[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzeba jednak pomyśleć o tych wszystkich innych ustępstwach, na które z łatwością mogła pójść, kiedy miała ku temu okazję.To było największe rozczarowanie ze wszystkich: odkrycie, że muzie może w tej sprawie nie wystarczyć wyobraźni, było srogim zawodem.To tak, jakby dostać w prezencie ferrari i nie móc pojechać nim szybciej niż dziesięć kilometrów na godzinę.Nie ma się co oszukiwać: gdyby nie była tym, kim jest, trzeba by — jakkolwiek z niechęcią — zacząć zastanawiać się, czy przypadkiem nie jest ona typową mieszkanką przedmieść.Całe to gadanie ojej “realności" trąci drobnomieszczaństwem, straszliwą chorobą cartlandyzmu* czy wręcz etosem kucharek.A jeśli chodzi o jej zazdrość o siebie samą, tylko dlatego, że wydaje mu się bardziej seksowna, kiedy jest kimś innym.brak mu słów.Stąd jest już naprawdę tylko krok do pytania, czy jej prawdziwym domem jest na pewno Parnas, a nie przypadkiem jakaś plebania.Bóg jeden zresztą wie, czy to jest najgorsze, myśli Miles.Ta ostatnia, nieznośnie przegadana wariacja, potwierdziła tylko to, co od dawna podejrzewał.Mniemanie, iż muzy są nieśmiałe i eteryczne, jest jednym z największych oszustw kiedykolwiek popełnionych na człowieku.Gdyż określenie “nieśmiałe i eteryczne" rozumiane jako “niesłychanie lubieżne i zdradzieckie" znajduje się o wiele bliżej prawdy.Jedyna rzecz, którą ta u jego boku kiedykolwiek zainspirowała, w najmniejszym stopniu nie przypominała niczego poważnego.Powiedzmy (powiada Miles do siebie), weźmy taką sprawę, którą mogłem poruszyć, choć jeszcze tego nie zrobiłem, ale niech mnie diabli, jeżeli nie zrobię tego następnym razem — dlaczego, mianowicie, dziewięćdziesiąt dziewięć procent wszystkiego, co ta dziewczyna i jej siostry rzekomo zainspirowały, zawsze było i nadal jest kompletną stratą atramentu i papieru.To tylko potwierdza, jak bardzo mają to gdzieś.“Girlaski z Delf” — to było celne określenie, święte słowa.mój Boże, mógłby się założyć, że ci nieliczni, którzy spłodzili coś wartego uwagi, nie zrobili tego dzięki, lecz na przekór Erato.To, co w oczywisty sposób zdradziło jej obecną grę, to rzekomy dar inspiracji, gdy ma na to ochotę.Z powodzeniem mogła być Czarną Damą, Lesbią, Kalipso i Bóg jeden wie, kim jeszcze, kiedy miała na to ochotę; była gotowa nawet odegrać kawałek greckiej urny i westalkę z braku czegokolwiek lepszego.Ale to było dla innych; dla niego nie chciała przeistoczyć się nawet w zwykłą karaibską pielęgniarkę po dyżurze.Gdy była na służbie, nigdy nawet nie przeszło jej przez myśl, by zastanowić się, do czego mogłaby dojść przy odrobinie poważnej i autentycznej inspiracji, nigdy nie przyszło jej nawet do głowy, by przeczytać, co napisał w przeszłości — wtedy z pewnością natychmiast by się zorientowała, że jest zbyt znaczącą osobistością, by zasłużyć na tak lekceważące traktowanie.Trzeba to powiedzieć wprost (mówi Miles): jest niepoprawnie płytka, tak jak jest niepoprawnie gadatliwa.Można by niewątpliwie przymknąć oczy na fakt, że lekceważy wszystko, w co się wierzy w literaturze, wliczając w to również i samą siebie, dając w zamian swe własne, całkiem znośne ciało.Ale staje się przeraźliwie jasne, że nawet i tego nie bierze ona na poważnie.W razie potrzeby można by podyskutować na temat szacunku, jakim powinno otaczać się pisarstwo i pisarzy; lecz nie na temat tego, co kobiety zawdzięczają mężczyznom, i to jeśli chodzi o rzecz najbardziej fundamentalną ze wszystkich.W którymś miejscu te docinki i dowcipy muszą się skończyć, a biologicznej przyczynie istnienia kobiet w ogóle oddana sprawiedliwość.Nie chciałby się przechwalać ani tym bardziej stawać w szranki z Casanovą, Byronem czy Frankiem Harrisem, ale to jednak ona przyszła do niego, a nie odwrotnie.Jest oczywiste, jaki był tego powód.To właśnie leży u podstaw jego zachowania: jej oburzenie, że on ją fizycznie pociąga — najlepszy dowód na to, jak daleko odeszła od prawdziwej boskości i Kartezjusza, i jak niewiele jej brakuje, by stać się kolejną odmóżdżoną dwudziestowieczną kobietą.Mój Boże, bardzo dobrze zna się ten typ z nudno monistycznego prawdziwego świata na zewnątrz tego szaro wyściełanego pokoju: zazdrosne, jędzowate, powierzchowne, kwaśne, kiedy tylko wyda się im, że ich drogocenne, małe, wyzwolone ego wystawione jest na niebezpieczeństwo zdrady ze strony ciała; same się tego dopraszają, a potem odmawiają, w jednej chwili niewolnice zmysłów, w drugiej pysznią się swą rzekomo wolną wolą, no i zawsze szydzą z tego, czego nie są w stanie ogarnąć, próbując sprowadzić mężczyzn do swego poziomu.Są wiecznymi dziewczynkami — w tym cały szkopuł.Żadnego poczucia czasu, nie mają najmniejszego pojęcia, kiedy przestać, kiedy zacząć zachowywać się stosownie do swego wieku, jak dobitnie widać to na przykładzie Erato.Miles sięga pamięcią do ich wczesnych wariacji — były takie cielesne, takie namiętne, tak wspaniale nieme, takie wymyślne, tak subtelnie nieoddawalne w tekście.A teraz! To wszystko jej wina.Z kobietami zawsze wyląduje się w bagnie rzeczywistości, inaczej zwanym słowami.Czasami nawet nasuwa się pytanie, czy przypadkiem nie wymyśliły literatury tylko po to, by się odgryźć, by umyślnie wprowadzić zamieszanie i rozproszyć swe lepsze męskie połowy po to, by roztrwonili najbardziej żywotne intelektualne aspiracje i treści na dygresje* i błahostki, zwykłe cienie na ścianach.Można by na to wszystko spojrzeć jak na gigantyczny spisek.Kto za nim stoi? Kto, jeśli nie ta przebiegła, złośliwa, dwulicowa istota leżąca u jego boku?Wydaje się, że Miles Green miałby wszelkie prawo popaść w jak najbardziej zrozumiałe przygnębienie.Jednak kiedy tak sobie leży, w kącikach ust pojawia mu się — o dziwo — coś na kształt uśmieszku.Przyczyna jest prosta.Z wielką przebiegłością wystawił właśnie skazanego na pożarcie pionka, którego ma zamiar poświęcić, by zyskać królową [ Pobierz całość w formacie PDF ]