[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sytuacja Jest niezwykła, nigdy dotąd nic podobnego się nie wydarzyło i widzę niezwykle wysokie prawdopodobieństwo poniesienia uszczerbku zarówno fizycznego, jak i psychicznego, gdybym tu pozostał.Dlatego decyduję się odejść.- Wszedł w tłum krabów i skierował się do wyjścia.- Bierzemy dziekana? - zapytałem B'oosę.Skinął głową.- I wiejemy jak Przewodnik, tylko szybciej.Przysunęliśmy się do Pancho, Miko i Alegrii.- Jak dotąd nie zwrócili na nas najmniejszej uwagi - zauważył B’oosa.- Proponuję po prostu podejść i zabrać go.Jeśli rozpoczną walkę, będziemy bić się, jeśli nie, uciekamy - mówił szeptem, pomimo że kraby pozbawione były chyba również słuchu.- Wiemy, że nie są silne i nie sądzę, by były szybkie.Powinno się nam udać.Nie mamy czasu, żeby się zastanawiać, a tym bardziej żeby wracać po pomoc na statek.To była prawda.Wyglądało na to, że dziekan przewidziany jest dzisiaj jako danie główne i że obiad wkrótce się zacznie.Nie było czasu na wymyślanie skomplikowanych rozwiązań.I może one rzeczywiście nas nie widzą.- Idziemy - powiedział Pancho.Zrobiliśmy kółko i zbliżyliśmy się do podwyższenia od tyłu.Tam był mniejszy tłok.- Ja zajmę się krabem.Ty, Carl, porywasz dziekana.Alegria, Miko i Pancho bądźcie gotowi przepędzić każdego, który się do nas zbliży.Trudno było nazwać to skomplikowanym planem, ale nie mieliśmy żadnego innego.Podeszliśmy do podwyższenia, nie wywołując najmniejszego poruszenia, tak jakbyśmy dla nich zupełnie nie istnieli.B'oosa wskoczył pierwszy, ja tuż za nim.Dziekan leżał na małym stole, a pochylony krab dotykał go kończynami.Ruszyłem w jego kierunku.Prawie się nam udało.Gdy byłem zaledwie o dwa kroki od dziekana, krab po raz pierwszy dał poznać po sobie, że mnie zauważa.Wyprostował się i zwrócił w moją stronę kilkoro oczu na słupkach.Zostałem zatrzymany w pół kroku.Mimo że każdy mięsień mojego ciała chciał wykonać te brakujące dwa kroki, nie byłem w stanie zrobić najmniejszego ruchu.Nie mogłem oddychać.Nawet moje serce przestało pracować.Tak mi się przynajmniej wydawało.Zdawałem sobie sprawę z zimnego dotyku, nie fizycznego, lecz sięgającego w głąb mego umysłu, mojego ja.Widziałem dziekana i myślałem o tym, co powiedział Przewodnik.“Jego świadomość odeszła”.Co będzie ze mną? B’oosa leżał zwinięty w kłębek.Nie oddychał.Stawiając niepewne kroki, krab zbliżał się teraz do mnie, cicho stukając odnóżami o metalową podłogę.Podszedł i dotknął mojego czoła zimnymi szczypcami.Z każdą chwilą stawałem się coraz słabszy, świat wirował mi przed oczami.Chciałem zamknąć powieki, lecz brakowało mi sił, odbierano mi wszystko, a ja nie mogłem się temu przeciwstawić.Mój umysł walczył jeszcze, ale przegrywałem.Nie pamiętałem imienia mojego ojca.Nie pamiętałem imienia mężczyzny leżącego na podłodze.Przecież powinienem je znać.Nie pamiętałem, po co tu przyszedłem.Nie pamiętałem.Nie.VPodział.Jedno staje się wielością.Wymiana protein, wymiana życiodajnych sil.Woda, świat.Wieloświadomość.Poszukiwanie życia, światła, schronienia, pożywienia.Rzeczy wchłonięte stają się częścią całości.Jedność w różnorodności Z wody do gwiazd w trylionach pokoleń.Wszystko pochodzi od matki-komórki - niech będzie błogosławiona, błogosławiona na wieki wieków jak było na początku.I niech tak będzie zawsze.Moje rozproszone siostry wypełniają nasz świat, wypełniają wszechświat Śpiewają pieśń o wieczności.Dołączam do nich przez lata.* * *Zniszczyć całkowicie niedobre życie.To rozkaz, słowo od wojownika-serca.To najważniejsze zadanie.Wszystko musi upaść przed naszą potęgą.Dobre życie zawładnie wszystkimi ramionami Galaktyki.Pamiętam.Pamiętam.* * *Wychodzę ze skrętu przestrzeni w system gwiezdny, siedzibę Larbach.Odmówili podporządkowania się naszej oczywistej wyższości.Trwali w swym uporze przez dwie setki obrotów i nadszedł, w końcu rozkaz od wojownika-wodza.Anihilować.Z dumą kieruję statek i naciskam przycisk.Drażnię ich słońce, wprowadzam je w szał.W wyniku tej prostej akcji ginie sto miliardów ludzi.Wspaniale zwycięstwo.Nikt nie zdążył nawet wystrzelić w naszym kierunku.Sto miliardów ludzi.Żałuję, że nie było ich więcej.Pamiętam.* * *Dobre życie zawładnie wszystkimi ramionami Galaktyki.Wszystko musi upaść przed naszą potęgą.To najważniejsze zadanie.Nienawiść i śmierć niedobremu życiu.* * *Taki piękny kwiat.Piękny, piękny kwiat.Ładny kwiat, szczęśliwy kwiat.Taki piękny kwiat.Szczęśliwy kwiat.Taki piękny.Taki piękny.Taki piękny.* * ** * *Swoboda.Unoszą mnie wiatry.Moje sita są pełne, a jedynym moim zmartwieniem są świerszcze podszczypujące moją lotną pianę.Aby temu zaradzić, musiałbym pozostawać w cieniu, przykleić się do chmur [ Pobierz całość w formacie PDF ]