[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Normalny facet. No wiÄ™c wÅ‚aÅ›nie.Powiem pani i może pani coÅ› z tym zrobi.Otóż byÅ‚o tak:przyjechaÅ‚ z Warszawy chÅ‚opak.no, chodziÅ‚am z nim trochÄ™, miÅ‚y nawet, ale ja gonie chcÄ™.WÅ‚aÅ›ciwie już z nim zerwaÅ‚am przed wakacjami, czepia siÄ™ jeszcze, owszem,tyle że bez przesady, topić siÄ™ przeze mnie nie bÄ™dzie.Jednego dnia przyjechaÅ‚,drugiego odjechaÅ‚, wieczorem pojechaliÅ›my do LeÅ›niczówki, bo tam najspokojniej.Zdrzemnęłam siÄ™ z nim na pożegnanie, przed paniÄ… nie bÄ™dÄ™ ukrywać, wiadomo, że tojuż nie ma znaczenia.Głównie gadaliÅ›my, prawie do rana.Księżyc Å›wieciÅ‚, byÅ‚o widno,wykÄ…paliÅ›my siÄ™ i tak dalej.No i widziaÅ‚am.Nas nie byÅ‚o widać, staraÅ‚am siÄ™ o to.AlewidziaÅ‚am jakiÅ› ruch przy Å‚odziach.Dwóch facetów coÅ› robiÅ‚o, akurat patrzyÅ‚am, jakciÄ…gnÄ™li linÄ™, tÄ™ do Å‚odzi z hakiem.PrzyglÄ…daÅ‚am siÄ™ im wÅ‚aÅ›ciwie bez powodu, chÅ‚opakmi truÅ‚, nie chciaÅ‚am patrzeć na niego, wie pani, jak to jest.? Wiem. WiÄ™c niech.Nic nie myÅ›laÅ‚am, to znaczy owszem, myÅ›laÅ‚am, że niech on jużprzestanie, nic z tego nie bÄ™dzie, jak mu to powiedzieć po przyjacielsku, lubiÄ™ gow gruncie rzeczy i nie chciaÅ‚am mu robić przykroÅ›ci, o Boże, co mam pani tÅ‚umaczyć,przecież pani zna te rzeczy. Znam. No wiÄ™c na nich patrzyÅ‚am caÅ‚y czas.KrÄ™cili siÄ™ w cieniu wydmy, obok tego czegośżelaznego co tam leży, robili coÅ› z wysiÅ‚kiem.ZgrzytaÅ‚o czy skrzypiaÅ‚o, taki dzwiÄ™ktrudny do okreÅ›lenia, ale jakby metalowy.Zmieniali siÄ™, raz jeden, raz drugi, jakby coÅ›przepiÅ‚owywali czy ukrÄ™cali, trudno powiedzieć.Częściowo tkwili w cieniu, ale byÅ‚owidać rodzaj ruchów.Z drugiej strony wylecieli nudyÅ›ci, oni tam koczujÄ…, cztery sztukisiÄ™ kÄ…paÅ‚y.Jak wyszli, to ci dwaj przestali, to mnie zainteresowaÅ‚o.Rybaków nie obchodzi,123czy ktoÅ› jest i patrzy, czy nikogo nie ma, robiÄ… swoje, a ci nie.Zamarli, nie byÅ‚o ich widaćani sÅ‚ychać, wrócili do roboty, kiedy nudyÅ›ci byli w wodzie, a potem dopiero kiedycaÅ‚kiem znikli.O nas nie mieli pojÄ™cia.Ten mój.eks-mój chÅ‚opak byÅ‚ Å›lepy i gÅ‚uchy nawszystko, wiÄ™c, prawdÄ™ mówiÄ…c, po to siÄ™ z nim przespaÅ‚am, żeby oprzytomniaÅ‚.Niechma ten swój ostatni raz i niech otrzezwieje.I rzeczywiÅ›cie, zwróciÅ‚ na nich w koÅ„cuuwagÄ™, zaciekawiÅ‚o go, co robiÄ…, ale nie podszedÅ‚ bliżej, tylko posÅ‚uchaÅ‚. Jakby kłódkÄ™ukrÄ™cali , powiedziaÅ‚.Dosyć dÅ‚ugo to trwaÅ‚o, wyrzucili coÅ›.Odrzucili od siebie jakieÅ›narzÄ™dzie, kawaÅ‚ żelaza, tak jak siÄ™ odrzuca niepotrzebne czy zużyte.PoleciaÅ‚o w naszÄ…stronÄ™, upadÅ‚o w kÄ™pÄ™ trawy przy samej wydmie.ZakrztusiÅ‚am siÄ™ kawÄ…. PamiÄ™tasz to miejsce? spytaÅ‚am zachÅ‚annie, choć może trochÄ™ niewyraznie. PamiÄ™tam, oczywiÅ›cie.Wiem, gdzie siedzieliÅ›my.ZerwaÅ‚am siÄ™ z miejsca, przewróciÅ‚am krzesÅ‚o, zrzuciÅ‚am ze stoÅ‚u papierosyi popielniczkÄ™. Jedziemy tam! Natychmiast! Potem wrócimy i opowiesz resztÄ™!Marzena podniosÅ‚a siÄ™ również. Jeszcze mam dużo. Nie szkodzi.To potem.Jedziemy!Na plaży w LeÅ›niczówce trochÄ™ narodu siedziaÅ‚o, ale akurat byli to amatorzynudystów, którzy tylko na nich zwracali uwagÄ™.Marzena weszÅ‚a na wydmÄ™ pomiÄ™dzyprzejÅ›ciami. StÄ…d ich widziaÅ‚am.A rzucili tam.ZeszÅ‚a, wskazaÅ‚a kÄ™py trawy.PrzeszukaÅ‚am je.Za trzeciÄ… kolejnÄ… znalazÅ‚am kawaÅ‚zardzewiaÅ‚ego prÄ™ta zbrojeniowego, Ø 22 co najmniej.ZastanowiÅ‚am siÄ™, jak podnieśćdowód rzeczowy bez szkody dla Å›ladów.Ujęłam go w koÅ„cu dwoma palcami dokÅ‚adniew poÅ‚owie, delikatnie wÅ‚ożyÅ‚am do foliowej torby, którÄ… przezornie zabraÅ‚am, uniosÅ‚amjak bombÄ™ zegarowÄ… albo kopÄ™ Å›mierdzÄ…cych jajek i kiwnęłam na MarzenÄ™. Dobra, możemy wracać. Ja wcale nie skoÅ„czyÅ‚am podjęła w drodze. Potem do nich przyszedÅ‚ jakiÅ›trzeci.MyÅ›laÅ‚am.to znaczy, nic nie myÅ›laÅ‚am, ale gdybym myÅ›laÅ‚a, sÄ…dziÅ‚abym, że tojakiÅ› rybak, strażnik pilnujÄ…cy Å‚odzi albo coÅ› w tym rodzaju.PodszedÅ‚, Å›wieciÅ‚ latarkÄ…,wyglÄ…daÅ‚o, jakby im pomagaÅ‚ albo oceniaÅ‚ robotÄ™.OdszedÅ‚ od nich, myÅ›my też odeszli,przez wydmÄ™. Dlaczego przez wydmÄ™? To okropnie niewygodne, pomijam, że wzbronione. Nie wiem.Nie chciaÅ‚am, żeby nas ktoÅ› widziaÅ‚, ze wzglÄ™du na Jacka, Na wszelkiwypadek, zawsze ktoÅ› może kogoÅ› gdzieÅ› zobaczyć.Ale to rzeczywiÅ›cie niewygodne, zawydmÄ… wyszliÅ›my na drogÄ™, ten trzeci też szedÅ‚. SkÄ…d wiesz, że to byÅ‚ ten trzeci? PoznaÅ‚am.WÅ‚aÅ›ciwie po ubraniu, miaÅ‚ czarnÄ… wiatrówkÄ™ z czegoÅ› cienkiego124i jasnÄ… apaszkÄ™ pod szyjÄ….Do tego kaptur zwiniÄ™ty na karku, wÅ‚osy, ksztaÅ‚t gÅ‚owy, odrazu wiedziaÅ‚am, że to ten.Leszek.ten chÅ‚opak, wyjÄ…Å‚ papierosy, upadÅ‚y mu, zawróciÅ‚,odwróciÅ‚am siÄ™ za nim i ten facet byÅ‚ tuż.WidziaÅ‚am jego gÄ™bÄ™, przy księżycu, alemogÅ‚abym chyba rozpoznać.DojechaÅ‚am już do Krynicy, skrÄ™ciÅ‚am w stronÄ™ Pelikana. Natychmiast. zaczęłam rozkazujÄ…co, spojrzaÅ‚am na niÄ… i urwaÅ‚am [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]