RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po kolacji wróciliśmy do pokoju, do któregośmy weszli z przedpokoju.Był to, jak miwytłumaczył mój towarzysz, pokój córki państwa Z*. To mój skład główny  mówił mi X.z dumą. Spójrz!Wyjął z kieszeni wiązkę kluczyków i otwierał szuflady komody.Były napełnione bi-bułą. No, teraz pakować! Jutro pojedziesz z panią Z*.Ona jedzie do Warszawy.Ja od-prowadzę was do stacji kolejowej.Dla powagi i ochrony wezmiemy z sobą tego kiepskie-go wariata, pana Z*.Jego nikt nie ruszy! Tym razem pojedziesz, jak wielki pan, nie jakbiedny rewolucjonista, chowający się przed wzrokiem każdego ugwiażdżonego durniamoskiewskiego.Ale za to zabierzesz niemało.Wpakuję ci oprócz  Przedświtu i czcionekjeszcze pudzik bibuły agitacyjnej.Zgoda? Przecie tej brak wam zawsze.Wysunął na środek kosz i parę waliz.Składaliśmy w nie książki, czcionki położyliśmyna sam spód kosza.Szuflady w komodzie powoli wypróżniały się.Mój towarzysz zacierałręce i mruczał, robiąc od czasu do czasu notatki. Sto  Ojca Szymona.No, no! Nic już u mnie nie zostało.A widzisz, że trzeba wypi-sać pięćset, nie trzysta, jak wy chcecie! Dwadzieścia  W kwestji żydowskiej.Choć Markspisał, ale rzecz nudna,  wystarczy dwadzieścia.Co?Kiwnąłem głową na znak zgody. Sto  Katolika ,  mruczał, biorąc do ręki związaną paczkę broszury  Czy socjalistamoże być katolikiem. Słyszałem, że w Radomskim tej broszury wiele idzie.Może do-dać ci jeszcze pięćdziesiąt? Taka cieniuchna! Dosyć i sto, mamy tego jeszcze na składzie.Czy masz jeszcze  Pańszczyzny? 1 Tejnam zabrakło. A co! mówię wam zawsze, że za mało wypisujecie.Mam jeszcze u siebie kilkadzie-siąt  mówił nieco smutnym tonem,  ale czy to wystarczy? Wypisaliśmy już ją na granicę Y-ka.Na razie wystarczy i kilkadziesiąt.Dawaj!1Broszura Michała Luśni (Kazimierza Krauza)  Czy teraz niema pańszczyzny , przeznaczona dla chłopów.  Et, kiedy to przez Y-ka przejdzie! Wiem, zjedzą tam bibułę myszy, nim stamtąd wy-ciągniecie.Słuchaj, dodam do obstalunku jeszcze setkę lub dwie  Pańszczyzny.Jak są-dzisz?Nareszcie skończyliśmy.Obejrzałem się po pokoju.Wszędzie było pełno książek,małych i dużych, w różnokolorowych okładkach.Na środku stał kosz, do połowy nałado-wany temiż książkami, walizki otwarte, lecz pełne bibuły, a nad tym wszystkim schylonyczłowiek z błogim uśmiechem na ustach.Drzwi do sąsiedniego pokoju były wpół-otwarte istamtąd dolatywały ciche, lekkie kroki pani Z*, która chodziła po pokoju, i chrapliwe mru-czenie śpiącego gospodarza domu.Do tego ja sam, bezimienny towarzysz z Warszawy,gospodarzący w pokoju kilkunastoletniej panny, nieznanej mu wcale.Dziwaczny ten obrazek z życia ludzi, których związał los i idea, zostanie w mej pa-mięci na zawsze.Pożegnaliśmy panią Z* po uprzątnięciu z pokoju rozrzuconych książek.Nazajutrz ra-no mieliśmy przyjść do niej na śniadanie i zaraz po śniadaniu ruszać w drogę.Znowu te przeklęte schody, po których schodziliśmy tak samo ostrożnie, jak przed pa-ru godzinami wchodziliśmy na nie.Wyszliśmy na uliczkę i skierowaliśmy się ku fabryce. Słuchaj!  rzekłem  ciebie tu prawdopodobnie podejrzywają o romans z panią Z*?Bo jak ludzie sobie wytłumaczyć mogą te częste stosunki twoje z nią, a nie bez tego, żebycię kto nie widział wkradającego się do niej wieczorami. Nie wiem,  odpowiedział zażenowany,  może.Ale cóż ja na to poradzę? U siebieprzechowywać bibuły nie mogę.W razie złego wypadku ze mną, zostanie przynajmniejbibuła, już przeciągnięta na tę stronę.Nic na to nie poradzę,  powtórzył. Pocieszam sie-bie tym, że za rok najdalej to się skończy, mąż jej otrzyma już emeryturę, no i, naturalnie,wyjadą stąd.Jak ja wówczas urządzę się ze składem, doprawdy nie wiem.Z pewnością niebędzie tak wygodnie. Wygodnie! Ależ niech cię pioruny biją, człowieku! Co ty nazywasz wygodnym?Czy nie te skrzypiące schody do pani Z*? Schody, jak schody,  odpowiedział z rezygnacją mój towarzysz,  ale bezpieczeń-stwo bibuły zupełne i względna łatwość wywiezienia jej stąd.Ja nie mogę sobie pozwalaćna częste wyjazdy  zwraca to uwagę i mam zresztą służbę.Pani Z* łatwiej to uskutecznia.A oprócz tego pani Z* nie tchórzy i to moja największa wygrana.Wolę iść nocą na trzeciepiętro po takich schodach do człowieka, który się nie boi, niż mieć do czynienia z bałwa-nem, opanowanym drżączką.Miałem tu takiego idiotę! Wyobraz sobie,  mówił z wzrastającym oburzeniem,  co ten bałwan mi urządził!?Trzymam się tej zasady, żeby u siebie bibuły nie mieć.Praca w fabryce i służba w P.P.S.zmusza mnie do częstego wychodzenia z mieszkania, nieraz muszę kogokolwiek z intere-santów zostawić u siebie w pokoju.Nawet porządniejszych książek legalnych u siebie nietrzymam, a cóż dopiero bibułę! Nim więc nie urządziłem składu u pani Z*, musiałem roz-syłać pakunki do różnych znajomych.A ten idiota  był to mój krewniaczek, sprowadzi-łem go nawet umyślnie na praktykanta do fabryki, no i do P.P.S. wiedział o mojej robo-cie, okazywał współczucie.Dałem mu dwa czy trzy pakunki do przechowania.Akurat niebyło mnie w domu  wyjeżdżałem wówczas do Warszawy  przyjechał tu do miasteczkaprokurator z żandarmem.Jak się potem okazało, przyjechali zrobić rewizję u chłopa oko-licznego, który gdzieś po pijanemu wyłajał cara.A u mego krewniaczka odrazu wszystkiepchły pozdychały ze strachu.Miał u siebie bibułę, więc był przekonany, że to właśnie dlaniego przyjechał żandarm.Opanowała go taka idiotyczna drżączka, że pod wieczór wy-niósł pakunki do lasu i zakopał, a ze strachu zapomniał potem, w którym miejscu.Teraz wciąż się boję, że ktokolwiek wypadkiem na bibułę zakopaną natrafi, dojdzie to do władzyi zwrócą uwagę na nasz kąt. I wiesz,  dodał ze złością,  ta logika tchórzów! Pytam go, czemu lepiej nie spaliłbibuły? Powiada, że był przekonany, iż przyjechali do niego, więc się bał palić, by dym zkomina go nie zdradził [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl