RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sheng miał szczęście, ponieważ zaled­wie kilka minut po jego przybyciu niebo zasnuły skłębione, ciemnoszare chmury i na ziemię spadły kaskady wody.Gwał­towna burza równikowa z potężnymi wyładowaniami trwała zaledwie kwadrans, jednak gdyby niewielka łódź znajdowała się wówczas na otwartym morzu, huraganowy wiatr i wyso­kie, gwałtowne fale mogłyby ją zatopić.Kiedy deszcz nieco zelżał, załoga trawlera - dwunastu wy­selekcjonowanych, zaufanych komandosów z oddziału stacjo­nującego w kantońskim okręgu wojskowym - przystąpiła do pracy przy wyładowywaniu nie oznakowanych skrzyń.Żołnie­rze przenosili je na pontony, a następnie transportowali na brzeg.Zgodnie z rozkazami, wszyscy mieli na sobie cywilne koszule i spodnie.Z kolei Xiang i garstka piratów, która cze­kała wraz z nim na plaży, ubrani byli w wojskowe mundury polowe.Zhiu pomyślał z ironią, że aż nazbyt często na tym świecie role, jakie wyznacza ludziom życie, są trudne do okre­ślenia i wprawiają w zakłopotanie.Żołnierze, w przesiąkniętych potem koszulach i z chyboczącymi się na ramionach skrzyniami, brnęli z trudem w sięgają­cych im po kolana wodach strumienia, który wił się i zakręcał pomiędzy wszechobecnymi sagowcami.Cała grupa podążała śladem ludzi Xianga, którzy coraz głębiej zanurzali się w dżung­lę.Z początku gąszcz epifitów i pnączy powodował, że musieli torować sobie drogę maczetami, wkrótce jednak podszycie nie­co się przerzedziło, a spod kopuły drzew zaczęło docierać świa­tło, mogli więc zwiększyć tempo.Zhiu, który całe życie spędził w miastach, czuł się tutaj osa­czony, przytłoczony przez przyrodę.To uczucie nieustannie się nasilało, w miarę jak coraz bardziej zanurzali się w dżunglę.Wydawało mu się, że nagle został cofnięty o miliony lat wstecz do jakiejś prehistorycznej epoki, do której ludzie tacy jak Xiang pasowali równie dobrze, jak on sam do ulic współczes­nego Pekinu.Postępując krok w krok za wielkoludem, który przekraczał właśnie strumień, przypomniał sobie chwilę, kie­dy po raz pierwszy spotkał go w kryjówce Tajlandczyka.Męż­czyzna strzegł wtedy drzwi wejściowych do pomieszczenia, w którym trzymano więźnia - jego wzrok był beznamiętny i czujny i choć wydawało się, że spoczywa na wszystkim doko­ła, nic nie uchodziło jego uwagi.Spojrzenie to zmroziło go, Zhiu jednak nie do końca rozumiał jego istotę - nawet po tym, co pirat zrobił z Maxem Blackburnem.Ale tutaj, w tej starej i obcej mu puszczy równikowej, zrozumiał, że było to spojrze­nie istoty żyjącej w czasach, do których nie sięga ludzka pa­mięć, mieszkańca pierwotnych dżungli i moczarów, spojrzenie należące bez wątpienia do bezlitosnego, opanowanego łowcy.Zhiu z wysiłkiem posuwał się naprzód.Mimo że w plecaku miał tylko racje żywnościowe, wodę i zestaw pierwszej pomo­cy, zmęczyła go wyprawa szlakiem prowadzącym przez rwący strumień.Widział, że jego ludzie, którzy niosą o wiele cięższe skrzynie, są już niemal krańcowo wyczerpani.Ucieszył się, kiedy Xiang wspiął się wreszcie na brzeg stru­mienia i wprowadził całą grupę do lasu.Minęło dwadzieścia minut, zanim dotarli w końcu do obozu -usytuowanego u podnóża wapiennej ściany skrawka wydartej dżungli ziemi, na którym postawiono kilka krytych strzechą szałasów.Zhiu popatrzył poprzez listowie i ujrzał sylwetkę Kersika oraz pięciu czy sześciu jego ludzi stojących niedaleko jednego z tymczasowych schronień.Wszyscy z wyjątkiem ge­nerała trzymali do przeglądu karabiny, stare i zużyte rosyj­skie AKM-y.Podobnie jak piraci Xianga, ubrani byli w mun­dury maskujące, na tym jednak kończyło się podobieństwo między obiema grupami.Ich sprawność i zdyscyplinowanie były widoczne już na pierwszy rzut oka, dlatego bardziej przy­pominali ludzi Zhiu Shenga.Byli doświadczonymi żołnierzami, bez wątpienia zwerbowa­nymi spośród członków Oddziałów Specjalnych KOSTRAD, którymi Kersik dowodził przed odejściem z wojska.Nie odwracając głowy, Zhiu podniósł wzrok i spojrzał w stro­nę sklepienia, które tworzyły korony drzew.Nie zobaczył snaj­perów strzegących obozowiska, wiedział jednak, że są gdzieś tam, ponad nim, starannie ukryci i gotowi zdjąć jednym cel­nym strzałem każdego intruza.- Ach, Zhiu, jesteś wreszcie - powiedział Kesik, gdy go do­strzegł, i wyszedł mu na spotkanie.- Nasza sprawa powoduje, że spotykamy się w niecodziennych miejscach, nie sądzisz?- Tak - odparł Sheng i wyminął Xianga, żeby uścisnąć wy­ciągniętą dłoń generała.- To akurat, muszę przyznać, trochę mnie przybija.Jak dla mnie, zbyt tu gorąco i wilgotno.Kersik uśmiechnął się nieznacznie.- Zdaje się, że jako rodowity mieszkaniec tych wysp uod­porniłem się na ich niekorzystne warunki - powiedział.Popa­trzył znacząco na ludzi Zhiu i uśmiechnął się, jakby był zado­wolony z tego, co widzi.- No chodźcie, musicie być zmęczeni.Pokażę wam, gdzie złożyć ładunek.Skinął na ludzi Shenga, by poszli za nim, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku skalnej formacji widocznej za szałasami.Większą część wapiennej ściany pokrywała mata z powiązanych sznurami wysuszonych liści palmowych.Kersik przywołał dwóch swoich ludzi, wydał im łagodnie rozkaz w bahasa i zaczekał, aż odsuną matę i odsłonią wejście do niewielkiej jaskini.Miało oko­ło pięciu stóp wysokości i mniej więcej tyle samo szerokości.Zaciekawiony Zhiu podszedł do wejścia, schylił się nad nim nieznacznie i wsunął głowę do środka, by przyjrzeć się jej uważniej.Na pierwszy rzut oka grota wydała mu się głęboka - w każdym razie nie mógł dostrzec końca tunelu.Po grubej warstwie guana zalegającej wlot do jaskini pełzały chrząszcze i inne owady.Zhiu nasłuchiwał przez chwilę i dobiegł go cichy trzepot skrzydeł nietoperzy.Rzeczywiście niecodzienne miejsce, pomyślał.Wyprostował się i popatrzył na swoich ludzi.- Tu przeniesiemy całe uzbrojenie - powiedział, wskazując na wejście do jaskini.Umilkł na chwilę i pomyślał o śliskiej warstwie guana, po której będą musieli stąpać.- Tylko uwa­żajcie, gdzie stawiacie nogi - dorzucił.Gdy Kirsten odłożyła słuchawkę i stanęła w drzwiach poko­ju gościnnego, zobaczyła, że jej siostra Anna siedzi z podkur­czonymi nogami na kanapie w salonie.- Właśnie rozmawiałam z policją w Singapurze - powiedzia­ła.- Podałam im moje nazwisko, opowiedziałam o ludziach, którzy ścigali mnie i Maxa, i poinformowałam, gdzie się za­trzymałam.Odniosłam wrażenie, że od dawna wiedzą, co się wydarzyło przed hotelemAnna posłała jej spojrzenie, które mówiło, że nie spodziewa­ła się innych wiadomości.- W kraju, w którym przestępstwem jest kontrabanda gumy do żucia i plucie na ulicy, bójka taka jak ta nie mogła przejść nie zauważona - stwierdziła.- Czego od ciebie oczekują?- Próbowali mnie przekonać, żebym wróciła na wyspę i spo­tkała się z oficerem śledczym, ale oświadczyłam im, że tego nie zrobię.Powiedziałam, że powrót bez ochrony wydaje mi się zbyt niebezpieczny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl