[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podjadę pod apartament, a ty zbiegnieszna dół i zabierzesz torbę.Zjawiła się kilka minut pózniej.Była zaledwie czwarta trzydzieści, ale robiło się jużciemno.Mimo to dostrzegłam napięcie na jej twarzy, kiedy otworzyła okno, by ze mnąporozmawiać.84 Czy stało się coś jeszcze? spytałam. Przed chwilą odebrałam telefon.Nie wiem, kto dzwonił.Nie przedstawił się. Czego chciał? Wiem, że to głupie, lecz powiedział, że powinnam uważać, mając obok siebie oso-bę psychicznie chorą.Powiedział, że trafiłaś do zakładu zamkniętego za podłożenieognia w klasie. To nieprawda.Mój Boże, od urodzenia nie spędziłam nawet dnia w szpitalu, niemówiąc już o zakładzie zamkniętym!Ulga na twarzy pani Hilmer świadczyła, że starsza dama mi uwierzyła.Ale to zna-czyło, że początkowo mogła uwierzyć rozmówcy.Bądz co bądz, kiedy odwiedziłam jąpo raz pierwszy, uważała, że Rob Westerfield mógł być niewinny i że mam obsesję napunkcie śmierci Andrei. No dobrze, Ellie, dlaczego jednak ktoś miałby opowiadać takie straszne rzeczyo tobie? spytała. I co możesz zrobić, żeby go powstrzymać przed powtórzeniemich komuś innemu? Ktoś próbuje mnie zdyskredytować, rzecz jasna, a odpowiedz brzmi, że nie mogęgo powstrzymać. Otworzyłam tylne drzwi i wyjęłam torbę podróżną.Starałam sięostrożnie dobierać słowa. Pani Hilmer, myślę, że lepiej będzie, jeśli jutro rano prze-niosę się do gospody.Posterunkowy White uważa, że mogę przyciągnąć bardzo dziw-nych ludzi, wystając przed bramą Sing Sing z transparentem, a nie należy pozwolić,żeby tu za mną trafili.W gospodzie będę bezpieczniejsza, a pani z pewnością odzyskaspokój.Była tak uczciwa, że mi nie zaprzeczyła.W jej głosie zabrzmiała ulga, kiedy powie-działa: Myślę, że będziesz bezpieczniejsza, Ellie. Urwała, a potem dodała z całą szcze-rością: Przypuszczam, że będziesz też czuła się bezpieczniej. I odjechała.Powlokłam się na górę z torbą w ręku, czując się prawie osierocona.W dawnych cza-sach biblijnych trędowaci musieli nosić dzwonki na szyi i krzyczeć: Nieczysty, nieczy-sty , kiedy ktoś przechodził obok.W tym momencie naprawdę czułam się jak trędowa-ta.Cisnęłam torbę i poszłam do łazienki, żeby się przebrać.Zamieniłam żakiet na luz-ny sweter, zrzuciłam buty i wsunęłam stopy w stare, obszyte barankiem pantofle.Potemposzłam do salonu, nalałam sobie kieliszek wina i usiadłam w wielkim klubowym fote-lu, trzymając stopy na podnóżku.Sweter i pantofle to mój ulubiony strój.Przez chwilę myślałam o moim starym po-cieszycielu, Bączku, wypchanym pluszowym misiu, który dzielił ze mną poduszkę, kie-dy byłam dzieckiem.Leżał w pudełku na górnej półce w szafie w mieszkaniu w Atlan-cie.Był tam z innymi pamiątkami z przeszłości, które przechowywała moja matka, taki-85mi jak album ślubny, fotografie nas czworga i, przywołujący najbardziej bolesne wspo-mnienia, mundurek Andrei z czasów, gdy grała w szkolnej orkiestrze.Przez chwilę czu-łam dziecięcy żal, że nie ma tu ze mną Bączka.Potem, sącząc wino, zaczęłam myśleć, jak często Pete i ja siedzieliśmy po pracy nadkieliszkiem wina, zanim zamówiliśmy kolację.Dwa wspomnienia: moja matka, która piła, by odnalezć spokój, oraz Pete i ja, kiedyodpoczywamy i żartujemy po ciężkim lub frustrującym dniu.Nie miałam od niego wiadomości od dziesięciu dni, gdy jedliśmy kolację w Atlancie.Co z oczu, to i z serca, uznałam.Szuka innej pracy. Zmienia specjalizację , jak mawiająludzie, kiedy każe się pracownikowi uprzątnąć biurko.Lub postanawia się przeciąć stare więzy.Wszystkie.21Godzinę pózniej nastąpiła subtelna zmiana pogody.Cichutki brzęk obluzowanej szy-by w oknie nad zlewem był pierwszą oznaką, że wiatr się wzmaga.Wstałam i podkrę-ciłam termostat, a potem wróciłam do komputera.Zdając sobie sprawę, że jestem nie-bezpiecznie bliska użalania się nad sobą, spróbowałam pracować na czymś, co miało sięstać pierwszym rozdziałem książki.Po kilku falstartach zrozumiałam, że powinnam zacząć od mojego ostatniego wspo-mnienia o Andrei, i w miarę pisania moja pamięć zdawała się wyostrzać.Widziałamjej pokój z narzutą z białej organdyny na łóżku i plisowanymi zasłonami.Pamiętałamw najdrobniejszych szczegółach staromodną toaletkę, którą matka starannie wybraław sklepie z antykami.Mogłam zobaczyć fotografie Andrei i jej przyjaciółek zatknięte zaramę lustra nad toaletką.Widziałam moją siostrę we łzach, jak rozmawia przez telefon z Robem Westerfieldem,a potem zapina łańcuszek.Gdy pisałam, uświadomiłam sobie, że jest jakiś ważny szcze-gół związany z tym wisiorkiem, ale wciąż mi umyka.Wiedziałam, że nie mogłabym gopoznać, gdybym go teraz zobaczyła, wtedy jednak przedstawiłam policji dokładny opistego drobiazgu opis, który przed laty uznano za wytwór dziecięcej fantazji.Ale wiedziałam, że go miała, kiedy ją znalazłam, i byłam pewna, że słyszałam RobaWesterfielda w garażu-kryjówce.Matka powiedziała mi pózniej, że ona i ojciec potrze-bowali dziesięciu lub piętnastu minut, żeby mnie uspokoić, tak abym mogła opowie-dzieć im w miarę składnie, gdzie znalazłam ciało Andrei.Wystarczająco dużo czasu, byRob zdążył uciec.I zabrać ze sobą łańcuszek.Zeznając na procesie, twierdził, że w tym czasie biegał i nie był w pobliżu garażu.Mimo to potraktował wybielaczem i uprał dres, który miał na sobie tego ranka, podob-nie jak zakrwawione rzeczy z poprzedniego wieczoru.Raz jeszcze zdumiało mnie ogromne ryzyko, jakie podjął, wracając do garażu [ Pobierz całość w formacie PDF ]