RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kowal porzucając dawny zawód założył przedsiębiorstwo pogrzebowe, lecz młynarz znalazł się pośród najbardziej uniżonych sług korony.Proboszcz został biskupem i za stolicę swojej diecezji obrał wieś Ham, rozbudowując odpowiednio tutejszy kościół.Kto po dziś dzień mieszka na obszarze Małego Królestwa, znajdzie w tej historii wyjaśnienie zachowanych do naszych czasów nazw niektórych miast i wsi.Biegli bowiem w tej dziedzinie uczeni powiadają, że Harm stolicę Małego Królestwa, zaczęto z czasem nazywać Tame, na skutek zrozumiałego pomieszania tytułów: Lord of Ham i Lord of Tame.Nazwa ta dotrwała do naszej epoki, choć piszemy ją Thame; wstawienie “h" jest kaprysem niczym nie usprawiedliwionym.Ród Draconariusow zbudował sobie ku pamięci smoka wspaniały dwór o cztery mile na północ od Tame, w miejscu, gdzie Dżil po raz pierwszy spotkał Chrysophylaksa.Dwór ten zasłynął w całym królestwie jako Aula Draconaria, czyli w języku ludowym Worminghall, od przezwiska i godności króla.Krajobraz zmienił się od tamtych czasów, wiele królestw upadło, wiele innych powstało.Lasy wycięto, rzeki skręciły w inne łożyska, a górom, chociaż przetrwały, wiatry i deszcze starły wierzchołki.Tylko nazwa została.Co prawda ludzie wymawiają ją teraz: Wunnle — tak przynajmniej słyszałem — bo wsie utraciły dawną dumę.Lecz za czasów, o których mówi nasze opowiadanie, miejscowość ta nazywała się Worminghall i była królewską siedzibą, a sztandar ze smokiem powiewał nad koronami drzew.Życie tam płynęło pomyślnie i wesoło, póki Gryzi-ogon czuwał nad krajem.POSŁOWIEChrysophylax często upominał się o wolność.Okazało się, że jego wyżywienie coraz drożej kosztuje, ponieważ rósł nieustannie; smoki, tak jak drzewa, rosną przez całe życie.Toteż po kilku latach, gdy Dżil czuł się już mocno utwierdzony na swoim tronie, pozwolono biednemu gadowi wrócić do domu.Rozstali się z Dżilem wśród wzajemnych zapewnień szacunku i zawarli obustronny pakt nieagresji.W głębi swego przewrotnego serca smok żywił dla Dżila uczucia o tyle przyjazne, o ile smoki są w ogóle do przyjaźni zdolne.Bądź co bądź istniał Gryzi-ogon.Dżil, gdyby chciał, mógł Chrysophylaksa zabić albo pozbawić resztek skarbu.A tymczasem w podziemiach smoczej jamy przechował się spory majątek — czego się Dżil trafnie od początku domyślał.Chrysophylax wrócił w góry powolnym, ciężkim lotem, bo skrzydła, przez wiele lat nie używane, straciły sprawność, a wzrostu i wagi przybyło.Po przybyciu w rodzinne strony musiał Chrysophylax najpierw wypędzić młodego smoka, który ośmielił się zająć jego jamę korzystając z nieobecności prawowitego właściciela.Zgiełk walki słychać było podobno w całej Venedotii.W końcu, pożarłszy z wielkim apetytem zwyciężonego przeciwnika, Chrysophylax nabrał otuchy, rany doznanych upokorzeń zasklepiły się w jego sercu i zasnął długim, pokrzepiającym snem.Kiedy się wreszcie zbudził, ruszył zaraz na poszukiwanie największego i najgłupszego z olbrzymów, który dawno, dawno temu w pewną letnią noc zapoczątkował całą awanturą, i Chrysophylax powiedział mu parę słów prawdy, co nieboraka omal dosłownie nie zmiażdżyło.— A więc to był garłacz! — rzekł drapiąc się w głowę.— A ja myślałem, że mnie giez ukłuł.Finisczyli w pospolitym języku:KONIECKOWAL Z PODLESIA WIĘKSZEGOKiedyś — niezbyt dawno temu dla ludzi obdarzonych długą pamięcią i niezbyt daleko dla tych, którzy mają długie nogi — była wieś, nie bardzo duża, lecz nazywana Podlesie Większe, ponieważ w odległości kilku mil od niej kryło się w kępie drzew Podlesie Mniejsze.Wieś była w swoim czasie zamożna i mieszkało tam sporo ludzi dobrych, sporo złych i sporo średnich, jak wszędzie.Wieś ta była na swój sposób niezwykła, słynęła bowiem w całej okolicy z biegłych w zawodzie rzemieślników, a szczególnie ze znakomitej kuchni.Miała ogromną Kuchnię, należącą do rady gromadzkiej, a urzędujący tam Kuchmistrz cieszył się ogólnym poważaniem.Kuchnia oraz dom Kuchmistrza przytykały do świetlicy gromadzkiej, największego i najpiękniejszego budynku we wsi.Zbudowano go z solidnego kamienia i solidnego dębu i utrzymywano starannie, chociaż już go nie malowano i nie zdobiono złoceniami jak niegdyś; w świetlicy odbywały się zebrania, narady, publiczne bankiety i rodzinne uroczystości.Kuchmistrz miał pełne ręce roboty, bo przy każdej takiej okazji musiał przyrządzać odpowiednie dania [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl