[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Noc była wyjątkowo ciemna, ale było to na rękę Alei i kapitanowi, którzychcieli podejść do miasta niepostrzeżenie.Wkrótce dotarli na szczyt wzgórza izaczęli szybko schodzić zboczem.Nagle ujrzeli stolicę.Mimo ciemności można było dostrzec morze dachówpokrytych falistymi dachówkami.Pośrodku rysowała się elegancka sylwetkawieży zamku w Tarnei.To wokół tego wiekowego budynku zbudowano miasto,które rozciągało się na północnym brzegu Cele.Pózniej wzniesiono muryobronne, które okalały stare miasto.Nazwano je Quai.W miarę jak przybywałomieszkańców, trzy przedmieścia weszły w skład stolicy.Aujou na zachodzie,Pin na wschodzie, a od strony południowej przedmieście Martin leżące podrugiej stronie rzeki, łączyło się ze starym miastem poprzez most Griffoul.- Jak myślisz, Fahrio, którą bramą najłatwiej nam będzie dostać się domiasta?Kapitan zastanawiał się przez chwilę.Dancray z pewnością zajął zamek.Tam musimy się z nim zmierzyć.A zamekznajduje się w południowej części miasta, tuż nad brzegiem Cele.Moglibyśmyzatem zaatakować od południa, gdyby nie to, że rzeka stanowi poważnąprzeszkodę.Nasi ludzie musieliby przejść przez most Griffoul, a tym samymstaliby się łatwym celem.Nie.Sądzę, że lepiej będzie zaatakować od wschodu,od przedmieścia Pin.Jego brama znajduje się najbliżej zamku.Alea przytaknęła.Nigdy nie była w stolicy, choć to tak niedaleko od jejmiasteczka.Musiała zdać się na osąd kapitana.- Jedynym problemem - ciągnął Fahrio - jest kanał przecinającyprzedmieście, wiodący od Estang, na wschód od zamku, przez bramę Pin.- Dlaczego stanowi problem?- Zagrodzi nam drogę, gdybyśmy musieli uciekać.Alea skrzywiła się.- A może przeciwnie, będzie naszym atutem.Pokaż mi ten kanał - poprosiła.*Al mar Cahin przemierzał samotnie Gaelię, odrętwiały niczym istota, z którejuchodzi życie.Jego twarz była trupio blada, spojrzenie niewidzące, a ruchypowolne, prawie nieskoordynowane.To Maolmórdha dokonał tej zmiany,czego Almar prawdopodobnie nie był świadom.Nogi niosły go same.Szedłbezmyślnie przed siebie.Pierwszego wieczoru nie czuł zmęczenia.Nie mógł zasnąć i zdecydował siępodjąć nocny marsz.A potem szedł bez wytchnienia cały następny dzień.http://chomikuj.pl/Manija.B97Drugiego dnia pod wieczór zdał sobie sprawę, że nic nie jadł.A jednak nie czułgłodu.Znowu nie mógł zasnąć.Oczy nie chciały się zamknąć.Ponownie ruszyłw drogę.Nigdzie się nie zatrzymywał, z nikim nie rozmawiał, nie czuł ani palącychpromieni słonecznych, ani zimnych podmuchów wiatru.Jego umysł zaprzątałajedna myśl: iść naprzód.Jednakże po kilku dniach nieprzerwanego marszu padł na ziemię.Usiłowałsię podnieść, ale ciało odmówiło posłuszeństwa.Odczekał chwilę, leżąc ztwarzą w piachu, a potem udało mu się wstać.Siedząc na ziemi, odruchowopotarł twarz.Gdy spojrzał na swą dłoń, zobaczył krew.Dotknął czoła i poczułpod palcami lepkość.Upadając, rozbił sobie głowę.Ale niczego nie poczuł.Nieczuł bólu, jakby jego zmysły zniknęły, a on sam oddzielił się od własnego ciała.W rzeczywistości jego ciało było skrajnie wyczerpane.Bez sił.Ale on tegonie czuł.Jego organizm potrzebował zbawczego snu.Ale on tego nie czuł.Jegowysuszone gardło domagało się chłodnej wody.Ale z tego też nie zdawał sobiesprawy.Maolmórdha uczynił z niego istotę nieodczuwającą żadnych potrzeb.%7łyjącąw martwym ciele.Gdy Almar wreszcie zrozumiał, co się stało, wybuchnąłśmiechem.Zmiech przeszedł w kaszel i Czuwający zaczął pluć krwią.Siedząc samotnie pośrodku wrzosowisk, zastanawiał się, czy nie oszalał.Nieodczuwał ani bólu, ani przyjemności.Tylko potrzebę marszu.Długo siedział naszarym piasku.Krew spływała mu z czoła i zalewała oko, tak że wkrótce niebył w stanie go otworzyć.Zdawało mu się, że świat wokoło wiruje.Nagle wydało mu się, że dostrzegł dwóch jezdzców, którzy galopują w jegostronę.Splunął na ziemię i stracił przytomność.Kiedy się obudził, leżał na wąskim drewnianym łóżku, w czymś, coprzypominało szałas pasterski.Człowiek stojący obok niego właśnieprzygotowywał coś do jedzenia, a drugi, który siedział na ławie, drzemał.Almar podniósł się.Zobaczył, że ma czyste ręce.Dotknął palcami czoła iwyczuł bandaż.Ci dwaj opatrzyli jego ranę.- Lepiej leż spokojnie - poradził mu człowiek stojący obok paleniska.- Jesteśjeszcze słaby! Przygotuję ci zupę, powinna postawić cię na nogi.Almar popatrzył na kociołek, w którym mieszał nieznajomy.Unosiła się nadnim gęsta para.Zupa rozsiewała wokoło smakowity zapach, ale on nie był wstanie go poczuć [ Pobierz całość w formacie PDF ]