[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak,teraz już o tym wiedziałem i wiedza ta sprawiła, iż ujrzałem, jak swymi słowa-mi wydał się w moje ręce.Obawiałem się, iż może się okazać, że nie ma on żadnych słabych punktów,które mógłbym wykorzystać, tak jak wykorzystywałem za pomocą słów słabo-ści mężczyzn i kobiet mniejszego formatu.I okazało się to prawdą nie miałsłabych punktów w pospolitym znaczeniu i tym samym miał jeden niepospolity.Otóż jego słabością była jego siła, znajomość świata, ta sama, która wyniosła godo poziomu władcy i przywódcy swego ludu.Jego słabością było to, że odznaczałsię fanatyzmem równym najgorszym spośród nich ale i zarazem czymś więcej.Inaczej nie stałby się tym, kim był.Dodatkowo musiał mieć siłę, dzięki którejpotrafił zrezygnować z fanatyzmu, gdy tylko zaczynał mu zawadzać w utrzymy-waniu stosunków z przywódcami innych światów ze swymi odpowiednikamii równymi sobie pomiędzy gwiazdami.Do tego właśnie przyznał mi się bezwied-nie przed chwilą.W przeciwieństwie do otaczających go ludzi wyróżniających się jedynie czar-ną suknią i dzikim spojrzeniem nie postrzegał świata wyłącznie w barwach czar-nych lub białych, lecz był zdolny zauważać wszystkie odcienie i umiał nimi ope-rować w tym również odcieniami szarości.Krótko mówiąc, gdy chciał, potrafiłbyć politykiem a z politykiem mogłem dać sobie radę.Polityka mogłem doprowadzić do popełnienia jakiegoś błędu.Zapadłem się w sobie.Siedząc tak na krześle, pozwoliłem, by uszła ze mniecałkowicie sztywność, i ujrzałem w oczach Brighta rozbudzone na nowo zainte-resowanie.Wydałem z siebie rozdygotane tchnienie. Ma pan słuszność rzekłem głosem wypranym całkowicie z życia.Wsta-łem. No cóż, nie ma sensu ciągnąć tego dalej.Pójdę już. Pójdziesz? Jego głos huknął jak strzał karabinowy, zatrzymując mniew miejscu. Jeszcze nie powiedziałem, że wywiad jest skończony.Siadać!Spiesznie usiadłem z powrotem.Starałem się sprawiać wrażenie pobladłego128na twarzy i myślę, że mi się to udało.Chociaż w nagłym przebłysku intuicji zdo-łałem go przejrzeć, w dalszym ciągu znajdowałem się w jednej klatce z lwem. Właściwie rzekł, wpatrując się we mnie co takiego chce pan zyskaćode mnie i od nas, którzy jesteśmy Wybrańcami Bożymi na obu tych światach?Nerwowo oblizałem wargi. Mów rozkazał.Nie podniósł głosu, lecz zawarte w nim niskie, donośne tony groziły, że gdy-bym nie posłuchał, zapłacę straszliwą cenę. Radę. wymamrotałem. Radę? Naszą Radę Starszych? Cóż to ma znaczyć? Nie tę powiedziałem, wbijając wzrok w podłogę. Radę Gildii Repor-terów.Chciałbym zająć w niej miejsce.Wy, Zaprzyjaznieni, moglibyście sprawić,bym je otrzymał.Po tym, jak Dave.po tym, co spotkało mojego szwagra.to,że w sprawie z Wasselem pokazałem, że mogę wykonywać swoją robotę nie oka-zując stronniczości.to zwróciło na mnie uwagę, nawet w Radzie.Gdyby tylkoudało mi się pociągnąć to jeszcze dalej gdybym zdołał przeciągnąć sympa-tię opinii publicznej siedmiu pozostałych światów na waszą stronę.zyskałbymzarówno w oczach odbiorców, jak Gildii.Umilkłem.Z wolna podniosłem wzrok.Przyglądał mi się z nieprzyjemną we-sołością. Spowiedz oczyszcza duszę, nawet taką jak twoja oznajmił posępnie.Powiedz mi, obmyśliłeś już sposób poprawy naszego wizerunku w oczach opiniipublicznej zaniechanych przez Pana światów? No cóż, to zależy odparłem. Musiałbym rozejrzeć się tutaj za mate-riałem do publikacji.Najpierw. Dosyć już na dzisiaj!Ponownie powstał zza biurka i rozkazał mi wzrokiem, bym zrobił to samo, coteż uczyniłem. Powrócimy do tego za kilka dni rzekł.Pożegnał mnie swym uśmiechemTorquemady. Na razie do zobaczenia, redaktorze. Do zobaczenia udało mi się wykrztusić.Odwróciłem się i całkiem roztrzęsiony wyszedłem.Nie było to drżenie całkowicie udawane.Nogi uginały się pode mną jak popełnym napięcia balansowaniu na krawędzi przepaści, a język przysechł mi dopodniebienia.Przez kilka następnych dni wałęsałem się bez celu po mieście, udając, że pod-patruję koloryt lokalny.Wreszcie na czwarty dzień po widzeniu z Brightem zo-stałem znowu wezwany do jego gabinetu.Gdy wszedłem, stał w połowie drogimiędzy drzwiami a biurkiem i nie zrobił w moim kierunku ani kroku. Redaktorze rzekł prosto z mostu wydaje mi się, że nie możesz wyróż-niać nas w swoich doniesieniach tak, by nie zauważyli tego twoi koledzy z Gildii.129Jeśli tak, to na co możesz mi się przydać? Nie powiedziałem, że będę was wyróżniał odpowiedziałem z oburze-niem. Lecz jeśli pokażecie mi coś godnego wyróżnienia, o czym mógłbymnapisać, wówczas mógłbym uwzględnić to w swych doniesieniach. Tak. Przyjrzał mi się surowo czarnymi płomieniami oczu. Chodzwięc przypatrzyć się naszemu ludowi.Poprowadził mnie do wyjścia i wszedł razem ze mną do windy, którą zjecha-liśmy do garażu, gdzie czekał na nas sztabowy samochód.Wsiedliśmy i kierowcawywiózł nas za Council City na wieś, nagą i kamienistą, ale schludnie podzielonąna gospodarstwa. Zauważ rzekł sucho Bright, gdy przejeżdżaliśmy przez miasteczko, któ-re było niewiele większe od wioski. Tylko jeden plon zbieramy na naszychubogich światach w obfitości [ Pobierz całość w formacie PDF ]