[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nadal nie chciała wracać do domu, lecz Sao Paulo leżało przecieżdość blisko rodzinnego Rio.Wymyśliła, że zaszyje się w jakimś hoteliku na parędni.W dodatku mogła tam być bliżej ojca, choć nie miała przecież pojęcia, gdziejest przetrzymywany.Poza tym z Miami samoloty startowały we wszystkich moż-liwych kierunkach, zatem powrót do Brazylii wydał jej się równie dobry jak pobytw obcym kraju.Zgodnie z rutynowym postępowaniem FBI powiadomiło wszystkie przejściagraniczne, urzędy emigracyjne oraz biura podróży.Poszukiwano trzydziestojed-noletniej białej kobiety, Brazylijki, niejakiej Evy Mirandy, posługującej się praw-dopodobnie fałszywym paszportem.Kiedy ujawnione zostało nazwisko porwa-nego profesora, odkrycie prawdziwych personaliów tajemniczej prawniczki nienastręczało już większych kłopotów.Zatem gdy Leah Pires zgłosiła się do punktuodpraw paszportowych na lotnisku międzynarodowym w Miami, nie podejrzewa-ła najmniejszych problemów.Jej jedynym zmartwieniem był mężczyzna, który jąwcześniej rozpoznał i śledził.Poza tym w ciągu ostatnich dwóch tygodni paszport wystawiony na nazwiskoPires ani razu nie wzbudził żadnych zastrzeżeń.Zbiegiem okoliczności celnik zapoznał się z informacją FBI podczas niedaw-nej przerwy na kawę.Natychmiast wcisnął ukryty przycisk alarmowy, udając, żedokładnie sprawdza wpisy w paszporcie.Leah, początkowo znudzona tak dro-biazgową kontrolą, szybko pojęła, że coś się dzieje.Podróżni przy innych stano-wiskach byli odprawiani szybko, celnicy zaledwie spoglądali na pierwszą stronęi porównywali wygląd człowieka ze zdjęciem.Nieoczekiwanie stanął przy niejjakiś wyższy oficer w granatowym mundurze.Wziął jej paszport z rąk celnikai zapytał uprzejmym, acz stanowczym tonem: Będzie pani uprzejma pójść ze mną, panno Pires?239Wskazał przy tym boczny korytarz z długim szeregiem drzwi. Coś się nie zgadza? spytała nerwowo. Niezupełnie.Chcieliśmy zadać pani kilka pytań.Nieco dalej stał strażnik z pistoletem w kaburze i pojemnikiem gazu obez-władniającego przy pasie.Oficer ostentacyjnie trzymał w dłoni jej paszport.Lu-dzie czekający w kolejkach do odprawy ciekawie zerkali w tę stronę. O co chodzi? zapytała, ruszając we wskazanym kierunku.Idący przodem strażnik zatrzymał się przy drugich drzwiach. Mamy do pani tylko parę pytań powtórzył oficer, przepuszczając ją domaleńkiego pokoiku bez okien.Wewnątrz nie było żadnych sprzętów poza stołem i dwoma krzesłami.A więcmusi to być pokój szczegółowej kontroli pomyślała.Zwróciła uwagę, że naidentyfikatorze oficera widnieje nazwisko Rivera, mężczyzna nie wyglądał jednakna Latynosa. Proszę mi oddać paszport rzekła stanowczo, kiedy tylko tamten zamknąłdrzwi i zostali sami. Nie tak szybko, panno Pires.Najpierw chciałbym wyjaśnić parę rzeczy. Nie muszę odpowiadać na żadne pytania. Proszę się uspokoić i usiąść.Napije się pani kawy? A może wody sodowej? Nie, dziękuję. Czy wpisany do paszportu adres w Rio jest aktualny? Tak, oczywiście. Skąd pani przyleciała? Z Pensacoli. Którym lotem? Numer osiemset pięćdziesiąt pięć. I dokąd się pani udaje? Do Sao Paulo. A dokładnie? To chyba moja prywatna sprawa. Podróżuje pani w interesach czy turystycznie? Jakie to ma znaczenie? Otóż ma.Według wpisu w paszporcie mieszka pani w Rio de Janeiro.Za-tem gdzie zamierza się pani zatrzymać w Sao Paulo? W hotelu. W którym?Zawahała się na chwilę, usiłując sobie przypomnieć nazwę któregoś z tamtej-szych hoteli.Poniewczasie zrozumiała, że popełniła olbrzymi błąd. W. Inter-Continentalu odparła szybko, starając się zachować spo-kój.Mężczyzna zapisał nazwę hotelu na kartce.240 Podejrzewam, że ma pani zarezerwowany pokój na nazwisko Pires, praw-da? Oczywiście skłamała, odczuwając nagły przypływ ulgi.Ale to był ko-lejny błąd.Wystarczyła krótka rozmowa telefoniczna, by sprawdzić, że nie mażadnej rezerwacji. Gdzie jest pani bagaż?Znowu poczuła się nieswojo.Nerwowo zerknęła w bok, przeczuwając, że wy-raz zdumienia na twarzy może ją zdradzić. Podróżuję bez bagażu.Ktoś zapukał do drzwi.Oficer wstał, zabrał kartkę ze stołu i w przejściu za-mienił szeptem parę słów ze swoim kolegą.Eva nawet się nie obejrzała, usiłowałaza wszelką cenę nad sobą zapanować.Rivera wrócił na miejsce, trzymał przedsobą arkusz wydruku komputerowego. Według naszej ewidencji przekroczyła pani granicę przed ośmioma dniamitutaj, w Miami.Przyleciała pani z Londynu samolotem, który wystartował z Zu-rychu.Osiem dni i żadnego bagażu? To dosyć dziwne, prawda? Ale to chyba nie jest jeszcze przestępstwem? Nie, ale przestępstwem jest posługiwanie się fałszywym paszportem.Przy-najmniej według naszych, amerykańskich przepisów prawa.Popatrzyła na leżący na stole paszport.Doskonale wiedziała, że jest podrobio-ny. Mój paszport nie jest fałszywy oznajmiła stanowczym tonem. Czy zna pani kobietę o nazwisku Eva Miranda? zapytał Rivera.Nie potrafiła ukryć zdumienia.Serce jej w piersi zamarło.Natychmiast zdałasobie sprawę, iż dalsze kłamstwa nie mają żadnego sensu.Rivera także świetnie wiedział, że trafił bez pudła. Będę musiał powiadomić FBI, a to trochę potrwa. Zostałam aresztowana? Jeszcze nie. Jestem prawnikiem, a zatem. Wiemy o tym.Mamy jednak pełne prawo zatrzymać panią na przesłucha-nie.Nasze biura znajdują się piętro niżej.Chodzmy.Szła jak na ścięcie, kurczowo przyciskając torebkę do piersi.Prawie nie pa-trzyła przed siebie.Długi stół konferencyjny był założony papierami i kartonowymi teczkami nadokumenty.Obok nich walały się pomięte kartki z notatnika, serwetki, plastiko-we kubeczki po kawie, a nawet nie dojedzone kanapki ze szpitalnego bufetu.Odlunchu minęło już pięć godzin, lecz żadnemu z prawników nie była w głowie241przerwa na obiad.Można było odnieść wrażenie, iż czas płynie normalnie tylkoza drzwiami, natomiast w tej sali stanął w miejscu.Obaj byli boso [ Pobierz całość w formacie PDF ]