RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cletus zjadł coś i podszedł do Arvida i Swahiliego.- Ilu ludzi już jest? - zapytał majora.- Nie zjawiło się jeszcze dwudziestu sześciu - odpowie­dział Swahili.- Pozostali dotarli w ciągu kilku godzin po pańskim przybyciu.Cletus kiwnął głową.- Dobrze - powiedział.- Powinni więc wyspać się wystarczająco, aby ruszyć do akcji o świcie.Teraz zaczniemy działać z tymi, którzy już odpoczęli.Pierwsza rzecz, jakiej potrzebujemy, to jakiś pojazd.Tak się złożyło, że brozański kierowca samochodu ciężaro­wego, który sunął na poduszce powietrznej po stopionej nawierzchni szosy, prowadzącej do małego miasteczka gór­niczego Watershed, nieoczekiwanie stwierdził, że drogę za­gradza mu pól tuzina uzbrojonych ludzi w szaro-zielonych mundurach, każdy z małą flagą Zjednoczonych Postępowych Wspólnot przypiętą do kieszeni na lewej piersi.Jeden z nich, wysoki oficer, mający na naramiennikach koło z gwiazdek, stanął na stopniu kabiny i otworzył drzwi.- Wysiadaj - powiedział - potrzebna jest nam twoja ciężarówka.Dwie godziny później, tuż przed zachodem słońca, ta sama ciężarówka wjechała do Watershed szosą, która była dziwnie pusta przez ostatnie sto dwadzieścia minut.W kabinie siedziało dwóch mężczyzn bez czapek; prowadzili ciężarówkę prosto do siedziby małego oddziału policyjnego, do którego obowiązków należało pilnowanie prawa i porządku w górniczym miasteczku.Ciężarówka wtoczyła się na parking za komisariatem i kilka minut później z budynku dobiegły odgłosy jakiejś szamotaniny.Ucichły jednak szybko, a powietrze rozdarła syrena przeciw­pożarowa wyciem, jakie mogłoby wydawać tylko jakieś wściekłe, gigantyczne stworzenie.Wyła tak długo, aż miesz­kańcy miasta wysypali się z domów i innych budynków, aby stwierdzić, że miasto jest otoczone, a ulice patrolują uzbrojeni ludzie z biało-niebieskimi flagami przypiętymi do kieszeni mundurów.Zanim zaszło słońce, Watershed dowiedziało się, że zostało zdobyte.- Jesteście chyba szaleni! Nigdy wam się to nie uda! - pieklił się dyrektor kopalń antymonitu, kiedy razem z burmis­trzem miasta i szefem miejscowego oddziału policji przy­prowadzono go do Cletusa do komisariatu.- Brozańska armia stacjonuje w Broza, a to tylko dwie godziny drogi stąd, nawet szosą.Dowiedzą się w ciągu paru godzin, że tu jesteście, i wtedy.- Już wiedzą - przerwał mu sucho Cletus.- Jedną z pierwszych rzeczy, które tutaj zrobiłem, było skorzystanie z policyjnej łączności, aby oznajmić, że opanowaliśmy Watershed i kopalnie.Dyrektor wytrzeszczył oczy.- Musicie być szaleni! - powiedział w końcu.- Czy sądzi pan, że pięciuset pańskich ludzi potrafi stawić czoło paru dywizjom?- Może nie będziemy musieli - odparł Cletus.- W każ­dym razie to nie pańska rzecz.Wszystko, czego chcę od pana i tych dwóch dżentelmenów, to wytłumaczenie miejscowej ludności, że nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo tak długo, jak długo będzie się trzymała z dala od ulic i jak długo nie będzie próbowała opuścić miasta.W głosie Cletusa pojawiła się nuta, która nie pozwalała na dalszą dyskusję.Po kilku dodatkowych próbach niezdecydo­wanych protestów trzy osobistości z Watershed zgodziły się ogłosić przez lokalny radiowęzeł wspólny komunikat przeka­zujący to, o czym mówił Cletus.Później Cletus kazał ich umieścić pod strażą w budynku komisariatu.W rzeczywistości nie upłynęły jeszcze dwie godziny, kiedy zaczęły przybywać pierwsze oddziały brozańskiej armii.Latające transportowce pełne były wojska, które szybko okrążyło miasteczko w odległości około dwustu metrów, wzdłuż skraju otaczającego je lasu.Przez resztę nocy słychać było, jak przybywają kolejne oddziały, ciężka broń i pojazdy opancerzone.Ó świcie Cletus i Swahili zgodzili się co do tego, że blisko dywizja brozańskich żołnierzy, uzbrojonych po zęby we wszystko, począwszy od noży, a na broni energetycznej skończywszy, zamknęła w kleszczach Watershed i okupujący je dwustuosobowy oddział dorsajski.Swahili był w dobrym humorze, kiedy podawał Cletusowi lornetkę w chwilę po tym, jak przyjrzał się otaczającym ich zewsząd lasom.Stali razem na szczycie wieży komunikacyjnej, która stanowiła najwyższą budowlę w mieście.- Nie będą mogli użyć ciężkiej broni ze względu na mieszkańców miasta - powiedział Swahili.- To oznacza, że będą usiłowali podejść pieszo, prawdopodobnie ze wszystkich kierunków jednocześnie.Przypuszczam, że zaatakują w ciągu godziny.- Nie sądzę - odpowiedział Cletus.- Myślę, że najpierw przyślą kogoś na rozmowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl