[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jedziemy na Howser Street?My? Poczułam, że robi mi się trochę niedobrze.Lula zatrzasnęła szufladę katalogów.- Chwila.Chyba nie pojedziecie beze mnie! A jeśli coś się wydarzy? A jeśli będziesz potrzebować dużej kobiety w pełni sił - na przykład mnie - żeby wyprostować sytuację?Bardzo lubię Lulę, ale kiedy ostatnio pracowałyśmy razem, przytyłam prawie cztery kilogramy i niemal mnie aresztowano za zastrzelenie martwego faceta.- To ja jadę na Howser Street - oznajmiłam.- Ja i tylko ja.Jedna osoba.Steve McQueen pracował sam.- Nie chciałabym cię urazić - zareplikowała Lula - ale nie jesteś Steve'em McQueenem.I może się zdarzyć, że będę ci potrzebna.Poza tym będzie fajnie.Znowu razem, ty i ja!- I ja - upomniał się Sally.- Ja też jadę.- O kurczę! Trzy muszkieterki!Lula objęła dom pani Nowicki jednym spojrzeniem- Mama Maxine chyba nie bardzo dba o swoje gniazdko.Siedzieliśmy w firebirdzie Luli.Sally na tylnym siedzeniu dorabiał partię gitary do rapu Luli.Lula wyłączyła silnik, muzyka ucichła, a Sally oprzytomniał.- Trochę tu niesamowicie - zauważył.- Macie chyba broń, nie?- Nie - odparłam.- Nie bierzemy broni po to, żeby znaleźć wiadomość.- A to, kurna, rozczarowanie.Myślałem, że otworzycie drzwi z kopa, wlecicie do środka i od razu puścicie serię! No, żeby im pokazać.- Musisz przestać brać prochy od samego rana - powiadomiła go Lula.- Jak tak dalej będziesz robić, wypadną ci wszystkie włosy z nosa.Rozpięłam pasy.- Na ganku widzę jakąś ławeczkę.Jeśli szczęście nam dopisze, nie będziemy musieli wchodzić do domu.Przeszliśmy przez wyłysiały trawnik.Lula postawiła nogę na pierwszym schodku i zawahała się, gdy jęknął pod jej ciężarem.Stanęła na drugim, starannie omijając przegniłe deski.Sally usiłował iść na palcach.W drewniakach.Klik, klak, klik, klak.I to ma być podstępny transwestyta.Oboje chwycili ławeczkę z dwóch stron i przewrócili ją.Na spodzie nie było żadnej kartki.- Może ją zwiało? - podsunęła Lula.W całym Jersey od dawna nie odnotowano ani jednego podmuchu wiatru, ale przeszukaliśmy całe podwórko, idąc tyralierą.I nic.- Ha - sapnęła Lula.- Zostaliśmy wpuszczeni w maliny.Pod gankiem znajdowała się wolna przestrzeń ogrodzona drewnianą kratą.Zajrzałam tam na czworakach.- W liście było napisane: pod ławką.To może znaczyć pod gankiem, pod ławką.Pobiegłam truchtem do samochodu i wróciłam z latarką, którą trzymałam ukrytą w schowku na rękawiczki.Znowu kucnęłam i omiotłam czarną przejrzeń promieniem światła.Owszem, dokładnie pod ławką znajdował się szklany słój.W snopie światła zabłysło dwoje żółtych oczu, które po chwili zniknęły.- I co? Jest? - dopytywała się Lula.- Mhm.- No więc?- Są tam jakieś oczy.Małe, żółte, brzydkie.I pająki.Masa pająków.Lula wzdrygnęła się mimowolnie.Sally dokonał kolejnej poprawki stringów.- Weszłabym tam, ale kobieta moich rozmiarów nie zmieści się pod gankiem - powiedziała Lula.- Wielka szkoda.- Myślę, że się zmieścisz.- O nie, nic z tego.Na pewno się nie zmieszczę.Rozważyłam kwestię pająków.- Tak.Ja też się chyba nie zmieszczę.- Ja się zmieszczę - oznajmił Sally.- Ale tam nie wejdę.Zapłaciłem dwadzieścia dolców za ten manikiur i na pewno nie będę grzebać pod jakimś zaszczurzonym gankiem.Schyliłam się i znowu spojrzałam.- Może moglibyśmy wyciągnąć słój grabiami?- E, nie - zniechęciła mnie Lula.- Grabie nie dosięgną.Trzeba je włożyć z tej strony, a to za daleko.Zresztą skąd wziąć grabie?- Moglibyśmy pożyczyć od pani Nowicki.- Jasne.Spójrz tylko na ten trawnik.Zakładam się, że pani Nowicki nie zajmuje się ogrodem.- Lula wspięła się na palce i zajrzała do okna.- Może nawet nic ma jej w domu.Pewnie by już wyszła, żeby spytać, co robimy na jej ganku.- podeszła do innego okna i przycisnęła nos do szyby.- Oho!- Co: oho? -Nie znosiłam tych jej “oho".- Sama zobacz.Sally i ja podbiegliśmy do okna i rozpłaszczyliśmy nosy na szkle.Pani Nowicki leżała bezwładnie na podłodze kuchni.Głowę miała owiniętą żółtym zakrwawionym ręcznikiem, obok poniewierała się pusta butelka po whisky.- Pogrom - obwieściła Lula grobowym głosem.- Chcesz grabie, to sobie sama weź.Zapukałam do okna.- Proszę pani!Pani Nowicki nawet nie drgnęła.- To się musiało zdarzyć całkiem niedawno - powiedziała Lula.- Gdyby leżała dłużej w tym upale, byłaby już spuchnięta jak plażowa piłka.Mogłaby nawet eksplodować.Wszędzie flaki i robale.- Chciałbym to zobaczyć - odezwał się Sally.- Może wrócimy tu za parę godzin?Odwróciłam się i znowu pomaszerowałam do samochodu.- Musimy zadzwonić na policję.Lula ruszyła tuż za mną.- Tylko nie “my".Dostaję gęsiej skórki na widok policjantów.- Już nie jesteś prostytutką.Nie musisz się ich bać.- To trauma - powiadomiła mnie Lula z godnością.Po dziesięciu minutach wokół nas błyskały błękitne i białe światła.Carl Constanza wysiadł z pierwszego samochodu i pokręcił głową.Znam go od podstawówki.Zawsze był chudym dzieciakiem z kiepską fryzurą, wygadanym jak wszyscy diabli.Przez ostatnie lata nabrał trochę ciała i znalazł lepszego fryzjera.Nadal jest wygadany, ale pod tym wszystkim kryje się dobry człowiek i świetny gliniarz.- Znowu trup? - spytał.- Co jest, chcesz się dostać do Księgi Guinnessa? Najwięcej trupów znalezionych przez jedną osobę w Trenton?- Leży w kuchni, na podłodze.Nie weszliśmy do domu.Drzwi są zamknięte.- Skąd wiesz, że leży na podłodze, skoro drzwi są zamknięte?- No, bo przypadkiem spojrzałam w okno i.Carl uniósł dłoń.- Nie mów, nie chcę tego słyszeć.Przepraszam, że spytałem.Policjant z drugiego samochodu podszedł do okna i stanął z ręką na kaburze.- No fakt, leży na podłodze - zaraportował.Zastukał do okna.- Proszę pani! - Odwrócił się do nas, mrużąc oczy przed rażącym słońcem.- Wygląda, jakby nie żyła.Carl podszedł do drzwi i zapukał.- Proszę pani! Policja! - Zapukał głośniej.- Wchodzimy! - Rąbnął pięścią drzwi, przegniłe drewno puściło i dom stanął przed nami otworem.Poszłam za Carlem i przyjrzałam się, jak usiłuje wyczuć puls pani Nowicki.Na zlewie leżały inne zakrwawione ręczniki oraz umazany krwią nóż do obierania warzyw.W pierwszej chwili sądziłam, że pani Nowicki została zastrzelona, ale nigdzie nie widziałam broni i śladów walki.- Lepiej zadzwonić po koronera - odezwał się Carl.- Nie wiem, co tu właściwie mamy.Sally i Lula zajęli stanowiska pod ścianą.- I co o tym sądzisz? - spytała Lula, zwracając się do Carla.Wzruszył ramionami.- Nic.Wygląda na martwą.Lula pokiwała głową.- Też tak sądziłam.Jak tylko ją zobaczyłam, powiedziałam sobie: niech to, ta kobieta jest martwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]