RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo to poruszał się bardzo powoli, gdyż wiedział, że co prawda dinozaur z pewno-ścią znakomicie widzi w ciemności, ale obecność mnóstwa obcych zapachów i niezna-ne otoczenie sprawiły, że zwierzę nie czuło się zbyt pewnie.Arnold upatrywał w tymswojej jedynej szansy.Gdyby udało mu się dotrzeć do schodów i zejść na dół, na po-ziom generatorów.Przecież welociraptory nie potrafią chyba chodzić po schodach, a już szczególnie potak wąskich i stromych.Arnold obejrzał się ostrożnie.Od schodów dzieliło go już tylko kilka kroków.Nareszcie! Kiedy jego wyciągnięta do tyłu ręka trafiła na poręcz, natychmiast odwró-cił się i czym prędzej zbiegł po niemal pionowych schodkach.Kiedy znalazł się już nabetonowej posadzce, sześć metrów nad nim rozległo się wściekłe parsknięcie raptora.288  Nic z tego, koleś  mruknął Arnold.Zapasowy generator powinien być gdzieś w pobliżu.Słabo widział w tym półmroku,ale na pewno zaraz znajdzie urządzenie, a wtedy.Za jego plecami rozległo się donośne łupnięcie.Arnold odwrócił się raptownie.Welociraptor stał za nim, szczerząc ostre zęby.Zeskoczył z kładki.Inżynier rozejrzał się szybko w poszukiwaniu jakiejś broni, ale nagle poczuł potwor-ne uderzenie, a w chwilę potem przekonał się, że leży na wznak, czując na piersi jakiśolbrzymi ciężar.Potrzebował kilku sekund, aby uświadomić sobie, że dinozaur stoi nanim, zagłębiając w jego ciało przerazliwie ostre pazury.Zaczął krzyczeć jednak dopierowtedy, kiedy poczuł na twarzy cuchnący oddech raptora.Ellie ściskała oburącz radio, wsłuchując się w dobiegające z niego odgłosy.Do dom-ku myśliwskiego dotarli jeszcze dwaj robotnicy, którzy widocznie także doszli do wnio-sku, że tutaj będą najbezpieczniejsi.Na zewnątrz zrobiło się jakby ciszej. Ile czasu już minęło?  zapytał Muldoon przez radio. Jakieś cztery, może pięć minut  odparł Wu. Arnold powinien już włączyć generator  powiedział myśliwy. Masz może ja-kiś pomysł? %7ładnego. Wiesz, co się dzieje z Gennaro?Prawnik nacisnął guzik. Jestem tutaj  powiedział do mikrofonu. To znaczy gdzie, do diabła?  warknął Muldoon. W domku myśliwskim.Spróbuję dotrzeć do siłowni.Trzymajcie za mnie kciuki.Gennaro przycupnął w krzakach i cały zamienił się w słuch.Bezpośrednio przed sobą widział wysadzaną ozdobnymi roślinami dróżkę prowa-dzącą do głównego budynku.Z tego, co wiedział, wynikało, że siłownia powinna znaj-dować się trochę dalej na wschód.W koronach drzew świergotały ptaki, a wraz z po-dmuchami wiatru napływała rzadka mgła.W pewnej chwili rozległ się ryk raptora, aledobiegał z dość znacznej odległości, bardziej z prawej strony.Gennaro wystartował jaksprinter, przebiegł kilkanaście metrów i ponownie skrył się w zaroślach.Przypomniałsobie wymianę zdań z Muldoonem:Ma pan ochotę na trochę niebezpieczeństw?Nie za bardzo.To prawda, nie miał ochoty, ale za to wydawało mu się, że ma plan, który przy odro-binie szczęścia może się powieść.Gdyby przez cały czas trzymał się na północ od głów-289 nego kompleksu budynków, wtedy zbliżyłby się do siłowni od tyłu, podczas gdy wszyst-kie raptory najprawdopodobniej zgromadziły się wokół zabudowań w południowejczęści sektora.Nie istniał żaden powód, dla którego miałyby pozostać w dżungli.W każdym razie Gennaro miał taką nadzieję.Poruszał się najciszej jak potrafił, zdając sobie jednak sprawę z tego, że czyni mnó-stwo hałasu.Zmusił się do zwolnienia kroku, aby uspokoić walące w szalonym rytmieserce.Gęste zarośla ograniczały widoczność do zaledwie dwóch  trzech metrów, także w pewnej chwili zaczął się obawiać, czy nie minął już budynku siłowni, ale niemalw tej samej sekundzie dostrzegł po prawej stronie jego dach.Ruszył w tamtym kierunku, przemknął wzdłuż ściany, znalazł drzwi, otworzył jei wślizgnął się do środka.We wnętrzu budynku panowała niemal całkowita ciemność.Nagle Gennaro potknął się o coś, nachylił i obmacał tajemniczy przedmiot.Był to męski but.Prawnik zmarszczył brwi, po czym otworzył szerzej drzwi i zaczął ostrożnie posu-wać się naprzód.Wkrótce dotarł do metalowej kładki, ale nagle uświadomił sobie, żeprzecież właściwie nie wie, dokąd powinien się skierować, a swoją krótkofalówkę zosta-wił w domku myśliwskim.Niech to szlag trafi!A nuż uda mu się gdzieś znalezć drugie radio? Poza tym może przecież po prostuposzukać generatora.Jeśli go znajdzie, na pewno rozpozna.Na zdrowy rozum powinienbyć na najniższej kondygnacji.Kładka zaprowadziła Gennaro do metalowych schodków wiodących w dół, w jesz-cze bardziej gęstą ciemność.Widoczność była tutaj tak słaba, że szedł przed siebie nie-mal po omacku, trzymając wyciągnięte w górę ręce, aby nie rozbić sobie o coś głowy.Nagle usłyszał parsknięcie jakiegoś zwierzęcia i zamarł w bezruchu, nasłuchując, leczodgłos już się nie powtórzył.Ponownie ruszył ostrożnie naprzód.Coś ciepłego kapnęłomu na odkryte ramię.Woda? Dotknął mokrego miejsca na skórze.Palce natychmiast zaczęły mu się lepić.Powąchał je.Krew.Spojrzał w górę.Rozkraczony raptor stał na rurach zaledwie półtora metra nad jegogłową.Ze szponów kapała krew.Gennaro zareagował z opóznieniem: najpierw prze-mknęła mu przez głowę myśl, czy przypadkiem dinozaur nie jest ranny, a dopiero po-tem rzucił się do ucieczki.Zwłoka okazała się jednak fatalna w skutkach, gdyż weloci-raptor dał potężnego susa i wylądował mu na plecach, powalając go na podłogę.Gennaro nie był ułomkiem; błyskawicznie odwrócił się na wznak, strącając z siebiedrapieżnika, i odtoczył się na bok.Kiedy spojrzał w kierunku raptora, przekonał się, żechyba rzeczywiście coś jest z nim nie w porządku, gdyż zwierzę leżało na boku, ciężkooddychając.Miało chyba kłopoty z jedną z tylnych łap.290 Zabić.Prawnik zerwał się na nogi, rozglądając się w poszukiwaniu czegoś, co mogło mu po-służyć jako broń.Kiedy ponownie spojrzał na dinozaura, przekonał się, że zwierzę znik-nęło.W ciemności rozległo się głośne parsknięcie.Gennaro zatoczył szerokie koło, badając teren wyciągniętymi rękami.Nagle w pra-wym ramieniu poczuł ostry, przeszywający ból.Zęby.Raptor wbił zęby w jego ciało.Dinozaur szarpnął gwałtownie i Gennaro zwalił sięz nóg.Leżąc w przesiąkniętej potem pościeli, Malcolm przysłuchiwał się odgłosom dobie-gającym z radia. Macie coś?  zapytał Muldoon. Nic  odparł Wu. Cholera!  zaklął myśliwy.Nastąpiła długa cisza.Przerwało ją dopiero westchnienie Malcolma. Nie mogę się doczekać, jaki będzie jego kolejny plan  powiedział matematyk [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl