RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponieważ zaś oboje byli bardzo wybredni w tym względzie, zaczynało im to doskwierać.- Zatem, ty pierwszy.Ja chcę wyczyścić czworonogi i umyć się dopiero potem.Zaczynam czuć je już teraz i jeśli ich dobrze nie potraktuję zgrzebłem, będzie tutaj cuchnąć.Mogę się zająć nimi wszystkimi, nie tylko Rolanem.Nie ma potrzeby byśmy oboje się przy tym ubrudzili.Kris pociągnął nosem, w powietrzu unosiła się delikatna woń mokrej wełny i końskiego potu.- Nie musisz zajmować się całą czwórką, ale skoro na­legasz.To bolesny cios zadany mej naturze, tak pełnej samo­pobłażania.Jeśli zamierzasz być tak cnotliwa i pracować, będę musiał i dla siebie znaleźć coś do roboty - westchnął ciężko, robiąc do niej smutne oczy.Wykrzywiła twarz w grymasie, czując się sobą po raz pierwszy od wielu tygodni.Ubrała się, narzuciła opończę i złapała postronek pierwszej chirra.Reszta dnia upłynęła jej na pracy w pocie czoła - na sprzątaniu i naprawianiu tego, co zostało zaniedbane, gdy byli zajęci ofiarami plagi.Talia była bardzo szczęśliwa, z nie­chęcią myślała o stawieniu czoła swoim problemom teraz, kiedy władały nią tak nieokiełznane uczucia.Po obiedzie Kris zabrał się do sprawdzania stanu ich zapasów.Naprzeciw wejścia do Stanicy znajdowały się niskie drzwi, które wiodły do szopy.To, co tam się znajdowało, przekroczyło najśmielsze marzenia Krisa, były tam nawet nie znane mu słoje i baryłki.Trochę tego, co znalazł, przyniósł do Stanicy.W słojach był miód i oliwa.- Ktoś z okolicy musiał to tutaj zostawić już po nadejściu zimy - powiedział zaskoczony Kris.- Niebezpiecznie i nierozsądnie byłoby zostawiać je tutaj podczas gorącego lata, zepsułyby się, albo zwabiłyby dzikie zwierzęta.To dlatego zazwyczaj trudno je znaleźć w spiżarni.A co jest w baryłce?- Oliwę będzie można nalać do lampek.- Talia otwo­rzyła baryłkę, lecz były w niej jakby suszone fasolki.Widok ich wprawił Krisa w zakłopotanie.- A to dlaczego.- zaczął, gdy Talia przypomniała sobie nagle, co usłyszała od Sherrill.- Kiełki! - wykrzyknęła - By uchronić nas przed zimową chorobą, jeślibyśmy utknęli tutaj na dłużej i zapas owoców by się wyczerpał.Powinniśmy namoczyć je w wo­dzie, a gdy ukażą się kiełki, zjeść.Tak postępuje się tam, skąd pochodzą Sherrill i Keren.Kris spojrzał na nią trzeźwo.- I my możemy ich potrzebować, nawet jeśli wystarczy nam owoców.Suszone owoce nie chronią tak skutecznie przed zimową chorobą jak świeże.- Dokonał szybkich ob­liczeń.- Myślę, że przetrzymamy około miesiąca - za­decydował, kierując się własnym doświadczeniem, gdyż nie­raz musiał przeżyć, odcięty przez zaspy śniegu od świata.- A sądząc po sile tej śnieżnej burzy możliwe, że właśnie tyle przyjdzie nam tutaj spędzić.Wciąż dmie srodze i wygląd dzisiejszego nieba wydaje się wskazywać, że nie należy spo­dziewać się, by wkrótce miała popuścić.- Czy jednak wystarczy nam paszy? Tantris i Rolan są strasznymi żarłokami, a my nie możemy karmić ich korą i gałązkami, tak jak chirra, jeśli wyczerpie się nam zapas.- Pasza i bele siana stoją oparte po przeciwnej stronie szopy - uspokoił ją Kris.- Wygląda to niemal tak, jakby ten, kto opatrywał tę Stanicę, spodziewał się tak srogiej burzy.Wydaje się to osobliwe, zbyt mało jednak wiem o tej okolicy, by móc powiedzieć, czy taka pogoda o tej porze roku to rzecz tutaj zwyczajna, czy nie.Dirk wiedziałby na ten temat więcej ode mnie.- Jakiekolwiek by były tego powody, mamy szczęście, że zapasy są tak obfite.Zajęli się kolacją, a potem Kris powrócił do harfy.Spoj­rzawszy badawczo na Talię, rozpoczął pieśń, którą śpiewała na biesiadzie Heroldów.Talia, biorąc to za zaproszenie, ułożyła się obok niego i zaczęła cicho śpiewać przy wtórze cichego murmuranda Krisa.Jego głos, choć nie dorównywał głosowi Dirka, miał przyjemne, melodyjne brzmienie.Za ich plecami Towarzysze i chirra czujnie nastawiły uszy, okazując wyraźne zainteresowanie.Raptem dołączyły do nich dwa obce głosy, nucąc bez słów, przedziwnym dyszkantem.Talia i Kris poderwali się na nogi przestraszeni, przerywając pieśń.Obce głosy zamil­kły wraz z muzyką.Zaintrygowani zaczęli ponownie, tym razem wpatrując się pilnie w pogrążoną w cieniu stronę Stanicy.Po chwili dyszkant podjął ponownie przerwaną pieśń.- Ha, oto co mnie spotyka za natrząsanie się z opowieści Dirka i Harthenów! - wykrzyknął zaskoczony Kris.- Chirra rzeczywiście potrafią śpiewać!Rolan i Tantris patrzyli na swych czworonożnych towa­rzyszy ze stajni z wyrazem ironicznego zdumienia.Bezspor­nie i oni także się tego nie spodziewali.Chirra, obojętne na wszystko, co je otaczało, prócz muzyki, leżały z zamkniętymi oczami, unosząc wysoko głowy na wyciągniętych w górę jak struny szyjach.Gardziele im drgały i to z nich, nie było co do tego wątpliwości, wydobywał się dyszkant.- Nie przejmuj się.Sama bym w to nie uwierzyła - pocieszyła go Talia.- Swym wyglądem bardzo przypomi­nają owce, a te przecież nie śpiewają.Najpewniej niezbyt wielu ludzi śpiewało lub grało w pobliżu nich i dlatego nie­wielu słyszało ich śpiew.My nie robiliśmy tego nigdy, dotąd zawsze przebywały w szopach.Uszczęśliwione chirra przyłączały się niemal do każdej piosenki, lecz szczególną przyjemność zdawały się im spra­wiać melodie skoczniejsze.Najbardziej zdumiewający był - pominąwszy samą umiejętność śpiewania - ich styl.Nie trzymały się ściśle melodii, lecz zawodziły harmonicznym dyszkantem, i to zazwyczaj wyższym głosem.Wsłuchiwały się przez jeden czy dwa takty i dopiero wówczas się przyłączały.Choć harmonia ich głosów była bardzo prosta, to jednak zawsze dokładnie uderzały w ton.Talia znała mnóstwo pieś­niarzy, którzy nie mogliby poszczycić się taką umiejętnością.Muzykowali długo, oczarowani przez ten nieludzki chór, zapomniawszy o dręczących ich smutkach.Nie przerywali, aż znużone palce Krisa odmówiły mu posłuszeństwa, nie­zdolne do dalszej gry, choć on bardzo tego pragnął.Jednak po kilkakrotnym uderzeniu w fałszywy ton, co spowodowało, że chirra stuliły uszy i obrzuciły go spojrzeniem jak para podstarzałych kobiet, zmuszony był przyznać, iż najwyższy już czas zezwolić dłoniom na odpoczynek.- Skoro tak się rzeczy mają.- Co zadecydowałem? To będzie dla ciebie raczej wy­czerpujące, ptaszyno.- A czyżby ostatnie tygodnie nie były? - odparła go­rzko.- Jednak tym razem będzie to okrutniejsze.Wyobrażam to sobie tak: dwóch z nas - a zwłaszcza Rolan - odsłoni swe myśli i będziemy obserwować cię jak kot mysią dziurę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl