[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakieś zwierzę, muł czy koń, mogło się tędy przecisnąć, ale ryzyko, że któreś z kopyt mu się przy tym obsunie, było bardzo duże.O tym, żeby mogła przejechać tędy jakaś maszyna, nie było nawet mowy.Andrew odwrócił się i jeszcze raz dokładnie przejrzał podejście, które właśnie pokonali.Nie dostrzegł żadnych innych ścieżek, ale trzydzieści metrów wcześniej, po lewej stronie, fragment terenu był dość płaski i porośnięty niskimi krzakami alpejskiej roślinności.Ciągnął się do niewielkiej skalnej ściany sięgającej szczytu wzniesienia.Ta ściana, niewielkie urwisko, nie miała więcej niż sześć metrów wysokości i była niemal przesłonięta zaroślami i gałęziami skręconych drzew wyrastających ze szczelin w skale.Teren pod nią był płaski.Wszędzie dokoła piętrzyły się naturalne przeszkody, ale tam, w tym jednym miejscu ich nie było.— Idźcie tam! — rozkazał młodym Lefracom zarówno po to, by mieć ich na oku, jak i dla uzyskania właściwych proporcji tego miejsca.— Na ten płaski tren między skałami! Rozsuńcie krzaki i wejdźcie najdalej, jak możecie!Zszedł ze ścieżki i przesunął wzrokiem po szczycie wzniesienia.Też był płaski lub przynajmniej sprawiał takie wrażenie.I jeszcze coś, co być może dawało się zauważyć wyłącznie z tego miejsca, w którym właśnie stanął.Ten szczyt miał.wyraźny kształt.Jego krawędź, choć poszarpana, tworzyła niemal doskonałe półkole.Jeśli ta linia zataczała swój łuk także i dalej, to ten szczyt był czymś w rodzaju małej ustronnej platformy na niewielkim, nieistotnym wzniesieniu, górującym jednak nad wszystkimi niższymi alpejskimi wzgórzami.Ocenił wysokość syna Lefraca na około metra siedemdziesięciu.— Podnieście ręce! — krzyknął.Wyciągnięte nad głową dłonie chłopca sięgały tuż poniżej połowy wysokości urwiska.A jeśli do transportu użyto nie zwierząt, ale jakiegoś pojazdu mechanicznego? Maszyny o potężnych kołach i podwoziu, pługa lub traktora? To by było logiczne.Ani na szlaku od torów kolejowych z Zermattu, ani na szlaku z dziennika Gołdoniego nie było takiego miejsca, którego taka maszyna nie mogłaby pokonać.A pługi i traktory wyposażone były w wyciągarki.— Proszę pana, proszę pana! — To była dziewczyna.Jej krzyk zdradzał dziwne podniecenie, mieszaninę nadziei i desperacji.— Jeśli tego pan szuka, to niech pan nas już puści!Andrew pędem wrócił na ścieżkę i podbiegł do młodych Lefraców.Przecisnął się szybko przez splątane krzaki do samej skalnej ściany.— Tam! — krzyknęła ponownie dziewczyna.W puszystym śniegu okrywającym ziemię, ledwie widoczna przez gałęzie niższych zarośli, leżała stara drabina.Drewno zbutwiało, w kilku miejscach napęczniałe szczeble wyskoczyły z gniazd, ale poza tym była nietknięta.Nie nadawała się już do użytku, ale nie na skutek działania człowieka.Leżała w tych krzakach lata, może nawet dziesięciolecia, wystawiona jedynie na działanie przyrody i czasu.Fontine ukląkł, dotknął jej, spróbował oderwać ją od ziemi, patrząc, jak kruszy mu się w rękach.Znalazł narzędzie, z którego ktoś korzystał w miejscu, gdzie żadną miarą nie powinien tego czynić.Teraz już wiedział, że niecałe pięć metrów nad nim.Nad nim! Zdążył jeszcze poderwać głowę, by zobaczyć jakiś niewyraźny przedmiot spadający wprost na niego.Poczuł potworne uderzenie.Głowę przeszyły mu błyskawice bólu, po których na jedną chwilę opadła go zupełna ciemność pulsująca dudnieniem setki młotów.Upadł do przodu, ze wszystkich sił próbując otrząsnąć się ze skutków ciosu i odzyskać widzenie.— Fuggi! Presto! In la traccia! — Chłopiec.— Non senza voi! Tu fuggi anche! — Dziewczyna.Syn Lefraca znalazł na ziemi duży kamień.I nienawiść stłumiła w nim strach.Zacisnąwszy prymitywną broń w ręku, uderzył nią z całej siły w głowę żołnierza.Światło powracało.Fontine zaczął się podnosić i w tej samej chwili zobaczył rozmazaną dłoń z zaciśniętym w niej kamieniem spadającą z rozmachem w dół.— Ty gnojku! Ty skurwysynu!Syn Lefraca wypuścił z ręki kamień, rzucając nim w żołnierza, na oślep, w próbie zadania ostatniego ciosu, i wybiegł spomiędzy oszronionych krzaków na ścieżkę, w ślad za swą siostrą.Andrew poczuł, że wzbiera w nim fala najwyższej furii.Zdarzyło mu się to może z dziesięć razy w życiu i zawsze w najgorętszym ogniu walki, kiedy wróg zdobywał przewagę, a on nic nie mógł na to poradzić.Wyczołgał się zza krzaków za krawędź ścieżki i spojrzał w dół [ Pobierz całość w formacie PDF ]