[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.OddajÄ…c mulist Strzemskiej, mruknÄ…Å‚ w formie komunaÅ‚u: Urodzona egzotyczka i filozofka.Dziwne miewa nastroje w tych krajach podzwrotniko-wych.Po czym, zmieniajÄ…c ton, rzekÅ‚: WiÄ™c proszÄ™ pana spakować siÄ™ dziÅ›, bo jutro przeniesie siÄ™ pan na nowÄ… kwaterÄ™.Po-wtarzam: nie mogÄ™ pozwolić, aby mój sekretarz mieszkaÅ‚ w takiej norze. Ekscelencjo, ależ ja mieszkania innego nie mam, gdzież je teraz, w dzisiejszych warun-kach, znajdÄ™ tak prÄ™dko.Do jutra to zupeÅ‚ne niepodobieÅ„stwo. O tym pomyÅ›laÅ‚em i mieszkanie dziÅ› siÄ™ już opróżni.RozporzÄ…dzenie wydano. Jak to? Komu? Jakim sposobem.opróżni siÄ™? Co to znaczy? Nie rozumiem. Ach, panie, to takie Å‚atwe do zrozumienia! A oto proszÄ™ adres, dokÄ…d ma siÄ™ pan prze-nieść.W każdym razie bÄ™dzie miaÅ‚ pan bliżej do biura niż dotychczas.Sprawa przenosin dotknęła pana Jacka niemile.PostanowiÅ‚ zbadać, gdzie i jakim sposo-bem zdobyto dla niego mieszkanie.PoszedÅ‚ niezwÅ‚ocznie pod wskazany adres.OtworzyÅ‚a mudrzwi niemÅ‚oda kobieta, biednie ubrana, ale widocznie ze sfery inteligentnej.Na widok nie-znajomego twarz jej zbladÅ‚a silniej.Pan Jacek wszedÅ‚ i uczuÅ‚ od razu, że jest intruzem.Za progiem maÅ‚ego przedpokoju staÅ‚agromadka dzieci wystraszonych, nÄ™dznych.WszÄ™dzie byÅ‚ nieÅ‚ad, na podÅ‚odze walaÅ‚y siÄ™ spa-kowane toboÅ‚y. Przepraszam, że nachodzÄ™, ale mam sprawdzić, czy ten lokal zostaÅ‚ opróżniony.Paniwyjeżdża? spytaÅ‚ pan Jacek.Kobieta zaÅ›miaÅ‚a siÄ™ przykro. A tak, wyjeżdżam, tylko nie z wÅ‚asnej woli. Jak to? A któż paniÄ… zmusza? WiÄ™c pan nie wie, że to mieszkanie zarekwirowano dla jakiegoÅ› posÅ‚a z jakiegoÅ› tam po-selstwa? DziÅ› kazano mi siÄ™ wyprowadzić bodaj na bruk, bo mieszkanie ma być jutro gotowe.CaÅ‚y dzieÅ„ przychodzÄ… te figury od rekwizycji i przynaglajÄ… mnie.Zaczęła pÅ‚akać, wskazujÄ…c na dzieci desperackim ruchem. Tyle mam drobiazgu i jestem wdowÄ….Sama zarabiam na utrzymanie nas wszystkich, adzieci zostawiam pod opiekÄ… poczciwej sÄ…siadki.A teraz trzeba bÄ™dzie iść do suteryny.Tu jużmieszkam dawno, pÅ‚acÄ™ akuratnie i wystarcza mi.Ale nowe mieszkanie zdobyć w dzisiej-szych warunkach to nad moje siÅ‚y.OtarÅ‚a oczy i surowo spojrzaÅ‚a na pana Jacka. Czy pan z biura rekwizycji? Nie, pani. Przecie pan chyba nie ten poseÅ‚, dla którego mnie wyrzucajÄ….ZresztÄ… sÅ‚yszaÅ‚am, że tomieszkanie nie dla posÅ‚a żadnego, tylko dla jakiegoÅ› urzÄ™dnika.Nie wiadomo, za co pozba-wiajÄ… ludzi dachu nad gÅ‚owÄ….A czyż to jeden wypadek ze mnÄ….CiÄ…gle siÄ™ o tym sÅ‚yszy.Westchnęła ciężko z gÅ‚Ä™bi piersi. Takie panujÄ… u nas teraz porzÄ…dki w wolnej Polsce mówiÅ‚a. CzÅ‚owiek żyje jak ptakna gaÅ‚Ä™zi i nie wie, kiedy go i jaki wiatr zwieje.Nagle spojrzaÅ‚a badawczo na pana Jacka. Ale wÅ‚aÅ›ciwie czego pan sobie życzy i.kto pan jest?Pan Jacek skÅ‚oniÅ‚ siÄ™. Pani wybaczy, lecz poinformowano mnie mylnie.Przepraszam.CofnÄ…Å‚ siÄ™ i wyszedÅ‚.ByÅ‚ przygnÄ™biony tym, co widziaÅ‚ i sÅ‚yszaÅ‚.ChciaÅ‚ siÄ™ natychmiastrozmówić z MgÅ‚awiczem.PoszedÅ‚ w stronÄ™ jego prywatnego mieszkania.50IXWieczór jesienny, rozżarzony mnóstwem Å›wiateÅ‚ elektrycznych, ciskajÄ…cych w mgÅ‚Ä™ czar-nego nieba snopy blasków wężowych, zastaÅ‚ pana Jacka przy gmachu, w którym mieszkaÅ‚MgÅ‚awicz.Przed podjazdem staÅ‚o kilka karet i samochodów.Z drzwi wejÅ›ciowych biÅ‚y ja-skrawe promienie elektrycznych lamp.ZlizgaÅ‚y siÄ™ zÅ‚ote ćmy drgajÄ…cych blasków po stroj-nych, lakierowanych pudÅ‚ach samochodów, ciskaÅ‚y siÄ™ w szyby karecianych okien, muskaÅ‚yzÅ‚otym pyÅ‚em spasione grzbiety rasowych koni.Rój przechodniów gapiÅ‚ siÄ™ na pojazdy i roz-żarzone rozety okien.Szoferzy w kudÅ‚atych futrach rozmawiali ze stangretami, czyniÄ…c gÅ‚o-Å›ne uwagi o zabawie.Pan Jacek otworzyÅ‚ drzwi i na schodach, wysÅ‚anych dywanem, usÅ‚yszaÅ‚ drażniÄ…ce tonymuzyki.W przedpokoju znajomy sÅ‚użący oznajmiÅ‚ mu, że ekscelencja przyjmuje dziÅ› goÅ›ci ijest wÅ‚aÅ›nie w salonie, gdzie taÅ„czÄ….Po czym wskazaÅ‚ mu drzwi do gabinetu, proszÄ…c, abytam zaczekaÅ‚.Starzec wszedÅ‚ i stanÄ…Å‚ jak wryty.W kÄ…cie, pod jedwabnym abażurem Å‚ososiowego koloru, na pluszowej kanapce leżaÅ‚astrojna kobieta półnaga w jakichÅ› pajÄ™czych tiulach.Nogi w cielistych poÅ„czochach i pÅ‚ytkichlakierkach zaÅ‚ożone miaÅ‚a na niskiej porÄ™czy kanapki, w ustach trzymaÅ‚a papierosa.Przy niejklÄ™czaÅ‚ mężczyzna w wojskowym mundurze, obrócony plecami do drzwi.Oboje nie spostrze-gli wchodzÄ…cego pana Jacka.Mężczyzna o coÅ› bÅ‚agaÅ‚, twarz kobiety zasnuta byÅ‚a dymem. Zlituj siÄ™, przecie on może wejść zaÅ›miaÅ‚a siÄ™ ona. Aleksy? BÄ…dz spokojna. Ależ nie on, tylko. Ach, twój mąż.Już go tam utopili w szampanie, zajÄ…Å‚ siÄ™ tym Aleksy.JesteÅ›my zupeÅ‚-nie bezpieczni.Kobieta rzuciÅ‚a siÄ™ na kanapie. Zabawna sytuacja.W domu zwierzchnika mego męża z kochankiem, który jest mężemkochanki MgÅ‚awicza.Ha, ha, ha!. Co ciÄ™ tak bawi? To, że MgÅ‚awicz niezbyt dba o szczęście domowe swojej dawnej flamy, którÄ… po nasy-ceniu siÄ™ oddaÅ‚ tobie w posiadanie. PrzestaÅ„. Owszem, to ciekawe syknęła z ironiÄ…. Przy tym mój mąż, uwielbiajÄ…cy MgÅ‚awicza,ani przypuszcza, co siÄ™ dzieje w gabinecie ekscelencji. Jeszcze siÄ™ nie dzieje. SÄ…dzisz?. spytaÅ‚a przewlekle.Mężczyzna pochyliÅ‚ siÄ™ niżej.Pan Jacek dyskretnie wyszedÅ‚ z gabinetu i zbliżyÅ‚ siÄ™ do sÅ‚użącego, by mu oznajmić, żemusi siÄ™ widzieć z MgÅ‚awiczem koniecznie. Do salonu nie pójdÄ™, bo mnie ekscelencja zgromi odparÅ‚ sÅ‚użący. Ale ja mam pilnÄ… sprawÄ™. Niech pan zatrzyma siÄ™ w gabinecie, pan MgÅ‚awicz pewnie zaraz wyjdzie, to mu po-wiem.51 Tam już jest ktoÅ›, kto sobie nie życzy mojej obecnoÅ›ci.Wozny zrobiÅ‚ naiwnÄ… minÄ™. Tak? PowinniÅ›cie byli o tym wiedzieć.Wtem drzwi stuknęły gÅ‚oÅ›no i z gabinetu wyszÅ‚a kobieta z towarzyszem.Byli oboje pewnisiebie, spokojni.Ona przez bogate face á main spojrzaÅ‚a na pana Jacka i przelotnie zwarta siÄ™z nim wzrokiem.Gdy przeszli, pan Jacek spytaÅ‚ woznego: Kto to? O, proszÄ™ pana, to jedna z jaÅ›nie wielmożnych.Wszystkie teraz takie nagie, bo takamoda.A żeby pan widziaÅ‚, jak taÅ„czÄ…, to jakby.i wstyd mówić machnÄ…Å‚ rÄ™kÄ….A szampan,panie, leje siÄ™ bez miary.Co innego gadajÄ…, a co innego robiÄ….Im wszystko wolno, bo majÄ…pieniÄ…dze.Oni używajÄ…, a w narodzie bieda coraz gorsza.Ale im niczego nie brak, choć takieniby wielkie dobrodzieje dla ludu.Pan Jacek milczaÅ‚.W tej chwili wyszedÅ‚ z salonu MgÅ‚awicz.ByÅ‚ widocznie podnieconytrunkiem, oczy mu bÅ‚yszczaÅ‚y nienaturalnym blaskiem. Ach, to pan? zawoÅ‚aÅ‚, Å›ciskajÄ…c panu Jackowi rÄ™kÄ™. Przepraszam, że zakłócam zabawÄ™, ale mam ważny interes na chwilkÄ™ tylko. ProszÄ™, proszÄ™ rzekÅ‚ MgÅ‚awicz, wskazujÄ…c gabinet.Nagle skoczyÅ‚ szybko do drzwi i ujÄ…Å‚ za klamkÄ™ zasÅ‚aniajÄ…c je sobÄ…. A, nie, nie.Nie tu. rzuciÅ‚ przyciszonym gÅ‚osem i zawahaÅ‚ siÄ™. Może. Tam już nikogo nie ma uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ sztucznie pan Jacek.MgÅ‚awicz bÅ‚ysnÄ…Å‚ oczami, a na twarzy odmalowaÅ‚ mu siÄ™ znak zapytania i zdziwienia za-razem. SkÄ…d.pan wie?. WidziaÅ‚em, jak wychodzili.zapewne bez wiedzy pana. Ekscelencja odetchnÄ…Å‚ swobodnie. A, to paradne! rzekÅ‚ zatem chodzmy.OtworzyÅ‚ drzwi i wszedÅ‚, rozglÄ…dajÄ…c siÄ™ dyskretnie po gabinecie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]