RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Och, jakie piękne! - wykrzyknęła Khin Myo i jak dziecko pobiegła w dół.Edgar uśmiechnął się i podążył za nią; najpierw szedł, ale potem, wbrew sobie,także zaczął biec.Niezbyt szybko.Khin Myo przystanęła i coś powiedziała, więc ontakże usiłował się zatrzymać, ale z impetem podskoczył raz i drugi, zanim w końcuznieruchomiał obok swojej towarzyszki.Brakowało mu tchu, a twarz miał czerwoną ibłyszczącą.Khin Myo spojrzała na niego, unosząc brwi.- Podskakiwał pan? - spytała.- Podskakiwałem?- Wydaje mi się, że dopiero co widziałam, jak pan podskakuje.- Nie, nigdy w życiu, po prostu biegłem zbyt szybko i nie mogłem się zatrzymać.Kobieta roześmiała się.- Chyba widziałam, jak pan skacze! Panie Drake.A teraz, proszę, rumieni siępan.- Nie rumienię się!- Właśnie, że tak.Właśnie teraz czerwieni się pan!- To oparzenie słoneczne; to coś, co przydarza się Anglikom, kiedy wychodząna słońce. - Nie uwierzę, panie Drake, żeby nawet najdelikatniejsza angielska osłoniętakapeluszem skóra doznała tak szybko oparzenia.- Zatem to wysiłek.Nie jestem młody.- Zatem to wysiłek, panie Drake - mówiąc to, Khin Myo dotknęła ponowniejego ramienia.- Chodzmy przyjrzeć się kwiatom.To nie była łąka, do jakiej widoku Edgar był przyzwyczajony, ani też spokojne,pokryte rosą pole, które znał z angielskiej wsi.Tu było sucho, a łodygi i zaroślawystrzelały z twardej gleby pokryte setkami kwiatów w odcieniach, jakich sobie nawetnie wyobrażał, gdyż człowiek wyszkolony w rozpoznawaniu różnic między dzwiękamimoże się nie poznać na subtelnościach obrazu.- Gdyby tylko spadł deszcz - powiedziała Khin Myo - byłoby jeszcze więcejkwiatów.- Wiesz, jak się nazywają? - zapytał.- Tylko niektóre.Więcej wiem na temat kwiatów nizin, ale doktor Carrollnauczył mnie kilku nazw.To jest kapryfolium.Ten tutaj to odmiana pierwiosnka,występująca także w Chinach.A tutaj rośnie ziele świętego Jana, tam zaś dzikie róże.-Idąc, zrywała kwiaty.Spoza grzbietu wzgórza usłyszeli śpiew, a po chwili wyłoniła się stamtąd młodaszańska dziewczyna; najpierw ukazała się jej głowa, jakby pozbawiona ciała, potemtors, a pózniej nogi i stopy, którymi tupała na ścieżce.Szła szybko, pochylając zszacunkiem głowę.Dziesięć kroków dalej odwróciła się, by spojrzeć na nichponownie, a potem przyspieszyła kroku i zniknęła za wzniesieniem.Ani Edgar, ani Khin Myo nic nie mówili, dlatego był ciekaw, czy jegotowarzyszka zauważyła, co kryło się w spojrzeniu dziewczyny; co to znaczyło, że sątutaj razem, sami na łące pełnej kwiatów.W końcu Edgar odchrząknął.- Być może powezmą błędne przypuszczenie, skoro jesteśmy tutaj sami -powiedział stroiciel i natychmiast pożałował swoich słów.- Co pan ma na myśli?- Przepraszam, mniejsza o to.Spojrzał na Khin Myo.Stała bardzo blisko i czuł, że wiejący wiatr mieszazapach kwiatów z wonią jej perfum.Być może kobieta wyczuła jego zakłopotanie, gdyż nie zapytała ponownie, tylkoukryła nos za kwiatami i powiedziała: - Proszę powąchać, nic nie może się równać z tym aromatem.- Edgar pochylił wolno swoją głowę ku jej, pomiędzy ich ustami unosiłsię jedynie zapach kwiatów.Nigdy jeszcze nie widział Khin Myo z tak bliska,szczegółów tęczówek, szczeliny między wargami ani delikatnego pudru thanaka napoliczkach.W końcu kobieta podniosła wzrok i powiedziała: - Robi się pózno, panieDrake.Niedawno był pan chory.Powinniśmy wracać.Być może doktor Carroll jest jużw obozie.Nie czekała na jego odpowiedz, ale wyjęła powój ze swojego bukietu, sięgnęłaręką za głowę i wpięła kwiat we włosy.Ruszyła z powrotem w stronę fortu.Edgar Drake patrzył przez chwilę, jak Khin Myo oddala się, a potem poszedł jejśladem.Doktor Carroll nie wrócił tego popołudnia, ale za to po sześciu miesiącachsuszy na płaskowyż Szan powrócił deszcz.Ulewa złapała Edgara i Khin Myo, kiedyschodzili do obozu, więc zaczęli biec, śmiejąc się, a wielkie ciepłe krople wirowały wpowietrzu i spadały z siłą gradu.W ciągu kilku minut byli przemoczeni do suchejnitki, Khin Myo, z parasolką u boku, biegła przed Edgarem; ciężkie kroplerozwichrzyły jej włosy.Powój utrzymał się krótko, przylepiony przez napięciepowierzchniowe kropli deszczu, a potem, niesiony przez nie, spłynął na ziemię.Nieprzerywając szaleńczego biegu po błocie, Edgar ze zwinnością, która go zdumiała,wyciągnął rękę i podniósł kwiat.Na skraju wsi przebiegli przez tłum pędzących w górę znad rzeki i starającychsię uciec przed nagłą ulewą, wszyscy śmiali się, osłaniali głowy i krzyczeli.A na każdąkobietę, która szukała schronienia w obawie o dokładnie zawiązany turban,przypadała dwójka dzieci, które wybiegały na deszcz, by tańczyć w powiększającej sięna polanie kałuży.W końcu Edgar i Khin Myo skryli się pod okapem przed jejpokojem.Woda lała się z dachu i spadała jak kurtyna, oddzielając ich odrozbrzmiewających w obozie krzyków.- Jest pan przemoczony - zaśmiała się Khin Myo.- Niech pan spojrzy.- Ty także - powiedział Edgar.Przyglądał się kobiecie, jej przylepionym do karku długim czarnym włosom icienkiej bluzce, która przylgnęła do ciała.Przez półprzezroczystą tkaninę widać było skórę, a w bawełnie odciskał się zarys piersi.Khin Myo spojrzała na niego i odsunęła ztwarzy wilgotne włosy.Stał i patrzył na nią, a ona przez chwilę wytrzymywała jego wzrok.Czuł, że cośsię w nim poruszyło, pragnienie, żeby kobieta zaprosiła go do swojego pokoju,oczywiście tylko po to, żeby się wytarł, nigdy nie poprosiłby o nic więcej.Tylko żebysię osuszył, a potem, w mroku pokoju pachnącego kokosem i cynamonem życzenie,żeby ich dłonie otarły się, najpierw przypadkowo, potem znowu, być może śmielej,rozmyślnie, żeby ich palce spotkały się i splotły i żeby oboje stali tak przez chwilę, ażona spojrzałaby w górę, a on spojrzałby w dół.I gdy stali na zewnątrz, i czuli na skórzechłód deszczu, Edgar zastanawiał się, czy Khin Myo myśli o tym samym.I być może mogłoby tak być, gdyby Edgar postępował ze spontanicznościądeszczu i ruszył ku kobiecie z tą samą śmiałością, z jaką spadała woda.Ale nie teraz.To zbyt duże wymaganie w stosunku do mężczyzny, którego życie określało tworzenieporządku, by dzięki niemu inni mogli tworzyć piękno.To zbyt wiele, by oczekiwać odkogoś, kto tworzy zasady, żeby je złamał.Tak więc po długim milczeniu, gdy obojestoją i słuchają deszczu, rozlega się jego głos i Edgar mówi:- Lepiej przebierzmy się.Muszę znalezć suche ubranie.Ulotne słowa, które znaczą i mało, i dużo.Padało przez całe popołudnie i całą noc, a rano, kiedy niebo przejaśniło się,doktor Anthony Carroll, po całonocnej podróży w deszczu, ścigając się z burzą, wróciłdo Mae Lwin w towarzystwie emisariusza szańskiego księcia Mongnai. 17Edgar siedział na balkonie i patrzył na spienione wody Saluin, gdy usłyszałstukanie końskich kopyt.Jezdzcy wjechali na teren obozu: najpierw doktor Carroll, aza nim Nok Lek i nieznany stroicielowi mężczyzna.Na polanę natychmiast wybiegła grupa chłopców, żeby pomóc jezdzcom zsiąśćz wierzchowców.Nawet z tej odległości Edgar widział, że podróżni są przemoknięci.Doktor zdjął korkowy hełm i wsadził go sobie pod pachę, po czym podniósł wzrok iujrzał siedzącego stroiciela.- Dzień dobry, panie Drake! - zawołał.- Proszę zejść na dół.Chcę pana komuśprzedstawić.Edgar podniósł się z krzesła i zszedł na polanę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl