RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta sprawa przestała byćprosta.Mo nadal się nie ujawnił.Zabito człowieka.Grożono mi śmiercią.I zapomnia-łam powiedzieć Morellemu o paru drobiazgach.Nie wspominając już o cieście mojejmatki.Kiedy wróciłam na parking, wszystko wyglądało tak samo.W moim mieszkaniu pa-liło się światło.Samochód Morellego nadal stał na swoim miejscu.Wokół chryslera, któ-ry posłużył panu Weinsteinowi za cel strzelecki, zebrała się grupka osób.Pan Weinsteintrzymał wielką plastikową płachtę i taśmę klejącą. Jeszcze chwila i odjechałby moim samochodem, mówię wam  relacjonował. Lepsza zbita szyba niż skradziony wóz. Zwięta prawda  przyświadczył Arty Boyt. Dobrze, że miałeś pod ręką broń.Wszyscy przytaknęli.Pewnie, że dobrze.Wśliznęłam się do budynku i zadzwoniłam do mieszkania z automatu telefoniczne-go, który znajduje się w holu. To znowu ja  powiedziałam, kiedy Morelli podniósł słuchawkę. Gdzie jesteś? Daleko. Kłamczucha. W jego głosie zabrzmiało rozbawienie. Widziałem, jak szłaśprzez parking Dlaczego mnie podglądasz? Policjanci nikogo nie podglądają.Policjanci prowadzą śledztwo. Dobra.Dlaczego mnie śledzisz? Musimy porozmawiać. Tylko tyle? Porozmawiać? A co myślałaś? Nic.Oboje zamilkliśmy, rozważając to, co mogłam sobie pomyśleć. No  odezwałam się wreszcie. To o czym chcesz porozmawiać?78  O Mo, i nie przez telefon. Słyszałam, że niektórzy chcą mnie aresztować. Tak, ale ja nie  oznajmił Morelli. Dasz mi słowo? Dziś cię nie aresztuję.Nie będę ci składał długoterminowych zobowiązań.Kiedy wysiadłam z windy, Morelli czekał już na mnie w otwartych drzwiach. Wyglądasz, jakbyś była zmarznięta i zmęczona. Uskakiwanie przed kulami jest męczące.Nie rozumiem, jak wy, policjanci, może-cie to robić dzień w dzień. Zakładam, że mówisz o panu Weinsteinie.Powiesiłam na wieszaku kurtkę i torbę. Mówię o całej ludzkości.Ludzie bez przerwy do mnie strzelają.Ukroiłam sobie wielki kawał ciasta i opowiedziałam Morellemu o Wężu. I co o tym sądzisz?  spytałam. Sądzę, że łowcy nagród powinni zdawać egzamin i dostawać licencję.I myślę, żepewnie byś oblała. Dopiero się uczę. Jasne.Miejmy nadzieję, że nie dasz się zabić w trakcie tej nauki.Zazwyczaj uznaję takie uwagi za obrazę, ale sama myślałam coś bardzo zbliżonego. Co się może dziać z wujkiem Mo? Nie wiem  przyznał Morelli. Najpierw martwiłem się, że nie żyje.Teraz samjuż nie wiem, co o tym myśleć. Jakie odciski palców znalezliście w sklepie? Twoje, Mo i Andersa z klamki tylnych drzwi.Nie zawracaliśmy sobie głowy miej-scami dostępnymi społeczeństwu.Wyodrębnilibyśmy pół dzielnicy. Sąsiedzi coś zauważyli? Tylko pani z naprzeciwka, która zgłosiła na policji, że widziała światło latarki. Morelli oparł się o stół w kuchni i założył ręce. Jeszcze jakieś pytania? Wiesz, kto zabił Andersa? Nie.A ty?Opłukałam talerz i wstawiłam go do zmywarki. Nie. Zerknęłam na Morellego. Jak Anders dostał się do sklepu? Słyszałam,jak gmera w zamku.Najpierw sądziłam, że ma klucz, ale drzwi się nie otworzyły.Więcdoszłam do wniosku, że pewnie próbuje otworzyć zamek wytrychem. Nie znalezliśmy śladów włamania. Możemy o tym porozmawiać nieoficjalnie? Chyba czytasz w moich myślach. Nie mówię ci tego jako policjantowi, prawda?79  Prawda.Nalałam sobie szklankę mleka. Oto, co wiem.Tylne drzwi sklepu Mo były zamknięte.Otworzyłam je kluczem,który znalazłam w jego mieszkaniu.Po wejściu znowu je zamknęłam.Były zamkniętena klucz, kiedy Ronald Anders chciał się dostać do środka.Najpierw wydawało mi się,że ma klucz, ale drzwi się nie otworzyły.Przez parę minut szarpał się z nimi i wreszciezamek ustąpił.Znalazłeś przy nim coś, czego mógłby użyć do otworzenia zamka? Nie. Znalezliście przy nim klucz do sklepu? Nie.Uniosłam brwi.Morelli też uniósł brwi. Ktoś chyba ukradł klucz, który się nie sprawdził  powiedziałam. A może ktośotworzył drzwi tym parszywym kluczem, wpuścił Ronalda Andersa, zniknął na paręminut, wrócił i go zabił.Oboje westchnęliśmy.Logika podpowiadała, że jedyną osobą, posiadającą ten par-szywy klucz musiał być wujek Mo.A w świetle odkrycia, iż wujek Mo bywał czasem naStark Street, hipoteza o jego znajomości z Ronaldem Andersem wcale nie wydawała siętak nieprawdopodobna.Może wszystko to ma związek z narkotykami.Może Mo jestćpunem.Jasny gwint, może sam sprzedaje narkotyki.Po przejrzeniu jego lektur do po-duszki byłam skłonna uwierzyć niemal we wszystko. Czy ktokolwiek rozmawiał z dzieciakami, które przychodziły do sklepu?  spyta-łam Morellego. Nigdy nie słyszałeś, żeby ze sklepu Mo wychodziły jakieś prochy? Wprost odwrotnie  powiedział Morelli. Sklep Mo był strefą bezpieczeństwa.Mo jest w ochotniczej organizacji przeciwnarkotykowej.Wszyscy o tym wiedzą.Wpadłam na inny pomysł. Co to za organizacja? Na tyle zorganizowana, że mogłaby zamordować handla-rza narkotyków?Morelli obrzucił mnie nieprzeniknionym spojrzeniem właściwym policjantom. To by było bardzo dziwne  ciągnęłam. Kochany, staroświecki dziadek okazu-je się mordercą.Zemsta inicjatywy prywatnej.Anders dostał w plecy.Miał broń, ale po nią nie sięgnął.Znaleziono ją, kiedy po-licjanci odwrócili ciało.Była zatknięta za pleciony pasek raperskich spodni Andersa.Osoba, która stanie przed sądem oskarżona o jego zabójstwo, będzie się musiała ciężkonapracować, żeby udowodnić, iż strzelała w samoobronie. Koniec?  spytałam. Na razie.Morelli był ubrany w dżinsy, wysokie buty i koszulę z podwiniętymi rękawami.Dopasa miał przypięty służbowy pistolet.Zdjął z wieszaka wojskową kurtkę.80  Będę ci wdzięczny, jeśli przez parę dni powstrzymasz się od wycieczek poza gra-nice kraju  powiedział. Jejku, to co ja zrobię z tymi biletami do Monako?Połaskotał mnie pod brodą, uśmiechnął się i poszedł sobie.Przez chwilę wpatrywa-łam się w zamknięte drzwi.Połaskotał mnie pod brodą.Co to znaczy? Niegdyś Morel-li usiłował wsadzić mi język aż do gardła.A przynajmniej zrobić jakąś sprośną uwagę.Kiedy się nad tym zastanowiłam, doszłam do wniosku, że od dnia, w którym przyniósłmi pizzę, zachowywał się jak dżentelmen.A wczorajsza noc? Wyszedł, nie uścisnąwszymi nawet ręki.Spojrzałam w lustro.Włosy nadal miałam wciśnięte pod włóczkową narciarkę.Nie-specjalnie seksownie, ale do tej pory Morellemu takie rzeczy nie przeszkadzały.Zdję-łam czapkę i moje włosy ukazały się w całej krasie.Dobrze, że nie zrobiłam tego przyMorellim.Poszłam do kuchni i zadzwoniłam do Rangera. No?  odezwał się. Czy ktoś chwali się, że zabił Ronalda Andersa? Ostatnio nikt się niczym nie chwali.Na ulicach cisza. Cicha wojna? Nie wiem.Zniknęło paru gości.Paru narkomanów nie żyje.Podobno ktoś likwi-duje ludzi. Przedawkowali? Tak stoi w ich aktach zgonu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl