[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej oczy były brązowe i wielkiejak spodki.- Tak - odparł Mueller, siadając na ziemi, żeby znalezć się na tej samej wysokości.- A ty jesteśprawdziwą małą dziewczynką?Dziecko roześmiało się, a któryś z chłopców, ośmielony jej pytaniem, wskazał na broń ispytał:- A to prawdziwa broń?- Tak, ale jak jej dotkniesz, to ci przetrzepię skórę - powiedział Mosovich grobowym głosem.- Karabiny nie są dla dzieci, synu - powiedział przyjaznym tonem Mueller.- Jak masz naimię?- Nathan.Jak będę duży, też będę zabijał Posleenów.- Bardzo dobrze - rzekł Mueller.- Ale żeby mieć duży karabin, musisz nauczyć się posługiwaćmałym.Jak będziesz jadł warzywa i urośniesz, zostaniesz żołnierzem.Wtedy będziesz mógłprzez cały dzień walczyć.- I nie zmęczy się? - spytała dziewczynka.- Cóż.- Mueller rzucił rozbawione spojrzenie Mosovichowi.- Czasem może trochę sięzadyszy.- No, dzieci, czas na obiad - powiedziała Shari, wychodząc z zaplecza wraz z Wendy i Elgars.- Nie męczcie już panów, umyjcie ręce i grzecznie siadajcie.- Jestem Annie Elgars - powiedziała blondynka, ignorując biegające wokół niej maluchy.Narękach i policzku miała ślady zasypki.- Pani kapitan, jestem starszy sierżant sztabowy Mosovich, a to starszy sierżant Mueller.-Mosovich przerwał na chwilę i zamyślił się.- Pani dowódca, pułkownik Cutprice, wysłałwiadomość do jednego z moich żołnierzy z poleceniem odnalezienia pani i wydostania z łaplekarzy.Nie wiem, czy pamięta pani Nicholsa, który był z panią na kursie snajperskim.Podczasostatniej misji zdrowo oberwał, dlatego przyjechałem tutaj z Muellerem.I oto jesteśmy.- Macie mnie wyciągnąć z łap konowałów?- Czy możemy gdzieś spokojnie porozmawiać? - spytał Mosovich, spoglądając na dzieci, którewybiegły z łazienki.- Gdzieś, gdzie jest ciszej.- Nie za bardzo - odarła Elgars.- W kuchni też panuje harmider, a do moich kwater jest dośćdaleko.Nie mogę tracić aż tyle czasu.- Pani tutaj pracuje?- Mniej więcej.Pomagam opiekować się dziećmi.Mam trzymać się Wendy w trakcie powrotudo zdrowia.- No dobrze, zapytam prosto z mostu: jak się pani zapatruje na powrót do czynnej służby?- Nie mogę się doczekać - odpowiedziała, mierząc go wzrokiem.- Mogę zrewanżować siępytaniem?- Jasne.- Jesteście tutaj po to, żeby mnie ocenić, prawda?Mosovich przez chwilę milczał.Mógł odpowiedzieć dwojako: albo walnąć prawdę prosto zmostu, albo dojść do niej okrężną drogą.Zdecydował się na to pierwsze rozwiązanie.Choć niebyło idealne, wydawało się dobre.- Myślę, że można to tak określić.Mam złożyć raport o pani stanie zdrowia i kondycji.Wiem,że to nie jest normalna procedura i że nie jestem psychologiem, ale jestem w wojsku już dosyćdługo, znam się na ludziach i przełożeni ufają mojemu osądowi.- Rozumiem.Szczerość za szczerość.Nie wiem, o co chodzi z tą rangą kapitana.Umiemstrzelać i robić wiele innych rzeczy, ale nie wiem, co należy do obowiązków oficera.Mamstraszne dziury w pamięci i nie potrafię sobie z nimi poradzić.Mueller postukał Mosovicha w ramię i szepnął mu na ucho kilka słów.Ten najpierw sięzdziwił, a potem uniósł dłoń i powiedział:- Czy może nam pani na sekundkę wybaczyć?Odeszli kilka kroków i zaczęli zawzięcie dyskutować.Mueller gwałtownie gestykulował, aMosovich kręcił głową.Po chwili do Annie zbliżyła się Wendy, pytając, co jest grane.- Sama nie wiem.Coś mi się zdaje, że to nie będzie mi się podobać.Mosovich podszedł i obrzucił obie kobiety badawczym spojrzeniem.Chciał coś powiedzieć,ale zawahał się i obejrzał na kiwającego głową Muellera.- Pani kapitan - zaczął wreszcie, uważnie dobierając słowa.- Nie sądzę, żebyśmy w tychwarunkach byli w stanie poprawnie ocenić pani predyspozycje.Elgars popatrzyła na niego nieruchomym spojrzeniem i dopiero po chwili odparła:- Co pan sugeruje?- Mueller zaproponował, żebyśmy we czwórkę wyszli na zewnątrz.Możemy skoczyć na obiadalbo iść na strzelnicę, żeby sprawdzić, jak się pani czuje w innym miejscu niż.żłobek.Jakby dla podkreślenia jego słów Shakeela zaczęta wyć jak mały upiór.- Sierżancie Mosovich, czy pan proponuje podwójną randkę? - spytała Wendy.- Nie, ale chcę mieć okazję do rozmowy w innym miejscu niż to.- Hmmm.- Wendy nie była przekonana do tego pomysłu.Rozejrzała się dookoła ipowiedziała: - Shari sama nie da sobie rady z dziećmi.Myślę, że Annie potrafi o siebie zadbać inie stanie jej się krzywda, jeżeli pójdzie z wami.- Dobra.- Mosovich wzruszył ramionami.- Ja nie widzę żadnego problemu.- Poczekajcie - wtrąciła Elgars.- Wendy, kiedy ostatni raz byłaś na powierzchni?- W listopadzie.- Którego roku?- Wydaje mi się, że dwa tysiące siódmego.- Kiedy Shari miała choć chwilę przerwy?- Sądzę, że ona siedzi tutaj od ewakuacji Fredericksburga.Ostatnim razem, kiedy ja byłam nagórze, musiałam wziąć udział w procesie.- W takim razie uważam, że wszyscy powinniśmy udać się na małą wycieczkę - powiedziałaElgars.- I zabrać dzieci? - spytał Mosovich.- Dobra - wtrącił Mueller.- To będzie dla pani kapitan sprawdzian odporności na stres.- W porządku - zgodził się Mosovich.- Pomyśl tylko o moich nerwach.Będą do końcazszargane.Pojedziemy na górę, zjemy obiad we Franklin i zobaczymy, jak Annie daje sobie radę.Potem zdamy raport i poczekamy, co na to powie Cutprice.- Mogę pomóc? - spytała Shari.- No to mamy sprawę z głowy - roześmiała się Wendy.- Nie rozumiem.- Panowie muszą spędzić trochę czasu w towarzystwie Annie.Chcieli zaprosić i mnie, ale wkońcu ustaliliśmy, że wszyscy pojedziemy na górę.W charakterze przyzwoitek - dodała żartem.- Mamy jechać na powierzchnię? - spytała podenerwowana Shari.- Tak, do Franklin.Tam jest takie jedno miejsce, które dość dobrze znam.W ośrodkuwypoczynkowym znajdziemy sobie miły kącik i pogadamy.- No, nie wiem.- szepnęła zmieszana opiekunka.- Franklin nie cieszy się dobrą reputacją tutaj na dole - wyjaśniła Wendy, cichutko chichocząc.- My też nie uważamy, że to wymarzony kurort, ale przynajmniej dają tam dobre jedzenie.- Nie jestem przekonana.- A ja tak.Od jak dawna tkwisz w tej dziurze? Pięć lat.Kiedy ostatni raz widziałaś słońce?- Bardzo dawno temu - odparła szeptem.- Poza Billym mało które z nich w ogóle pamięta ojego istnieniu.- Pojadą z nami żołnierze.Nic nam się nie stanie.Dzieci będą miały okazję zobaczyć, jakwygląda prawdziwy świat.To chyba nie jest zły pomysł?- Od jakiegoś czasu nie zarejestrowaliśmy w okolicy żadnej aktywności Posleenów.W pobliżuClarkesville jest baza ich dość dziwnej formacji, ale nie zapuszczają się w te rejony.No chyba żeganiają się z nami po okolicznych wzgórzach.Jak powiedziała Wendy, to całkiem dobry pomysł.* * *- Zupełnie wyrosłeś z tego ubranka, Billy - powiedziała Shari, zapinając kurtkę dziecka [ Pobierz całość w formacie PDF ]