RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Unikał patrzenia na Panny.Od stóp do głów były wojow­niczkami, ale poza tym również kobietami.Obiecał im, że nie będzie ich trzymał z dala od niebezpieczeństwa, może nawet od śmierci.Nie obiecał, że nie będzie się przed tym wzdragał i to go rozdzierało wewnętrznie, ale słowa dotrzymywał.Robił, co musiał, nawet jeśli nienawidził siebie za to.Z westchnieniem cisnął sztylet na bok.- Pytanie do ciebie - odparł uprzejmym tonem.­Dlaczego?- Bo jesteś, kim jesteś - odparł zwyczajnie Bashere.- Bo ty.a także ci mężczyźni, których przy sobie groma­dzisz, jak przypuszczam.Jesteście, kim jesteście.Rand słyszał szuranie stóp za swoimi plecami; Andoranie, mimo że bardzo się starali, nie potrafili ukryć zgrozy, jaką w nich wywołała amnestia.- Zawsze będziesz mógł zrobić to samo, co zrobiłeś ze sztyletem - ciągnął Bashere, zestawiając nogę na ziemię i pochylając się do przodu - a każdy skrytobójca będzie mu­siał wyminąć twoich Aielów, zanim do ciebie dotrze.I moich kawalerzystów, skoro już o tym mowa.Ba! Coś, czemu uda się dosiągnąć ciebie, nie będzie człowiekiem.- Rozłożył szeroko ręce i znowu opadł na oparcie.- Cóż, jeśli chcesz sobie ćwiczyć władanie mieczem, to sobie ćwicz.Człowiek potrzebuje gimnastyki i odprężenia.Ale nie daj sobie rozpłatać czaszki.Za wiele zależy od ciebie, a ja tu nie widzę żadnej Aes Sedai, która mogłaby cię Uzdrowić.- Jego wąsy nie­malże w całości skryły nagły uśmiech.- A poza tym, jeśli zginiesz.to moim zdaniem nasi andorańscy przyjaciele.raczej nie będą tak ciepło witać mnie i moich ludzi.Andoranie pochowali miecze, ale nie odwrócili złowrogie­go wzroku od Bashere.Nie miało to nic wspólnego z faktem, że był tak bliski zabicia Randa.Zazwyczaj w obecności Bas­here zachowywali oblicza pozbawione wyrazu, był bowiem tylko cudzoziemskim generałem stojącym na czele cudzoziem­skiej armii, która stacjonowała na andorańskiej ziemi.Smok Odrodzony życzył sobie obecności Bashere w tym miejscu, a to towarzystwo uśmiechałoby się do Myrddraali, gdyby Smok Odrodzony sobie tego zażyczył.Ale jeśli Rand mógł się zwrócić przeciwko niemu.W takim razie nie trzeba by było niczego skrywać.Byli sępami gotowymi pożywić się ciałem Morgase, zanim ta umarła, i karmiliby się ciałem Bashere, gdyby im dać choć cień szansy.I z czego Rand zdawał sobie sprawę, także jego ciałem.Ledwie mógł się doczekać, kiedy się ich pozbędzie.“Jedyny sposób, by przeżyć, to umrzeć”.Ta myśl przyszła mu do głowy nagle.Powiedziano mu to kiedyś, w taki sposób, że musiał uwierzyć, ale to nie była jego myśl.“Muszę umrzeć.Nie zasługuję na nic innego jak tylko na śmierć”.Odwrócił się od Bashere, ściskając się za głowę.Bashere w mgnieniu oka powstał z krzesła, chwytając Ran­da za ramię.- Co się stało? Czyżby ten cios naprawdę rozpłatał ci głowę?- Nic mi nie jest.- Rand opuścił ręce; ani przez chwilę nie było w tym bólu, jedynie szok, że ma w głowie czyjeś cudze myśli.Nie tylko Bashere mu się przypatrywał.Więk­szość Panien obserwowała go równie badawczo jak cały dzie­dziniec, zwłaszcza Enaila i jasnowłosa Somara, najwyższa z wszystkich.Te dwie przyniosą mu zapewne jakąś ziołową herbatę, gdy tylko wypełnią swoje obowiązki, i będą nad nim stały tak długo, aż jej nie wypije.Elenia i Naean oraz reszta Andoran oddychali ciężko, ściskając się za poły kaftanów i fał­dy spódnic, przyglądając się Randowi wytrzeszczonymi oczy­ma, najwyraźniej przerażeni, że oto oglądają pierwsze oznaki jego szaleństwa.- Nic mi nie jest - oznajmił całemu dziedzińcowi.Tyl­ko Panny odprężyły się, z wyjątkiem Enaili i Somary, które nadal były zaniepokojone.Aielowie nie interesowali się “Smokiem Odrodzonym”; dla nich Rand był Car'a'carnem, który zgodnie z proroctwami miał ich na nowo zjednoczyć, a potem zniszczyć.Pogodzili się z takim następstwem wydarzeń, przejmując się nim jedno­cześnie; z podobną łatwością, być może pozorną, potrafili przy­jąć do wiadomości jego umiejętności przenoszenia, a także wszystko, co się z nimi wiązało.Inni - mieszkańcy mokra­deł, pomyślał oschle - nazywali go Smokiem Odrodzonym, ale nigdy się nie zastanawiali, co to oznacza.Wierzyli, że jest powtórnie narodzonym Lewsem Therinem Telamonem, Smo­kiem, człowiekiem, który zalepił otwór w więzieniu Czarnego i zakończył Wojnę z Cieniem ponad trzy tysiące lat temu.I który zakończył również Wiek Legend, kiedy ostatnie prze­ciwuderzenie Czarnego skaziło saidina, przez co wszyscy mężczyźni, który potrafili przenosić, począwszy od samego Lewsa Therina i jego Stu Towarzyszy, popadli w obłęd.Na­zywali Randa Smokiem Odrodzonym, ale w ogóle nie podej­rzewali, że jakaś cząstka Lewsa Therina Telamona mogłaby znajdować się w jego głowie, równie obłąkana jak tamtego dnia, kiedy rozpoczął się Czas Szaleństwa i Pęknięcie Świata, równie obłąkana jak każdy z tych Aes Sedai mężczyzn, którzy zmienili oblicze świata nie do poznania.Był to powolny proces, ale im więcej Rand uczył się o Jedynej Mocy i im zręczniej władał saidinem, tym mocniejszy stawał się głos Lewsa The rina i tym zajadlej Rand musiał się zmagać z myślami nieży­jącego już człowieka, by ten nie przejął nad nim kontroli.To był jeden z powodów, dla których lubił ćwiczenia z mieczem; ucieczka od myśli stanowiła barierę, za którą mógł się skryć.- Musimy znaleźć jakąś Aes Sedai - mruknął Bashere.- Jeśli tamte pogłoski są prawdziwe.Oby mi Światłość oczy wypaliła, jak ja żałuję, że pozwoliliśmy tamtej odejść.Wielu ludzi uciekło z Caemlyn po tym, jak Rand i Aielowie zajęli miasto; sam pałac opustoszał niemalże całkowicie w cią­gu jednej nocy.Żyli tu przecież ludzie, których Rand z chęcią by odszukał, ludzie, którzy mu kiedyś pomogli, ale oni wszyscy gdzieś się zapodziali.Niektórzy pewnie wciąż jeszcze chył­kiem się przemykali.Wśród tych, którzy ulotnili się podczas pierwszych dni, była pewna młoda Aes Sedai, tak młoda, że jej twarz nie zyskała jeszcze charakterystycznego wyglądu, nie pozwalającego domyślić się jej wieku.Ludzie Bashere przy­słali wiadomość, kiedy znaleźli ją w jakiejś oberży, ale kiedy usłyszała, kim jest Rand, uciekła z krzykiem.Najdosłowniej! Nigdy się nie dowiedział, ani jak miała na imię, ani do jakich Ajah należała.Pogłoski mówiły, że w mieście jest jeszcze jed­na, ale po Caemlyn krążyły obecnie setki, albo i tysiące po­głosek, każda mniej prawdopodobna od drugiej.Raczej było niemożliwe, by któraś rzeczywiście doprowadziła do miejsca, gdzie ukrywała się Aes Sedai.Patrole Aielów wypatrzyły kilka w okolicach Caemlyn; najwyraźniej wybierały się dokądś w wielkim pośpiechu, żadna jednak nie zamierzała wejść do miasta okupowanego przez Smoka Odrodzonego.- Czy mogę ufać jakiejkolwiek Aes Sedai? - spytał Rand [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl