[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie przesadzaj powiedziała kwaśno Ann. Lawrence jest potworem, jest nieludzką istotą. Lawrence jest oddany tobie. Dlaczego to zrobiłam? Dlaczego? Tak naprawdę nie zależało mi, na tym mał-żeństwie. Sarah nieoczekiwanie zwróciła się przeciwko matce: Nie wyszłabym zaLawrence a, gdyby nie ty. Ja? Ann zapłonęła gniewem. Nie miałam z tym nic wspólnego! Miałaś! A jakże! Powiedziałam ci wówczas, że decyzja należy do ciebie. Tak, lecz to ty wynajdywałaś argumenty, potwierdzające słuszność mego kroku. Nonsens! Czysty absurd! Wprost przeciwnie, zwracałam ci uwagę na jego zaszar-ganą reputację, ostrzegałam, że podejmujesz ryzyko. Wiem.Ale chodzi o sposób, w jaki to mówiłaś.Wielka mi rzecz, słowa! Słowa sięnie liczą, mamo, liczą się intencje.A ty chciałaś, żebym go poślubiła.Chciałaś.Wiem, żetak było.Dlaczego? %7łeby pozbyć się mnie z domu?Ann zmierzyła córkę złym wzrokiem. Doprawdy, Sarah, atakujesz mnie w sposób zadziwiający.Sarah zbliżyła się do matki na odległość kroku.Jej oczy, wielkie i ciemne, wyziera-jące z pobladłej twarzy, wpatrywały się w oblicze Ann w rozpaczliwym poszukiwaniuprawdy. Wiem, co mówię, mamo.Chciałaś, bym poślubiła Lawrence a.A teraz z kolei niccię nie obchodzi, że moje małżeństwo zamienia się w piekło i że jestem nieszczęśliwa.Czasami dopuszczam do siebie myśl, że nawet cię to cieszy.151 Sarah! Tak, mamo, cieszy.Cieszysz się.Chcesz, bym była nieszczęśliwa.Ann przeszył dreszcz.Odwróciła się gwałtownie od córki i skierowała ku drzwiom.Sarah szła za nią. Dlaczego? Dlaczego, mamo?Słowa Ann z trudem przedarły się przez zaciśnięte usta. Nie wiesz sama, co mówisz. Usiłuję zrozumieć, dlaczego chcesz, bym była nieszczęśliwa. Ani chcę, ani nigdy nie chciałam! Nigdy! Nie mów bzdur! Mamo. Bojazliwie, jak dziecko, Sarah dotknęła ręki matki. Mamo.Jestemtwoją córką.Powinno ci na mnie zależeć. Oczywiście, że mi zależy.Masz do mnie jeszcze jakąś sprawę? Nie rzekła cicho Sarah. Nie mam.Ale to nieprawda, że ci zależy.Przynajmniejod pewnego czasu.Odsunęłaś się ode mnie.Odeszłaś na dobre.Stałaś się dla mnie nie-osiągalna.Ann starała się zapanować nad swymi uczuciami.Powiedziała suchym, rzeczowymtonem: Bez względu na to, jak bardzo kocha się swoje dzieci, przychodzi taka chwila,kiedy muszą stanąć na własnych nogach.Matki nie mogą być zaborcze. Zgoda, mamo.Ale czy nie powinno być tak, że dzieci przychodzą z kłopotami dowłasnych matek? No dobrze, więc co mam dla ciebie zrobić? Chcę, byś mi powiedziała, czy mam odejść z Gerrym, czy zostać z Lawrence em. Zostać z mężem, to oczywiste. Oczywiste? A dlaczego? Moje drogie dziecko, a jakiej to odpowiedzi spodziewasz się od kobiety z megopokolenia? Uczono mnie od dziecka przestrzegać pewnych zasad moralnych. Moralność nakazuje zostać z mężem, moralność zabrania odejść z kochankiem.Tak? Tak, nie inaczej.Oczywiście przypuszczam, że twoi idący z duchem czasu przyja-ciele mają inny pogląd na te rzeczy.Ale w tej chwili zasięgasz mojej rady.Sarah westchnęła. To nie takie proste, jak ci się zdaje, mamo.Mam rozdartą duszę.Jedna jej połowachce zostać z Lawrence em, obawia się ubóstwa, lubi wygodne, komfortowe życie, jestzdeprawowana i staje się powoli niewolnikiem nałogu.Natomiast druga chce odejśćz Gerrym, i to nie jak jakieś zadurzone dziewczątko, lecz jako ktoś, kto wierzy w Ger-ry ego i chce mu pomóc.Widzisz, mamo, ja mam w sobie tę siłę, której jemu brakuje.Przychodzi taki moment, kiedy Gerry staje się bezradny jak dziecko i zatraca się w swo-152ich lamentach i to właśnie wówczas ja powinnam dać mu porządnego kuksańca w bok.Gerry ma zadatki na całkiem przyzwoitego człowieka; on po prostu potrzebuje kogoś,kto by go od czasu do czasu prześmiał i pobudził do działania.Och, Gerry potrzebujekogoś takiego jak ja.Sarah zawiesiła na matce błagalne spojrzenie, lecz twarz Ann była niewzruszona. Nie zamierzam przykładać ręki do niczego, Sarah.Poślubiłaś Lawrence a z własneji nieprzymuszonej woli choć chcesz mi wmówić, że było inaczej to teraz bądz muwierna. Mamo.Ann szła za ciosem. I wiesz, kochanie powiedziała słodko nie zdaje mi się, by odpowiadało ciprymitywne, farmerskie życie.To brzmi ładnie, kiedy się o tym mówi, lecz jestem prze-konana, że pożałujesz swej decyzji, zwłaszcza to, jak Ann sądziła, było dobrym argu-mentem zwłaszcza, kiedy się okaże, że zawadzasz Gerry emu, zamiast mu służyć po-mocą.Twarz Sarah stwardniała.Podeszła do toaletki, zapaliła papierosa i, zaciągając się, po-wiedziała niefrasobliwie: Nadajesz się na adwokata diabła, mamo. Co masz na myśli?Sarah stanęła na wprost matki.W jej oczach czaiła się nieufność. Dlaczego nie chcesz, bym odeszła z Gerrym? Podaj mi prawdziwy powód, pro-szę. Powiedziałam ci już. Nie, wszystko, co powiedziałaś, nie dotyka istoty sprawy. Z namysłem, nie-spiesznie, przewiercając matkę wzrokiem, Sarah dokończyła: Ty obawiasz się, żemogę być z nim szczęśliwa, prawda? Obawiam się jedynie tego, że możesz być bardzo nieszczęśliwa! Nie, nie wierzę ci. W słowach Sarah zamykała się cała gorycz świata. Ty niepotrafisz przejmować się moim nieszczęściem, bo nie życzysz mi szczęścia.Nie lubiszmnie.A nawet więcej.Z jakiegoś powodu, powodu, którego nie znam, ty mnie nienawi-dzisz.Czyż nie tak? Nienawidzisz, mamo.Nienawidzisz, jak wszyscy diabli. Sarah, czyś ty oszalała? Nie, nie oszalałam.Wreszcie wygarnęłam ci prawdę.Nienawidzisz mnie od dawna,od lat.Dlaczego, pytam? To nieprawda. To prawda.Tylko dlaczego? Przecież nie zazdrościsz mi młodości.Niektóre matkizazdroszczą, ale nie ty.Zawsze byłaś dla mnie taka dobra.Dlaczego teraz mnie niena-widzisz? Ja muszę to wiedzieć!153 Nie nienawidzę cię! Och, przestań kłamać! krzyknęła Sarah. Otwórz się wreszcie przede mną.Cotakiego zrobiłam, by zasłużyć sobie na nienawiść? Zawsze cię uwielbiałam.Zawsze siędo ciebie przymilałam i starałam się postępować tak, byś była ze mnie zadowolona.Teraz Ann spojrzała na córkę przenikliwym wzrokiem.Teraz ona ubrała swe słowaw gorycz. Jednym słowem, poświęcałaś się dla mnie.Ty.dla mnie.Tak? O jakim poświęceniu mówisz, mamo? zdziwiła się Sarah.Głos Ann zadrżał; ciasno splotła dłonie [ Pobierz całość w formacie PDF ]