[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Celia ruszyła w jego kierunku z na wpół uniesioną dłonią, lecz w następnej chwili zawahała się.Płomienie w dalszym ciągu tryskały jej z oczu i tęcze miedzianego żaru wciąż jeszcze pełzały po jej nagich plecach, lecz już znacznie wolniej.Tony Express ponownie potrząsnął kukłą i zaintonował dziwnie łagodny rytm tak cicho, że Lloyd ledwie go słyszał.Przypominał mu dyszący oddech zwierzęcia, psa albo wilka, coś, co dochodzi zza pleców w środku nocy.— Weksit–patesk! Weksit–patesk! Na! Na! Weksit–patesk!Wreszcie Celia zamarła w całkowitym bezruchu i nawet z odległości ponad metra Lloyd wyczuwał, że stygnie.Tony Express ześlizgnął się z pleców Franklina i podszedłszy bliżej, położył dłoń na jej nagiej piersi.— Widzicie? Już ostygła.Banalne.— Jak to, u diabła, zrobiłeś? Jakaś magia Pechangów?— Jeśli już o to chodzi, to Algonkinów.Ich towar jest starszy i lepiej pasuje do tej nordyckiej magii, rozumiesz o co mi chodzi? Niby o to, że Normanowie żyli w Ameryce na całe lata przed Chrystusem.Wiecie, że weksa–dek to po algonkińsku „robi się coraz goręcej”… a po nordycku „robi się coraz goręcej” to vaeckser hed? Rozumiecie, jak po angielsku it’s waxing hot.Wszyscy w całym cholernym świecie zachodnim mówią tym samym językiem.Lloyd powoli obszedł Celię i dotknął jej ramienia.Była już całkiem zimna i wydawała się na nic nie reagować.— Czy ją też zahipnotyzowałeś?Tony Express poszukał po omacku ręki Franklina.— Zrobiłem z nią to samo, co z tymi policjantami.Obniżyłem jej życiowe jak–to–się–tam–nazywa, tak że żyje około stu razy wolniej.Dla niej my poruszamy się teraz po kuchni tak szybko, że nie może nas nawet zobaczyć.— A co z Ottonem? — zapytał Lloyd.— A kto to jest Otto?— Otto to facet od Juniusa.Ten, który spalił autobus.Siedzi w drugim pokoju i śpi.A przynajmniej mam taką nadzieję.— Czy on też jest gorący, tak jak ta tutaj?— Nie, to istota śmiertelna.Lecz potrafi myślą rozniecać ogień.Jest cholernie niebezpieczny.Zobacz, co zrobił z moimi dłońmi.— Potrafi myślą podpalać na odległość przedmioty?— Właśnie.— W takim razie sprawimy, by myślał nie o nas, lecz o czymś innym.— Nie jestem pewien, czy wiem, o co ci chodzi.Tony Express ścisnął Lloyda za rękę.— Idź i zobacz, Franklin — powiedział — czy Otto w dalszym ciągu śpi, dobrze?Franklin z niepokojem popatrzył na Lloyda, jak gdyby chciał rzec: „A co się stanie, jeśli Otto się obudził i rozkaże mi zostać tam, gdzie jestem, a ja nie będę umiał go nie posłuchać?” Lecz Lloyd skinął głową i powiedział:— Śmiało, Franklin, nic ci nie będzie.Jesteś Franklin, prawda?— Pewnie, jestem Franklin.Obszedł Celię, popatrując przy tym na nią w widomej obawie, czy aby znów nie powróci do życia i go nie spali.Lloyd istotnie widział, że Celia porusza się regularnie jak wskazówka zegara, lecz jej ruchy były tak rozciągnięte w czasie, iż przejście na drugi koniec kuchni zabrałoby jej cały dzień.Franklin leciutko uchylił drzwi, by móc zajrzeć do salonu.— On tu jest — zameldował chrapliwym głosem.— Wciąż jeszcze śpi.— Kto nie ma matki, ten śpi jak zabity — zauważył Tony Express.Gdy Lloyd w odpowiedzi podniósł brwi, dodał: — Stare porzekadło Pechangów, człowieku.Nie pytaj mnie, co to znaczy.— Teraz — powiedział Lloyd — gdy Otto nas wyśledził, będziemy musieli się stąd wynieść.Ceremonia Transformacji odbędzie się w Teatrze Miejskim jutro wieczorem.Wygląda na to, że Otto ma mnóstwo spraw do załatwienia i nie powinno być trudno zniknąć mu z oczu.Przede wszystkim muszę dostać się z powrotem do Escondido.— Do Escondido? — zapytał Tony Express.— Dlaczego musisz tam wrócić?Lloyd popatrzył na Celię.Nawet gdy tempo jej procesów metabolicznych było zredukowane do poziomu żółwia, wolał nie wspominać o Wagnerowskim Hymnie pokutnym pod samym jej nosem.— Powiem ci później — odparł.— Tymczasem pozbierajmy do kupy nasze łachy i wynieśmy się stąd w cholerę.Wziął Franklina za rękę i pokazał mu na migi, żeby poszedł spakować swoje rzeczy, a także rzeczy Tony’ego Expressa.Następnie cichutko wszedł do salonu i na paluszkach ruszył przez dywan tuż przed nosem śpiącego Ottona.Otto miał głęboko zapadnięte oczy, usta leciutko otwarte i oddychał tak cicho, że równie dobrze mógł być martwy.Jedynie ledwo dostrzegalny tik mięśnia lewej dłoni wskazywał, iż wciąż jeszcze żyje.Lloyd minął go w odległości piętnastu centymetrów, krzywiąc się niemiłosiernie z powodu konieczności zachowania absolutnej ciszy.Wszedł do sypialni.Pomimo wszystkich hałasów, jakie urządzali w kuchni, Kathleen wciąż jeszcze spała.Musiała być zupełnie wyczerpana tym wszystkim, co jej się ostatnio przydarzyło.Lloyd usiadł koło niej na łóżku i potrząsnął za ramię.— Kathleen? Kathleen? Obudź się! Musimy się stąd zabierać.Poruszyła się, potem przeczesała palcami włosy i odwróciła się na drugi bok.— Kathleen, wstawaj, musimy już iść! W końcu podniosła się.— Która to godzina? — wymamrotała.— Niedługo będzie świtać.Otto nas znalazł.Jest tutaj.Musimy uciekać.— Jest tutaj?— Śpi, ale nie wiem, jak długo jeszcze to potrwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]