[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aktorka prowincjonalna - jak to banalniebrzmi, kilka ról w miejscowym teatrze, próby napisaniasztuki dla kółka teatralnego lokalnego liceum, pokój wstarej kamienicy.Niewiele tego było.Spojrzałam znowuna mojego kolegę - był przystojny, czas wyraznie działałna jego korzyść.Zaraz też wróciłam do swoich rozważań.Cóż, właściwie ja lubiłam swoje bytowanie, to małe miasto, stary rynek, nawet okropnego starszego pana z przeciwka.I pajaca z gałganów, który przeżył ze mną szmatżycia i z którym prowadziłam długie dyskusje.Przywiązywałam się łatwo do rzeczy martwych, gdyż one rzadkokiedy mnie zawodziły, w przeciwieństwie do ludzi.Przyjazd Lesia i propozycja dzisiejszego przyjęcia najego cześć naruszyła plan mojego popołudnia i zburzyłajego porządek.Miałam do rozwiązania zawiłą kwestięerotyczną pomiędzy bohaterami mojej sztuki.Przymierzałam się do kilku posunięć, układałam w myślach kwestie, nawet przyłapałam się na tym, że mówię do siebie.- Powtarza pani rolę - ni to potwierdziła, ni to zapytałasąsiadka, którą spotkałam na półpiętrze mojej kamienicy.Uśmiechnęła się do mnie życzliwie.Byłam tu łubiana.Naprawdę nie miałam ochoty na tę imprezę.Poza tymLesio był niepokojąco przystojny.Odprowadził mnie dodomu przez ryneczek, na którym paliły się latarnie.Za70trzymał mnie w kręgu światła jednej z nich i powiedział:Ela, ja nie żartowałem, pytałem poważnie.Wyjdziesz zamnie za mąż? Odskoczyłam oburzona i wściekła.Ale niepozwolił mi dojść do słowa.- Nic nie mów, ja wiem, pewnie jesteś zaskoczona, samnie umiem tego wytłumaczyć, ale kiedy cię ujrzałem, tobyło tak, jak gdyby nie minęło tych kilkanaście lat.Przecież zawsze byłem w tobie zakochany.Teraz dopiero poczułem, że jestem na właściwym miejscu - bo ty tu jesteś.Wzruszyłam ramionami, co za kiczowata historia, nawet nie miałam ochoty go pytać, dlaczego niby kochającmnie cały czas nie pisał ani nie był zainteresowany mojąosobą.Odwróciłam się na pięcie i poszłam w stronę mojejkamienicy.Dobrze, że chociaż była to najładniejsza budowla na tej ulicy.Kiedy wyjmowałam klucz z torebki,poczułam na ramieniu rękę Lesia.- Ela, ja mówię poważnie.Przez tych kilkanaście lattkwiłaś we mnie.Nie pozwolę ci odejść.Może dlategowróciłem.Wyrwałam się energicznie, doprawdy za wiele jak najeden wieczór.- Lesiu, pożegnajmy się, bo zaczynam już tracić cierpliwość - powiedziałam chłodno.- A może zaprosisz mnie na górę? - zapytał.Wydawałomi się, że widzę w jego oczach kpinę.Trzasnęłam mudrzwiami przed nosem.Prawie z ulgą ogarnęłam wzrokiem brzydotę pokoju.Stosy czasopism, przeczytanych, a właściwie zaczytanychna śmierć książek, zniszczona narzuta na łóżku.Ale tobyło przynajmniej znajome i bliskie, działało kojąco jakciepła kąpiel.Wyciągnęłam się na tapczanie zrzucającpantofle.- Ten Lesio musi mieć szalone powodzenie ukobiet, znakomicie mu z opalenizną, no i świetnie opowiada - myślałam leniwie.Nagle perypetie moich scenicznychbohaterów wydały się być mdłe i bezbarwne.Postanowiłam zacząć sztukę od początku.71Minęło kilkanaście dni, które były niezmiernie pracowite.Próby, telefony, zakupy, wieczorami ślęczała nadsztuką.Główny bohater zaczynał niebezpiecznie przypominać Lesia.Nie wzbraniała się przed tym, wcielając sięw rolę kobiety.Oczywiście finał będzie tragiczny, onapozostaje samotna, on wyjeżdża w świat, gdzie czekają goinne kobiety, nowe przygody.Jej pozostaje nuda miasteczka, plotki, które zatrują życie, może próba samobójstwa.Zdawała sobie sprawę, że jest to dość banalne, ale w końcu- samo życie, ludzie uwielbiają takie kawałki.Zastanawiała się nad zmianą zakończenia na bardziejoptymistyczne, chociaż czy to mogło się dobrze skończyć?Na pewno nie z takim mężczyzną jak Lesio.Przeszył jądreszcz zgrozy, nie chciałaby się znalezć na miejscu swojejbohaterki.Jeszcze kawa, papieros.Musi dzisiaj to skończyć.Parząc mocny, brązowy płyn popatrzyła w lustro.- Starzejesz się moja miła.Tylko te włosy.Potrząsa rudąburzą.Jest na co popatrzeć.Cała reszta - zbyt blada, zbytanemiczna.Trzeba amatora na taką wypłowiałą akwarelę.Odwróciła się z niechęcią.Dzwonek do drzwi.Psiakrew- zaklęła otulając się szczelniej szlafrokiem - kto to możebyć? Otworzyła - najpierw wpadła jej w ręce ogromnawiązanka kwiatów, za którą już tylko domyśliła się Lesia.- Wiem - mówi uprzedzając jej wymówki - wiem, że jestpózno, ale miałem sto tysięcy spraw do załatwienia.Czyw przyszłym tygodniu będziesz miała chwilę czasu? I nieczekając na jej odpowiedz mówi dalej.- Chcę żebyśmywzięli ślub właśnie w następnym tygodniu, bo za dziesięćdni muszę być w Paryżu, przy okazji zrobimy sobie podróżpoślubną.Co ty na to?Elżbieta oparła się o framugę drzwi, chociaż właściwiemiała ochotę osunąć się na podłogę.Nawet własny pokójwydawał się jej nierzeczywisty.- Jak zła dekoracja dojeszcze marniejszej sztuki - przepłynęło jej przez głowę.Tylko ten człowiek przed nią.Taki pełen energii, zadowolony z siebie.72- Coś taka blada? Nie wiedziałem, że robię takie wrażenie na kobietach - dorzuca mrużąc oczy z wyraznąkpiną.- Wyjdz stąd - mówi spokojnie Elżbieta - mam dużopracy.Zamyka za nim drzwi.I nagle ma wrażenie, że to byłsen.Po prostu zasnęła nad swoją sztuką.Tylko ten pękkwiatów.Co on powiedział wychodząc? Ach, tak.Zapytał,jak można mieszkać w tak okropnym pokoju.Zapaliła papierosa.Zaraz dojdzie do siebie.To prawda,że przez chwilę miała ochotę opuścić ten pokój, to życierazem z Lesiem.Ale to był moment.Chociaż z drugiejstrony.okresowo jakaś lepsza rola, pisanie sztuk dlakółka, kawałek mięsa u rzeznika, który jest jej wielbicielem.I to już naprawdę wszystko!- Pewnie, że wszystko - skrzywił się pajac z urwanąnogą.- Ale przynajmniej to jest pewne.Nie jesteś stworzona do ryzyka.A co, może pokój przestał ci się podobać?!To go odmaluj, kup ładniejsze meble, zamiast wykupywaćfatałaszki.Kogo chcesz oczarować, swego rzeznika?- Dobrze już, dobrze, masz rację - odpowiedziała.Alenie poczuła się lepiej.Zaczęła się zastanawiać nad tym,że jeśli Lesio mówił poważnie, to może warto zaryzykować, przynajmniej Paryż.Potem.potem i tak się zleskończy.Ale Paryż.- Nie podejrzewałem cię o takie wyrachowanie - mruczypajac.- Zrozum, to nie jest wyrachowanie - zaczęła usprawiedliwiać własne sumienie - czy ty wiesz, co dla mnieznaczy zobaczyć to miasto? Przecież inaczej nigdy tam niepojadę.A Lesio? No cóż, jest taki przystojny, interesujący,nie wierzysz chyba, że zapragnął prowincjonalnej aktoreczki.A jeśli chwilowo ma kaprys i chce się ze mną ożenić,dobrze, przynajmniej to wykorzystam.- Rób jak uważasz - odburknął pajac wyraznie obrażony.- Taki jesteś zawsze przemądrzały, więc poradz, co73mam robić?! - zawołała w jego stronę, ale milczał z ironicznym grymasem na twarzy.- A właśnie pojadę do Paryża - przysięgła sobie.Potem już wszystko potoczyło się bez jej udziału.Lesioświetnie wszystko zorganizował, przyjęcie, ślub, bilety jużbyły kupione [ Pobierz całość w formacie PDF ]