[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chcieli wiedzieć, jak sobie z czymś takim poradzą.A więc natura ludzka rzeczywiście się nie zmieniła.Społeczeństwo miażdżyło okrutników, a ponieważ człowiek jest istotą rozumną, większość ludzi unikała czynów, których skutkiem było więzienie lub komora gazowa.Człowiek uczy się na własnych błędach, ale podstawowe popędy pozostają, więc dokarmia się te potwory fantazjami, książkami, filmami – a to pożywka dla snów i myśli kłębiących się w głowie przed zaśnięciem.Może gliniarzom jest łatwiej.Oni mogą wyładować frustrację, ścigając tych, którzy sobie pofolgowali.Pewnie daje to zadowolenie – tyle że chroniąc społeczeństwo, karmi się.„zabójców”.Skoro jednak bestia wciąż żyje w ludzkich sercach, to znajdą się ludzie, którzy będą chcieli wykorzystać swe umiejętności, by ją.nie tyle kontrolować, ile nagiąć do własnej woli.Użyć jako narzędzia własnej żądzy władzy.To właśnie były czarne charaktery.Tych, którym się nie udało, nazywano socjopatami.A tych, którzy odnieśli sukces.prezydentami.Gdzie tu miejsce dla mnie? – zastanawiał się Jack.W końcu wciąż był dzieckiem, mimo że temu zaprzeczał, bo z mocy prawa był dorosły.Czy dorośli przestają dorastać? Zastanawiać się i zadawać pytania? Poszukiwać informacji.czy też, jak on sam o tym myślał, prawdy?Ale co robić z prawdą, kiedy się ją już posiadło? Tego jeszcze nie wiedział.Kolejna rzecz, której przyjdzie się nauczyć.Jasne, miał taki sam zapał do nauki jak ojciec – w przeciwnym razie nie oglądałby tego programu, tylko jakiś bzdurny serial.Może kupić książkę o Stalinie i Hitlerze? Historycy zawsze grzebią w starych aktach.Problem zaczyna się, gdy patrzą na znaleziska przez pryzmat własnych poglądów.Pewnie trzeba mu po prostu psychiatry.Psychiatrzy też mają swoje uprzedzenia, przynajmniej jednak zachowują pozory profesjonalizmu.Irytowało go, że kiedy zasypia, w głowie kłębią mu się uporczywe myśli, a on wciąż nie odkrywa prawdy.Cóż, chyba na tym właśnie polega życie.Wszyscy modlili się po cichu.Abdullah mruczał wersety Koranu.Mustafa kontemplował Świętą Księgę w myśli – nie całą oczywiście, tylko te fragmenty, które mógł odnieść do jutrzejszej misji.Być dzielnym, pamiętać o świętej misji, wykonać ją bez litości.Litość to atrybut Allaha.A co, jeśli przeżyjemy? – spytał sam siebie.Zaskoczyła go ta myśl.Oczywiście byli jakoś na to przygotowani.Pojechaliby z powrotem na zachód i spróbowali przedostać się do Meksyku; potem odlecieliby do domu – tam powitaliby ich z radością towarzysze.Nie oczekiwał, że tak się stanie, jednak żaden człowiek całkowicie nie porzuca nadziei.Bez względu na to, jak cudowny był raj, życie na ziemi było wszystkim, co znał.To spostrzeżenie również go zaskoczyło.Czyżby wątpił w swoją wiarę? Nie, to nie to.Niezupełnie.To tylko zbłąkana myśl.„Nie ma Boga prócz Allaha, a Mahomet jest Jego prorokiem”, zaintonował w myśli szahadę – wyznanie wiary muzułmanina.Nie, nie mógł teraz wyprzeć się wiary.To ona go tu sprowadziła, na miejsce jego męczeństwa.Ona wiodła go przez życie, przez dzieciństwo, przez gniew ojca – do domu niewiernych, którzy pluli na islam i hołubili Izraelczyków.To tu da jej świadectwo własnym życiem.I prawdopodobnie śmiercią.Prawie na pewno, chyba że sam Allah zażyczy sobie inaczej.Albowiem wszystkie ziemskie sprawy pisane są Jego ręką.Budzik zadzwonił tuż przed szóstą.Brian zapukał do drzwi pokoju brata.– Wstawaj, agencie federalny.Szkoda dnia.– Naprawdę? – odezwał się Dominic z drugiego końca korytarza.– Zerwałem się przed tobą, Aldo! – I to pierwszy raz.– No to do roboty, Enzo – rzucił Brian.Wyszli na dwór.W godziną i kwadrans później zasiedli do śniadania.– W taki dzień chce się żyć – stwierdził Brian, gdy upił pierwszy łyk kawy.– W marines wyprali ci mózg, braciszku – odparł Dominic, pijąc swoją.– Nie, to tylko endorfiny.Tak właśnie ludzki organizm sam się okłamuje.– Wyrośniecie z tego – stwierdził Alexander.– Gotowi do ćwiczeń w terenie?– Tak, sierżancie sztabowy.– Brian się uśmiechnął.– Na lunch załatwimy Michelle.– Tylko jeśli potraficie ją wyśledzić tak, by was nie zauważyła.– W lesie byłoby łatwiej.Szkolono mnie do tego.– Brian, jak myślisz, co tu właściwie robimy? – spytał łagodnie Pete.– A, więc o to chodzi?– Najpierw kup sobie nowe buty – poradził Dominic.– Właśnie.Te to już trupy.– Rzeczywiście, płócienne cholewki odrywały się od gumowych podeszew, które też były zdarte.Beznadzieja.Wiele kilometrów przebiegł w tych butach.Mężczyźni bywają sentymentalni w takich sprawach, co zwykle irytuje ich żony.– Pójdziemy do centrum handlowego wcześniej.Foot Locker jest zaraz przy punkcie wynajmu wózków – przypomniał bratu Dominic.– Tak, wiem.W porządku, Pete, jakieś rady co do Michelle? – zapytał Brian.– Wiesz, zwykle przed misją jest odprawa.– Słuszna uwaga, kapitanie.Sugeruję, żebyście rozejrzeli się za nią w Victoria’s Secret, po przeciwnej stronie dziedzińca.Jeśli niepostrzeżenie podejdziecie wystarczająco blisko, wygraliście.Jeśli zawoła was po imieniu, kiedy będziecie w odległości większej niż trzy metry, przegrywacie.– To nie do końca fair – zauważył Dominic.– Ona wie, jak wyglądamy.Zna nasz wzrost, sylwetkę.Prawdziwy przeciwnik raczej nie ma takich informacji.Można udać wyższego, ale nie niższego.– I wiesz co? Moje kostki nie znoszą wysokich obcasów – dodał Brian.– Niestety nie masz zgrabnych nóg, Aldo – uszczypliwie zauważył Alexander.– A kto wam powiedział, że to łatwa robota?Tyle że wciąż nie wiemy, co to, do cholery, za robota, tego Brian jednak nie powiedział.– W porządku.Improwizujemy, dostosowujemy się i wygrywamy.– A ty co? Brudnego Harry’ego strugasz? – mruknął Dominic, kończąc hamburgera.– To ulubiony cywil marines, braciszku.Pewnie byłby z niego niezły sierżant broni.– Zwłaszcza ze smithem kaliber 44 [ Pobierz całość w formacie PDF ]