Hilda mówiła do niego. Więc jak się pan dostał do tej doliny? Ta bariera cały czas nas przecieżodgradza.A także wszystkich z zewnątrz. To prawda  przyznał Barton. Ktoś musiał pomóc panu tu się dostać. Hilda odrzuciła nagle swojegopapierosa. Ktoś, kto posiada wielką moc.Kto to był? Nie wiem. Wyrzućmy go stąd  powiedział jeden z Wędrowców, stając na równenogi. Albo jeszcze lepiej. Zaczekaj  powstrzymała go gestem ręki Hilda. Panie Barton, praco-waliśmy nad tym całymi latami.Nie możemy ryzykować.Być może ktoś tu panaprzysłał, aby pan nam pomógł albo przeszkodził.Jedno wiemy na pewno [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl