[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tych sześciu zwiadowców podjechało tymczasem do nas zupełnie blisko.Jak nas mieliocalić, tego oczywiście nie wyobrażałem sobie.Sześciu Indian mogło nam pomóc niewielealbo wcale.Pózniej, co prawda, dowiedziałem się, jak to Sam Hawkens rozumiał.Na razieucieszyłem się tym, że Sam ich znał, gdyż wobec tego nie było powodu do obaw.Keiowehowie przyjechali za naszym tropem i zauważyli ślady wiodące w zarośla.Wy-wnioskowali z tego oczywiście, że w zaroślach znajdują się ludzie.Natychmiast więc zawró-cili swoje nadzwyczaj silne i ruchliwe konie i popędzili w przeciwnym kierunku, aby się do-stać poza odległość strzału.Na to Sam wystąpił z zarośli, złożył dłonie koło ust i wydał prze-razliwy, donośny okrzyk znany widocznie Indianom, gdyż stanęli i spojrzeli za siebie.Samzawołał powtórnie i dał im znak ręką.Zwiadowcy zrozumieli okrzyk i znaki, a spostrzegłszySama, którego osobliwej postaci nie podobna było nie poznać, wrócili cwałem.Teraz i ja sta-nąłem obok Sama.Indianie przygalopowali, jak gdyby nas mieli zamiar stratować, narazzdarli przed nami konie tak, że aż przysiadły na zadach, zeskoczyli z nich i puścili je wolno. Nasz biały brat Sam jest tutaj? zapytał dowódca. Skąd wziął się na drodze swychczerwonoskórych przyjaciół i braci? Bao, chytry lis, spotkał mnie, bo znalazł się na moim tropie odrzekł Sam. Myśleliśmy, że to ślady czerwonych psów, których szukamy rzekł Lis łamaną, leczdość zrozumiałą angielszczyzną. O jakich psach mówi mój czerwony brat? O Apaczach z plemienia Mescalerów. Dlaczego nazywacie ich psami? Czy wyniknął spór między nimi a mymi dzielnymibraćmi Keiowehami? Wykopaliśmy topór wojenny między nami a tymi parszywymi kujotami. Uff! To mnie cieszy! Niech moi bracia usiądą z nami.Mam ich zawiadomić o czymśważnym.Lis spojrzał na mnie badawczo i zapytał: Nie widziałem jeszcze tej bladej twarzy; jest młoda.Czy należy już do wojownikówbiałych mężów? Czy zdobyła sobie już imię?Moje właściwe nazwisko nie zrobiłoby wrażenia.Toteż Sam Hawkens, przypomniawszysobie słowa Wheelera odrzekł: Ten mój najmilszy brat i przyjaciel przybył niedawno przez Wielką Wodę z ojczyzny,gdzie jest wielkim wojownikiem.Nie widział nigdy przedtem bawołu ani niedzwiedzia, amimo to walczył przedwczoraj z dwoma bykami i zabił je, aby ocalić mi życie, a wczorajzakłuł nożem szarego niedzwiedzia z Gór Skalistych, przy czym zwierz nawet nie zadrasnąłmu skóry.74 Uff, uff! zawołali z podziwem czerwonoskórzy, a Sam ciągnął dalej w sposób, coprawda nieco przesadny: Kula jego nigdy nie chybia celu, a w pięści jego mieści się tyle siły, że jednym uderze-niem powali na ziemię każdego nieprzyjaciela.Dlatego biali z Zachodu nadali mu imię OldShatterhand.W ten sposób opatrzono mnie bez mego zezwolenia imieniem wojennym, które odtąd stalew tamtych stronach nosiłem.Taki panuje zwyczaj na Zachodzie, toteż często najlepsi przyja-ciele nie znają nawzajem swych właściwych nazwisk.Lis podał mi rękę i rzekł przyjaznie: Jeśli Old Shatterhand pozwoli, będziemy jego braćmi i przyjaciółmi, miłujemy bowiemludzi, którzy zabijają wroga jednym uderzeniem.Przyjmiemy cię chętnie w naszych namio-tach.Znaczyło to innymi słowami; Potrzeba nam hultajów z taką siłą jak twoja, dlatego przyjdzdo nas.Jeśli będziesz myszkował, kradł i grabił dla nas, to będzie ci u nas znośnie.Mimo to odpowiedziałem z godnością: Kocham czerwonych mężów, jako synów Wielkiego Ducha, którego dziećmi są takżebiali.Jesteśmy braćmi, pomagajmy więc sobie przeciw wszystkim wrogom, którzy nas i wasnie poważają.Wyraz zadowolenia przemknął mu przez twarz zasmarowaną tłuszczem i farbą, gdy mniezapewniał: Old Shatterhand słusznie powiedział.Zapalimy z nim fajkę pokoju.Potem Keiowehowie usiedli z nami nad wodą.Lis dobył fajkę, której ostra woń odurzyłamój nos już z daleka.Napchał ją mieszaniną złożoną, jak się zdawało, z buraków, liści lnu,siekanych żołędzi i kapusty, zapalił ją, powstał, pociągnął raz, wydmuchnął dym ku niebu iku ziemi i powiedział: Tam na górze mieszka Dobry Duch, a tu na ziemi rosną rośliny i zwierzęta, które onprzeznaczył dla Keiowehów.Następnie pociągnął jeszcze cztery razy, wypuszczając dym ku północy, południu, wscho-dowi i zachodowi. W tych stronach rzekł potem mieszkają czerwoni i biali mężowie przywłaszczającsobie bezprawnie rośliny i zwierzęta.My jednak znajdziemy ich i zabierzemy, co do nas nale-ży.Powiedziałem, howgh!Co za mowa! Jakże odmienna od tych, jakie dotąd czytałem, a pózniej tak często słysza-łem, Ten Keioweh oświadczył otwarcie, że wszystko, co jest na ziemi, uważa za własnośćswego plemienia, a tym samym uznaje grabież nie tylko za swoje prawo, ale wprost za obo-wiązek! I ja miałem teraz zostać przyjacielem tych ludzi! Niestety, kto wejdzie między wro-ny, musi krakać jak i one.Lis podał Samowi tę zgoła nie pokojową fajkę pokoju, on zaś dzielnie pociągnął sześć razyi wygłosił następujące słowa: Wielki Duch nie zważa na rozmaitość skór ludzkich, gdyż ludzie mogą się posmarowaćfarbami, by go oszukać, Wielki Duch zaś patrzy w serce [ Pobierz całość w formacie PDF ]