RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakub Ponury zanotowałwszystko starannie w grubym pugilaresie, odprowadził uczonego gentlemana do oberży iwymówiwszy się od śniadania, odszedł powolnym krokiem.Trzej towarzysze pana Pickwicka czekali właśnie na niego, by zasiąść do przekąskiustawionej na stole w sposób bardzo ponętny.Zasiedli wreszcie, a szynka, jajka, kawa,herbata i tym podobne przysmaki zaczęły znikać z szybkością dającą wymowne świadec-two tak o jakości jadła, jak i o apetycie podróżnych. Teraz  rzekł pan Pickwick  trzeba obmyślić, jak dostaniemy się do Manor Farm. Najlepiej zapytać garsona  zauważył pan Tupman i zdrowa ta rada została przyjęta,jak na to zasługiwała.Wezwano garsona. Dingley Dell, panie? Piętnaście mil, panie, droga boczna, zła.Może bryczkę pocz-tową? W bryczce mogą się pomieścić tylko dwie osoby  odparł pan Pickwick. To prawda, przepraszam, ale mamy bardzo piękną czterokołową bryczkę podwójną zsiedzeniem dla gentlemana powożącego.Ale przepraszam, i w tej mogą się pomieścićtylko trzy osoby. Cóż więc poczniemy?  zapytał pan Snodgrass. Może który z panów zechce odbyć drogę konno  rzekł garson, spoglądając na panaWinkle a. Mamy doskonałego wierzchowca.Ludzie pana Wardle a, idąc do Rochester,mogliby go nam odprowadzić. Bardzo dobrze!  zawołał pan Pickwick. Winkle, chcesz jechać konno?W najgłębszych tajnikach swej duszy pan Winkle żywił wielką wątpliwość co do swejumiejętności konnej jazdy; ale ponieważ za nic w świecie nie chciał, by ktokolwiek go o topodejrzewał, więc natychmiast odpowiedział zuchowato: I owszem, bardzo mnie to cieszy!  Sam rzucił rękawicę swemu losowi i niepodobnabyło się cofnąć. Sprowadz konia i bryczkę na jedenastą  rzekł pan Pickwick do garsona. Dobrze, panie.Po śniadaniu podróżni rozeszli się do swoich pokoi, by spakować rzeczy, które mielizabrać ze sobą.Pan Pickwick, ukończywszy te przygotowania, stał przed oknem w kawiarni i spoglądałna ulicę, gdy wszedł garson z wiadomością, że wszystko gotowe, co rzeczywiście potwier-dziło ukazanie się bryczki przed domem.Było to małe, zielone pudło, ustawione na czterech kołach, na przedzie znajdowało sięwysokie siedzenie dla woznicy, w tyle wąska ławka dla dwóch pasażerów.Interesujący tenmechanizm wprowadzony był w ruch za pomocą ogromnego karego konia, na którym z39 zupełną łatwością można było studiować osteologię.Chłopak stajenny trzymał dla panaWinkle a drugiego ogromnego konia, prawdopodobnie bliskiego krewnego zwierzęcia za-przęgniętego do powozu. Niech nas Bóg ma w swojej opiece!  zawołał pan Pickwick, podczas gdy układanorzeczy w bryczce. Niech nas Bóg ma w swojej opiece.A kto będzie powoził? Nie pomy-ślałem o tym. Naturalnie, że pan  odrzekł pan Tupman. Naturalnie  dodał pan Snodgrass. Ja?!  zawołał pan Pickwick. Nie ma najmniejszego niebezpieczeństwa, panie  odezwał się chłopiec stajenny.Zaręczam panu, że koń jest spokojny, dziecko mogłoby nim kierować. A czy nie jest lękliwy? Lękliwy? Nie drgnie, choćby widział przejeżdżający cały wóz małp z ognistymi ogo-nami.Ostatnia pochwała była niezaprzeczalna.Pan Snodgrass i pan Tupman wlezli do pudła.Pan Pickwick usiadł na kozle, umieszczając nogi na stołku pokrytym ceratowym pokrow-cem. Teraz, świetny Williamie  rzekł chłopak stajenny do swego pomocnika  podaj lejcegentlemanowi.Zwietny William, nazywany tak zapewne dlatego, że twarz i włosy świeciły mu się odtłuszczu, umieścił lejce w lewej ręce pana Pickwicka, a tymczasem jego przełożony wpa-kował bicz w prawą rękę filozofa. Hola!  krzyknął pan Pickwick, bo wielki czworonóg okazywał stanowczą skłonnośćdo wjechania oknem do kawiarni. Hola!  zawołali panowie Tupman i Snodgrass z powozu. Bawi się trochę, ot i wszystko  rzekł chłopak dla ośmielenia. Przytrzymaj no go,Williamie.Pomocnik poskromił zapędy konia, a naczelny koniuszy pobiegł, by dopomóc panuWinkle owi siąść w siodle. Nie z tej strony, panie. Niech mnie powieszą, jeżeli ten gentleman nie zamierza siąść twarzą do ogona  rzekłwykrzywiając się jakiś pocztylion do garsona hotelowego, który z nieopisaną rozkosząprzypatrywał się całej tej scenie.Pan Winkle, otrzymawszy powyższą przestrogę, wgramolił się na siodło z taką niemaltrudnością, jakiej by doznał wchodząc po raz pierwszy na okręt wojenny. Czy już wszystko dobrze?  zapytał pan Pickwick, dręczony wewnętrznym przeczu-ciem, że wszystko zle. Wszystko dobrze  odrzekł słabym głosem pan Winkle. W drogę!  krzyknął posługacz stajenny. Trzymaj go pan mocno!I wśród głośnego śmiechu obecnych bryczka i wierzchowiec ruszyły z miejsca, z panemPickwickiem na kozle tej pierwszej, a panem Winkle em na grzbiecie drugiego. Dlaczego on tak bokiem idzie?  zapytał pan Snodgrass pana Winkle a z głębi pudła. Albo ja wiem!  odpowiedział nieszczęśliwy jezdziec, którego koń w samej rzeczykroczył bokiem w sposób wielce ekscentryczny, z głową zwróconą w jedną stronę ulicy, aogonem w drugą.Pan Pickwick nie miał czasu zwracać uwagi na to, co się działo poza nim, gdyż sammusiał wytężać wszystkie siły umysłowe, by zdać sobie sprawę z postępowania zwierzęciazaprzężonego do bryczki.Stworzenie to wyrabiało szczególne jakieś sztuki, mogące bar-dzo ubawić postronnego widza, ale wcale nie uspokajające tych, którzy znajdowali się wpewnej od niego zależności.Potrząsając nieustannie głową w sposób niesmaczny i niewła-40 ściwy, koń szarpał zarazem tak gwałtownie, iż pan Pickwick zaledwie był w stanie utrzy-mać lejce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl