[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ta Shana to dziewczynka, pamiętasz? powiedział ciemnowłosy człowiek pojego prawej stronie.Pogardliwie machnął ręką w stronę Meg. To nie może być tastara wiedzma.Drugi mężczyzna, przysadzisty, czarnowłosy człowiek, odepchnął Meg na boki szarpnięciem postawił Shanę na nogi.Jego palce boleśnie wbijały się w jej ramię. Tomusi być ta, której szukamy, Ran. Shana zwisała bezwładnie w jego rękach, sparali-żowana strachem.Meg wstała tymczasem. Zaczekaj no, chłopcze powiedziała wyniośle, roztaczając taką atmosferę wład-czości i dumy, jakiej Shana nigdy u niej nie widziała.Uniosła podbródek i spojrzała naniego z góry tak, jakby to on był czymś nieprzyjemnym, w co właśnie wdepnęła. Niejesteście ludzmi pana Berenela.Jakim prawem wchodzicie tutaj i zajmujecie się jegoniewolnikami?Na chwilę wszyscy czterej mężczyzni cofnęli się o krok i nawet mężczyzna o zawzię-tej twarzy wyglądał, jakby miał wątpliwości lecz potem, gdy jednemu z niewolnikówwyrwał się histeryczny chichot, wzięli się w garść.Mężczyzna o bezlitosnym wyglądzie znów zrobił krok do przodu, uniósł rękę i ude-rzył Meg w twarz wierzchem dłoni.Trzask policzka zabrzmiał echem w pomieszczeniu,sprawiając, że i tak już milczący niewolnicy skulili się pod ścianami.Siła uderzenia byłataka, że Meg aż odskoczyła głowa.Kobieta upadła na podłogę, ogłuszona ciosem. Takim prawem, suko warknął blondyn, a okrutny uśmiech wykrzywił lekkojego wąskie wargi.Rozcierał sobie poczerwieniałą dłoń drugą ręką.Meg starała się znów wstać, zawzięcie nie ustępując prześladowcom z drogi.Shananie mogła zrozumieć dlaczego i próbowała wyrwać się choćby na chwilę, lecz mężczy-zna, który ją trzymał, potrząsnął nią tak mocno, że zadzwoniły jej zęby, więc znów zwi-sła bezwładnie.195 Wydaje mi się, że trzeba ją nauczyć, co to władza, Ran powiedział ciemnowłosymężczyzna. Sądzę, że ich wszystkich trzeba tego nauczyć.Blondyn wzruszył ramionami i machnął ręką. Jak chcesz powiedział. Daj jejnauczkę.Ja mogę poczekać.Ciemnowłosy mężczyzna pchnął Shanę w silne, zimne ręce blondyna, a jego dwaj to-warzysze, o niewyróżniającym się niczym wyglądzie, postawili Meg na nogi.Dwaj pod-władni trzymali ją wyprostowaną pomiędzy sobą, a ciemnowłosy mężczyzna spojrzałjej w oczy. Na tym polega różnica pomiędzy mną a tobą, niewolnico powiedział i wy-mierzył w jej policzek, tak jak przedtem blondyn.Głowa jej znów odskoczyła, lecz tymrazem Meg nie mogła upaść na podłogę. I na tym. Trzask. I na tym.Bił ją z wyrachowaniem i systematycznie, rozpocząwszy od twarzy i schodząc stop-niowo niżej, zadając straszliwe ciosy, po których brakło jej tchu i rozpaczliwie usiłowałazaczerpnąć powietrza do płuc.Meg na początku wrzeszczała i szarpała się, lecz nie pomogło jej to bardziej niżShanie.Kiedy blondyn upuścił Shanę, zasłoniła głowę ramionami, nie mogąc patrzeć,i skuliła się u jego stóp jak embrion.Wkrótce krzyk Meg zmienił się w skowyt, a potemw jęk, lecz tępy dzwięk uderzeń wciąż rozbrzmiewał głucho w cichym poza tym po-mieszczeniu.Skrzypienie drzwi zabrzmiało wystarczająco głośno w tej ciszy, by nawet ciemno-włosy mężczyzna zatrzymał się.Shana podniosła głowę.Pożałowała, że to uczyniła, spojrzała bowiem prosto na Meg.Meg wyglądała jakzniszczony, zakrwawiony przedmiot, zwisający bezwładnie w ramionach swych opraw-ców.Miała zapuchnięte oczy, a z dziesiątków rozcięć na twarzy i z kącika ust ciekłystrużki krwi.Dzwięk kroków w drzwiach skłonił Shanę do spojrzenia, kto idzie i przez chwilęmiała nadzieję, że Meg jest uratowana, bowiem był to jeden z odzianych na czerwononadzorców Berenela.Nadzorca rzucił tylko pobieżnie okiem na Meg i zwrócił się do mężczyzny o okrut-nej twarzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]