RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Miejmy nadzieję, że tymczasem nikt nie rozlokował się w naszej kwaterze.Greifer miętosił skórzane rękawiczki, zdawa­ło się, że je rozedrze na strzępy.Jego kości policzkowe rysowały się z niezwykłą ostrością, podbródek był silnie wysunięty.- Pozostawienie składu bez ochrony - powiedział Greifer - graniczy niemal z lekkomyślnością.- To niech go pan ochrania! - oświadczył Hauk z miną bar­dziej jeszcze nieprzeniknioną niż zazwyczaj.- Jak mam to rozumieć, panie pułkowniku?- Mamy niewiele czasu powiedział Hauk i kilkakrotnie uderzył swymi skórzanymi rękawiczkami o spodnie.- Podzie­limy się ostatnią robotą.Uda się pan najkrótszą drogą do, naszej kwatery, tam zajmie się pan załadowaniem.Proszę się liczyć z trzema ewentualnościami: albo załaduje pan cały materiał na dwie ciężarówki, albo cenniejszą połowę na jedną, albo też to, co najcenniejsze, do naszego samochodu osobowego.- Rozumiem - rzekł Greifer.- Tymczasem pan pułkownik osobiście.- Zobaczę, co się da zrobić.Proszę na mnie czekać, przyjdę wkrótce.Mój wóz osobowy będzie mi potrzebny.- Bardzo proszę - powiedział Greifer, wyłowił z kieszeni spodni klucz od samochodu i wręczył go pułkownikowi.Potem oddalił się pełną parą, w tempie lokomotywy.Pułkownik Hauk nie ruszał się na razie z miejsca.Dwaj przechodzący obok niego żołnierze zasalutowali.Nie zwrócił na nich najmniejszej uwagi.Miało się wrażenie, że odczytuje na­zwiska na tablicy pamiątkowej; ale nie odczytywał ich - patrzył w dal i rozmyślał.Po chwili podszedł niemal machinalnie do okna i spojrzał w dół, na rynek.Panował tam chaos.Zobaczył żołnierzy bez broni, cywilów z paczkami, opuszczone i obrabowane ciężarówki.Na straszliwie brudnym rynku pełno było papierów i kawałków drze­wa.Przed ratuszem tłoczył się tłum.Żołnierze demolowali cięża­rówki, wyrzucali na ziemię skrzynie i worki.Rzucali się na to ludzie z koszykami i torbami, dzbanami i butelkami, łopatami i kilofami, otwierali skrzynie, rozcinali worki, rozbijali kanistry.Oliwa zmieszała się z cukrem, ryż pływał w wódce, do rynszto­ków ulicznych ściekał złocisty miód.Jedna wielka orgia - chciwość, głód, żądza zaopatrzenia się w co się tylko da! Upiorna wyprzedaż wielko-niemieckiego Wehrmachtu! Plądrowanie Rzeszy.Pułkownik Hauk przyglądał się temu obrazowi z taką miną, jak gdyby patrzył na niezbyt interesujący album ze znaczkami pocztowymi.Po chwili dostrzegł człowieka przepychającego się gwałtownie przez ciżbę w kierunku komendy.Był to podporucznik artylerii.Hauk poznał go; wiedział, że nazywa się Asch.I jemu przyglądał się z takim samym brakiem zainteresowa­nia, jak gdyby wertował album ze znaczkami.Potem odwrócił się od okna, rozejrzał badawczo i znowu ru­szył po schodach prowadzących na górę.W pewnej chwili zatrzy­mał się tuż przed drzwiami komendy, zboczył w lewo i zniknął za drzwiami, na których widniały dwa zera.Nie zamknął za sobą drzwi.Porucznik Asch minął pędem te drzwi i wpadł do przedpokoju komendantury.Po krótkiej chwili pojawił się znowu w towarzy­stwie bombardiera Stamma, do którego powiedział: - Ulica Hindenburga 13.- Po raz drugi przebiegł obok na pół otwar­tych drzwi.Hauk przeczekał parę minut, po czym opanowany jak zwykle, kręcąc tylko lekko nosem z powodu straszliwych zapachów toale­ty, wszedł znowu na schody, przyśpieszył nieco kroku i znalazł­szy się po chwili w swoim wozie ruszył w gwałtownym tempie.Zatoczył niewielki łuk, stojący dokoła ludzie rozpierzchli się.Nie skierował się jednak w stronę ulicy Hindenburga, przeciwnie, ruszył w kierunku, z którego nadchodził nieprzyjaciel.Szosa była prawie pusta; domy jak gdyby się rozstąpiły, a lu­dzie poukrywali.Natknął się na ludzi z Volkssturmu, którzy od­skoczyli na bok.Po upływie krótkiego czasu zbliżył się do zapory przeciwczołgowej 4 Zachód.W odległości jakichś pięćdziesięciu metrów stał junak hitle­rowski i wymachiwał czerwoną chorągwią.Hauk zatrzymał gwał­townie wóz tuż przed nim.Chłopak zawołał: - Baczność, strefa niebezpieczeństwa!- Z drogi! - powiedział Hauk takim tonem, jak gdyby robił wyrzuty mikserowi w barze za to, że mu dolał do whisky za dużo wody sodowej.Junak hitlerowski cofnął się, stanął na baczność i zasalutował.Hauk dotknął rękawiczką czapki i ruszył w kierunku zapory.Tu wylazł z rowu jakiś członek Volkssturmu, przycwałował do Hauka i zaczął szykować się do meldunku.- To zbyteczne - powiedział Hauk.- Każcie usunąć tę za­porę.Bawiący się w żołnierkę reprezentant Volkssturmu zawołał: - Niech mi wolno będzie zwrócić uwagę pana pułkownika.- Nie marnujmy czasu - rzekł Hauk i spojrzał w kierunku pola, na którego horyzoncie rysowały się sylwetki czołgów ame­rykańskich.Volkssturmowiec stał jeszcze chwilę na szosie z bezradną miną.Potem wezwał kolegów i kazał im odsunąć belki.Zaczęli kląć i narzekać, procedura usuwania trwała prawie dziesięć minut.Przez cały ten czas pułkownik siedział za kierownicą jak mane­kin.Raz tylko po jakichś siedmiu minutach odwrócił się wol­nym ruchem.Ale szosa, którą przejechał, była pusta [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl