[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Saxony miała rację co do nagrobków: były intrygujące i jakoś tak smutnopiękne.Napisy na nich opowiadały dzieje cierpienia: o dzieciach urodzonychdrugiego sierpnia, zmarłych czwartego sierpnia, o kobietach i mężczyznach,których dzieci poumierały na długo przed nimi.Aatwo było sobie wyobrazićparę małżonków w średnim wieku, którzy siedzą w ponurym, szarym domu,nie odzywając się da siebie ani słowem, a na kominku stoją zdjęcia ichzmarłych synów i córek.Niewykluczone, że żona przez całe życie zwracała siędo męża per "panie mężu".- Tomaszu?Poprawiałem właśnie przysadzisty wazon z kwiatami u czyjegoś wezgłowia.Kiedyś musiały to chyba być nagietki, ale teraz wyglądały jak małe,sponiewierane kulki z krepiny.- Tomaszu! Chodz tutaj!Saxony znajdowała się w drugim końcu cmentarza, który opadał stokiem wjej strona.Kucała przy jakimś grobie, podpierając się dla równowagi.Wyprostowałem się, przy czym kolana strzeliły odgłosem - dwóch suchychłamanych patyków.Okaz zdrowia i tężyzny fizycznej.- Nie wiem, czy się ucieszysz.Tu leży twój przyjaciel Inkler.- Bujasz!- Tak jest, Gert Inkler.Urodzony w 1913, zmarł w 19.poczekaj chwilę -przetarła ręką powierzchnie szaroróżowego kamienia.- Zmarł 1964.Nie byłtaki stary.- Oto cały pożytek z poznawania świata.Cholera! Już myślałem, żedokonaliśmy wiekopomnego odkrycia, że trafiliśmy na bohatera MarshallaFrance'a, który nigdy nie pojawił się w żadnej z jego książek, a tu się okazuje,że to tylko jakiś sztywniak z miejscowego cmentarza!- Przemawiasz jak Humphrey Bogart - "sztywniak z cmentarza"!- Nie zamierzałem naśladować Humphreya Bogarta, Saxony.Wybacz mibrak oryginalności, ale n,~ wszyscy jesteśmy twórcami.107Jonathan Carroll - Kraina Chichów- Daj spokój, Tomaszu.Czasami szukasz dziury w całym tylko po to, żebysprawdzić, czy się złapią na twoją przynętę.- Niespójna metafora.Wstałem i otarłem dłonie o spodnie.- Bardzo przepraszam, panie profesorze.Przerzucaliśmy się drobnymi złośliwościami, aż w pewnej chwili Saxonyzobaczyła coś za moimi plecami i umilkła.Umilkła, to za słabo powiedziane:cała jej twarz zamknęła się w jednej chwili jak lotnisko podczas zamieci.- Przyjemne miejsce na piknik.Wiedziałem, kto to jest.- Hej, Anno.Tym razem miała na sobie białą koszulką, nowiutkie beżowe drelichy itradycyjne, znoszone tenisówki: zawadiaka.- Co porabiacie?Skąd wiedziała, że jesteśmy na cmentarzu? Przypadek? Zdawało mi sil, żepo drodze widział nas jedynie ksiądz, a i to raptem przed paroma minutami.Nawet jeżeli do niej zadzwonił, to jak się tu dostała tak szybko - statkiemkosmicznym?- Przeprowadzamy pewne badania.Tomasz odkrył, skąd pani ojciec brałnazwiska dla postaci z "Nocnych wyścigów w głąb Anny".Przyprowadził mnietutaj, żebym zobaczyła.Moja głowa wykonała pełny obrót, całkiem jak głowa Lindy Blair w"Egzorcyście".Ja odkryłem?- I co, bardzo się zdziwiliście?- Zdziwiliśmy? Ach, tym? Tak.Nie.Właściwie to chyba tak.Cały czas zastanawiałem się, dlaczego Saxony zełgała.Czyżby chciałapodnieść prestiż mojej osoby w zimnych oczach Anny?- Kogo teraz odwiedzacie? Gerta Inklera.Ojciec nigdy nie użył go wksiążce.- Tak, wiemy.To ten, który chciał obejść świat dookoła.Udało mu się?108Jonathan Carroll - Kraina ChichówUśmiech pierzchnął z jej twarzy nie pozostawiając śladu.Jej oczyrzeczywiście potrafiły się stać malutkie i okrutne.- Skąd o tym wiesz?- "Dworce kolejowe Ameryki".Moja odpowiedz nie wywołała słońca spoza chmury.Jej spojrzenieprzypomniało mi, jak potraktowała Ryszarda Lee, wtedy w lesie.Nie była toognista furia, przed którą mnie ostrzegał Dawid Louis, ale mrożący krew wżyłach, twardy gniew.- Bibliotekarka pokazała mi ulubioną książkę twojego ojca.Tę o stacjachkolejowych Ameryki.Przerzucając ją, znalazłem na marginesiecharakterystykę Inklera.Mam ją przepisaną w domu, możesz sprawdzić.- Widzę, że oboje pilnie odrabiacie prace domową.A co będzie, jeżeli nieautoryzuję biografii? Popatrzyła mi prosto w oczy, a potem przeniosła wzrokponad moim ramieniem na Saxony.- Jeżeli miałaby się pani nie zgodzić, to po co byłaby pani dla nas taka miła?Dawid Louis twierdzi, że pani jest potworem.Niezawodna Saxony.Taktowna, wrażliwa, zawsze z odpowiednimkomplementem w odpowiednim czasie.Urodzona dyplomatka.Przez moment miałem chęć osłonić głowę przed walką tytanów, ale - odziwo - wcale do niej nie doszło.Anna tylko fuknęła, wsadziła ręce w kieszeniei pokiwała głową, jakby ją miała na sprężynie.Do góry, na dół, do góry, nadół.- Masz rację, Saxony.Lubię się czasami podrażnić, to fakt.Chciałam sięprzekonać, jak długo będziecie to znosić, zanim zapytacie wprost, czymożecie pisać książkę.- No to pytamy wprost: możemy?Pytanie miało zabrzmieć buńczucznie i nonszalancko, a tymczasemwyczołgało mi się z gardła, jakby zlęknione światła dziennego.- Owszem, możecie.Książka jest wasza, jeżeli rzeczywiście chcecie jąnapisać.A jeśli się na mnie za bardzo nie gniewacie, pomogę wam, jak tylkobędę umiała.Na pewno się przydam.Poczułem przypływ triumfu.Odwróciłem się do Saxony, żeby zobaczyć jejreakcję.Uśmiechnęła się, podniosła z ziemi biały kamyczek i cisnęła nim wmoje kolano.109Jonathan Carroll - Kraina Chichów- No i co, Panna Mądra?- Co, no i co? - podniosła drugi kamyk i znów rzuciła we mnie.- Zdaje się, że klamka zapadła.Wziąłem ją za rękę [ Pobierz całość w formacie PDF ]