[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Łagodny mąż Lark i inni wieśniacy wstępowali, by przywitać się z Tenar.Czuła szczęście powrotu do domu.Lark i dwoje najmłodszych spośród jej siedmiorga dzieci towarzyszyli im w drodze na farmę.Dzieci znały oczywiście Therru od czasu, kiedy Lark po raz pierwszy przyniosła ją do domu i były do niej przyzwyczajone.Jednak dwumiesięczna rozłąka sprawiła, że z początku byty nieśmiałe.Wobec nich, a nawet wobec Lark, Therru pozostała zamknięta w sobie, bierna, jak za dawnych, złych czasów.- Jest wyczerpana, zdezorientowana tymi wszystkimi podróżami.Przezwycięży to.Nadzwyczaj szybko wraca do zdrowia - powiedziała Tenar do Lark, lecz Apple nie miała zamiaru pozwolić jej poprzestać na tym.- Jeden z nich zjawił się i nastraszył ją i matkę - rzekła.I po trochu, wspólnymi siłami, córka i przyjaciółka wydobyły od Tenar relację ze wszystkich przeżyć.A kiedy otworzyły wyziębiony, duszny, wypełniony kurzem dom, przewietrzyły pościel, pokiwały głowami nad kiełkującą cebulą, włożyły odrobinę żywności do spiżarni i wstawiły wielki kocioł zupy na wieczerzę, Tenar trudno było opowiadać.Teraz jakoś nie mogła im powiedzieć, co uczynił czarodziej."Zaklęcie - rzekła wymijająco - a być może to on wysłał za nią Handy'ego".Kiedy jednak zaczęła mówić o królu, słowa popłynęły nieprzerwanym strumieniem.- A tam był on - król! Niczym ostrze szpady.I Handy cofnął się i kurczył przed nim.A ja myślałam, że to Spark! Myślałam, naprawdę myślałam przez moment, byłam taka.taka zdenerwowana.- No - rzekła Apple.- To wszystko w porządku, bo Shinny myślała, że jesteś jego matką.Kiedy na przystani przyglądałyśmy się, jak przybywasz w chwale.Pocałowała go, wiesz, Ciociu Lark.Pocałowała króla - ot tak.Myślałam, że ucałuje też tego maga.Ale nie zrobiła tego.- Do głowy mi by nie przyszło, coś takiego.Jakiego maga? - odezwała się Lark z głową w kredensie.- Gdzie jest twój worek z mąką, Goha?- Trzymasz na nim rękę.Rokijski mag, przybył poszukując nowego arcymaga.-Tutaj?- Czemu nie? - odparła Apple.- Ostatni był z Gontu, nieprawdaż? Niewiele jednak czasu spędzili na szukaniu.Pożeglowali z powrotem prosto do Havnoru, jak tylko pozbyli się matki.- Co ty powiesz?- Mówił, że szuka kobiety - mówiła dalej Tenar.- "Kobiety na Goncie".Lecz nie wydawał się być zbytnio uradowany swoim zadaniem.- Czarnoksiężnik szukający kobiety? O, to coś nowego - zdziwiła się Lark.- Myślałam, że do tego czasu stoczą ją wołki, ale jest zupełnie dobra.Upiekę parę bochenków chleba, dobrze? Gdzie jest olej?- Będę musiała spuścić trochę z garnka w chłodni.O, Shandy! A więc jesteś! Jak się masz? Jak się ma Clearbrook? Co słychać? Sprzedałaś jagnięta?Zasiedli w dziewiątkę do wieczerzy.W łagodnym, żółtym blasku wieczora, w kuchni o kamiennej podłodze, przy długim, gospodarskim stole Therru zaczęła unosić nieco głowę i odezwała się kilka razy do innych dzieci.Wciąż jednak kuliła się i kiedy zapadł zmierzch, usiadła tak, by jej widzące oko mogło obserwować okno.Dopiero, kiedy Lark wraz ze swymi dziećmi poszła do domu, a Apple śpiewała Therru do snu, Tenar - zmywając naczynia z Shandy - zapytała o Geda.Jakoś nie chciała tego robić, kiedy słuchały Lark i Apple.Musiałaby wiele wyjaśniać.Zupełnie zapomniała wspomnieć o jego pobycie w Re Albi.I nie chciała już więcej rozmawiać o Re Albi.Jej umysł zdawał się mrocznieć, kiedy próbowała o tym myśleć.- Czy w zeszłym miesiącu przyszedł tu ode mnie mężczyzna.żeby pomóc przy pracy?- Och, zupełnie zapomniałam! - zawołała Shandy.- Masz na myśli Sokoła - tego z bliznami na twarzy?- Tak - odrzekła Tenar.- Sokoła.- O, tak, cóż, przypuszczam, że będzie na Górze Gorących Źródeł, nad Lissu, z owcami Serry'ego.Przyszedł tu i mówił, jak to go przysłałaś, a tutaj nie było dla niego ani odrobiny pracy, wiesz, skoro Clearbrook i jak doglądamy owiec, ja zajmuję się mleczarnią, a stary Tiff i Sis pomagają mi, kiedy trzeba, więc łamałam sobie głowę, ale Clearbrook mówi tak: "Idź spytać człowieka Ser-ry'ego, nadzorcę Rolnika Serry'ego nad Kahedanan, czy na wysokich pastwiskach nie potrzebują pasterzy" - powiedział mu Clearbrook i to właśnie zrobił.I z miejsca przyjęli go do pracy.Więc niewątpliwie jesienią wróci na dół ze stadami.Tam na górze, na Długich Turniach nad Lissu, na wysokich pastwiskach.Myślę, że może to do kóz go chcieli.Miły gość.Owce albo kozy, nie pamiętam, które.Mam nadzieję, że to dla ciebie dobrze, że nie zatrzymaliśmy go tutaj, Goha, ale naprawdę nie było dla niego ani odrobiny pracy, skoro jestem ja, Clearbrook i stary Tiff.I Sis zebrała len.A on powiedział, że był pasterzem tam, skąd pochodzi, za górą, gdzieś nad Armouth, chociaż mówił, że nigdy nie pasał owiec.Może to przy kozach go zatrudnili.- Być może - odrzekła Tenar.Zrobiło jej się lżej na sercu, a jednocześnie poczuła rozczarowanie.Chciała wiedzieć, że jest bezpieczny i zdrów, ale pragnęła również zastać go tutaj."Wystarczy jednak - powiedziała do siebie - po prostu być w domu".I może lepiej, że go tu nie było, że nie było tu tego wszystkiego.Raz na zawsze pozostawiła za sobą wszystkie smutki, sny, czary i obawy Re Albi.Była tutaj, teraz i to był dom - te kamienne podłogi i ściany, te okna o małych szybach, za którymi w blasku gwiazd stały mroczne dęby, te spokojne, posprzątane pokoje.Tej nocy długo nie mogła zasnąć.Jej córka spała w sąsiedniej izbie, w pokoju dziecinnym z Themi, a Tenar leżała w swoim łóżku, w łóżku swego męża, sama.Zasnęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]