RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiatr zawiaÅ‚ ciepÅ‚y.- Owe sÅ‚upy dymów,Ów gmach powietrzny jak miasto olbrzymów,NiknÄ…c pod niebem jak czarów widziadÅ‚o,Runęło w gruzy i na ziemiÄ™ spadÅ‚o:I dym rzekami po ulicach pÅ‚ynÄ…Å‚,Zmieszany z parÄ… ciepÅ‚Ä… i wilgotnÄ…;Znieg zaczÄ…Å‚ topnieć - i nim wieczór minÄ…Å‚,OblewaÅ‚ bruki rzekÄ… Stygu bÅ‚otnÄ….Sanki uciekÅ‚y, kocze i landaryZerwano z pÅ‚ozów; grzmiÄ… po bruku koÅ‚a;Lecz poÅ›ród mroku i dymu, i paryOko pojazdów rozróżnić nie zdoÅ‚a;Widać je tylko po latarek bÅ‚yskach,Jako pÅ‚omyki bÅ‚Ä™dne na bagniskach.Szli owi mÅ‚odzi podróżni nad brzegiemOgromnej Newy; lubiÄ… iść o zmroku,Bo czynowników uniknÄ… widokuI w pustym miejscu nie zejdÄ… siÄ™ z szpiegiem.Szli obcym z sobÄ… gadajÄ…c jÄ™zykiem;201 Czasem pieśń jakÄ…Å› obcÄ… z cicha nucÄ…,Czasami stanÄ… i oczy obrócÄ…,Czy kto nie sÅ‚ucha? - nie zeszli siÄ™ z nikim.NucÄ…c bÅ‚Ä…dzili nad Newy korytem,Które siÄ™ ciÄ…gnie jak alpejska Å›ciana,Aż siÄ™ wstrzymali, gdzie miÄ™dzy granitemKu rzece droga spada wyrÄ…bana.StamtÄ…d, na dole, ujrzeli z dalekaNad brzegiem wody z latarkÄ… czÅ‚owieka:Nie szpieg, bo tylko Å›ledziÅ‚ czegoÅ› w wodzie,Ani przewoznik, któż pÅ‚ywa po lodzie?Nie jest rybakiem, bo nic nie miaÅ‚ w rÄ™kuOprócz latarki i papierów pÄ™ku.Podeszli bliżej, on nie zwróciÅ‚ oka,WyciÄ…gaÅ‚ powróz, który w wodÄ™ zwisaÅ‚,WyciÄ…gnÄ…Å‚, wÄ™zÅ‚y zliczyÅ‚ i zapisaÅ‚;ZdawaÅ‚ siÄ™ mierzyć, jak woda gÅ‚Ä™boka.Odblask latarki odbity od loduOblewa jego ksiÄ™gi tajemniczeI pochylone nad Å›wiecÄ… oblicze%7łółte jak obÅ‚ok nad sÅ‚oÅ„cem zachodu:Oblicze piÄ™kne, szlachetne, surowe.Okiem tak pilnie w swojej ksiÄ™dze czytaÅ‚,%7Å‚e sÅ‚yszÄ…c obcych kroki i rozmowÄ™Tuż ponad sobÄ…, kto sÄ…, nie zapytaÅ‚,I tylko z rÄ™ki lekkiego skinieniaWidać, że prosi, wymaga milczenia.202 CoÅ› tak dziwnego byÅ‚o w rÄ™ki ruchu,%7Å‚e choć podróżni tuż nad nim stanÄ™li,PatrzÄ…c i szepcÄ…c, i Å›miejÄ…c siÄ™ w duchu,Umilkli wszyscy, przerwać mu nie Å›mieli.Jeden w twarz spojrzaÅ‚ i poznaÅ‚, i krzyknÄ…Å‚:"To on!" - i któż on? - Polak, jest malarzem,Lecz go wÅ‚aÅ›ciwiej nazywać guÅ›larzem,Bo dawno od farb i pÄ™dzla odwyknÄ…Å‚,BiblijÄ… tylko i kabaÅ‚Ä™ bada,I mówiÄ… nawet, że z duchami gada.Malarz tymczasem wstaÅ‚, pisma swe zÅ‚ożyÅ‚I rzekÅ‚, jak gdyby rozmawiajÄ…c z sobÄ…:"Kto jutra dożyÅ‚, wielkich cudów dożyÅ‚;BÄ™dzie to drugÄ…, nie ostatniÄ… próbÄ…;Pan wstrzÄ…Å›nie szczeble asurskiego tronu,Pan wstrzÄ…Å›nie grunty miasta Babilonu;Lecz trzeciÄ… widzieć.Panie! nie daj czasu!"RzekÅ‚ i podróżnych zostawiÅ‚ u wody,A sam z latarkÄ… z wolna szedÅ‚ przez schodyI zniknÄ…Å‚ wkrótce za parkan terasu.Nikt nie zrozumiaÅ‚, co ta mowa znaczy;Jedni zdumieni, drudzy rozÅ›mieszeni,Wszyscy krzyknÄ™li: "Nasz guÅ›larz dziwaczy",I chwilÄ™ jeszcze stojÄ…c poÅ›ród cieni,WidzÄ…c noc póznÄ…, chÅ‚odnÄ… i burzliwÄ…,Każdy do domu powracaÅ‚ co żywo.203 Jeden nie wróciÅ‚, lecz na schody skoczyÅ‚I biegÅ‚ terasem; nie widziaÅ‚ czÅ‚owieka,Tylko latarkÄ™ jego z dala zoczyÅ‚,Jak bÅ‚Ä™dna gwiazda Å›wieciÅ‚a z daleka.Chociaż w malarza nie zajrzaÅ‚ oblicze,Choć nie dosÅ‚yszaÅ‚, co o nim mówili,Ale dzwiÄ™k gÅ‚osu, sÅ‚owa tajemniczeTak nim wstrzÄ…snęły! - przypomniaÅ‚ po chwili,%7Å‚e gÅ‚os ten sÅ‚yszaÅ‚, i biegÅ‚ co miaÅ‚ mocyNieznanÄ… drogÄ… Å›ród sÅ‚oty, Å›ród nocy.Latarka prÄ™dko niesiona mignęła,Coraz mniej szata, zakryta mgÅ‚y mrokiemZdaÅ‚a siÄ™ gasnąć; wtem nagle stanęłaW poÅ›rodku pustek na placu szerokiém.Podróżny kroki podwoiÅ‚, dobiega;Na placu leżaÅ‚ wielki stos kamieni,Na jednym gÅ‚azie malarza spostrzega:StaÅ‚ nieruchomy poÅ›ród nocnych cieni.GÅ‚owa odkryta, odsÅ‚onione barki,A prawa rÄ™ka wzniesiona do góry,I widać byÅ‚o z kierunku latarki,%7Å‚e patrzyÅ‚ w dworca cesarskiego mury.I w murach jedno okno w samym roguBÅ‚yszczaÅ‚o Å›wiatÅ‚em; to Å›wiatÅ‚o on badaÅ‚,SzeptaÅ‚ ku niebu, jak modlÄ…c siÄ™ Bogu,Potem gÅ‚os podniósÅ‚ i sam z sobÄ… gadaÅ‚.204 "Ty nie Å›pisz, carze! noc już wkoÅ‚o gÅ‚ucha,ZpiÄ… już dworzanie - a ty nie Å›pisz, carze;Jeszcze Bóg Å‚askaw posÅ‚aÅ‚ na ciÄ™ ducha,On ciÄ™ w przeczuciach ostrzega o karze.Lecz car chce zasnąć, gwaÅ‚tem oczy zmrużą,ZaÅ›nie gÅ‚Ä™boko - dawniej ileż razyByÅ‚ ostrzegany od anioÅ‚a stróżaMocniej, dobitniej, sennymi obrazy.On tak zÅ‚y nie byÅ‚, dawniej byÅ‚ czÅ‚owiekiem;Powoli wreszcie zszedÅ‚ aż na tyrana,AnioÅ‚y PaÅ„skie uszÅ‚y, a on z wiekiemCoraz to gÅ‚Ä™biej wpadaÅ‚ w moc szatana.OstatniÄ… radÄ™, to przeczucie ciche,Wybije z gÅ‚owy jak marzenie liche;Nazajutrz w dumÄ™ wzbijÄ… go pochlebcÄ™Wyżej i wyżej, aż go szatan zdepce.Ci w niskich domkach nikczemni poddaniNaprzód za niego bÄ™dÄ… ukarani;Bo piorun, w martwe gdy bije żywioÅ‚y,Zaczyna z wierzchu, od góry i wieży,Lecz miÄ™dzy ludzmi naprzód bije w doÅ‚yI najmniej winnych najpierwej uderzy.UsnÄ™li w pjaÅ„stwie, w swarach lub w rozkoszy,ZbudzÄ… siÄ™ jutro - biedne czaszki trupie!Zpijcie spokojnie jak zwierzÄ™ta gÅ‚upie,Nim was gniew PaÅ„ski jak myÅ›liwiec spÅ‚oszy,TÄ™piÄ…cy wszystko, co w kniei spotyka,205 Aż dojdzie w koÅ„cu do legowisk dzika.SÅ‚yszÄ™! - tam! - wichry - już wytknęły gÅ‚owyZ polarnych lodów, jak morskie straszydÅ‚a;Już sobie z chmury porobili skrzydÅ‚a,Wsiedli na falÄ™, zdjÄ™li jej okowy;SÅ‚yszÄ™! - już morska otchÅ‚aÅ„ rozcheÅ‚znanaWierzga i gryzie lodowe wÄ™dzidÅ‚a,Już mokrÄ… szyjÄ™ pod obÅ‚oki wzdyma;Już! - jeszcze jeden, jeden Å‚aÅ„cuch trzyma -Wkrótce rozkujÄ… - sÅ‚yszÄ™ mÅ‚otów kucie."RzekÅ‚ i postrzegÅ‚szy, że ktoÅ› sÅ‚ucha z boku,ZadmuchnÄ…Å‚ Å›wiecÄ™ i przepadÅ‚ w pomroku.BÅ‚ysnÄ…Å‚ i zniknÄ…Å‚ jak nieszczęść przeczucie,Które uderzy w serce, niespodziane,I przejdzie straszne - lecz nie zrozumiane.Koniec UstÄ™puDO PRZYJACIÓA MOSKALIWy, czy mnie wspominacie! ja, ilekroć marzÄ™O mych przyjaciół Å›mierciach, wygnaniach, wiÄ™zieniach,I o was myÅ›lÄ™: wasze cudzoziemskie twarzeMajÄ… obywatelstwa prawo w mych marzeniach.Gdzież wy teraz? Szlachetna szyja Rylejewa,KtórÄ…m jak bratniÄ… Å›ciskaÅ‚ carskimi wyroki206 Wisi do haÅ„biÄ…cego przywiÄ…zana drzewa;KlÄ…twa ludom, co swoje mordujÄ… proroki.Ta rÄ™ka, którÄ… do mnie Bestużew wyciÄ…gnÄ…Å‚,Wieszcz i żoÅ‚nierz, ta rÄ™ka od pióra i broniOderwana, i car jÄ… do taczki zaprzÄ…gnÄ…Å‚;DziÅ› w minach ryje, skuta obok polskiej dÅ‚oni.Innych może dotknęła sroższa niebios kara;Może kto z was urzÄ™dem, orderem zhaÅ„biony,DuszÄ™ wolnÄ… na wieki przedaÅ‚ w Å‚askÄ™ caraI dziÅ› na progach jego wybija pokÅ‚ony.Może pÅ‚atnym jÄ™zykiem tryumf jego sÅ‚awiI cieszy siÄ™ ze swoich przyjaciół mÄ™czeÅ„stwa,Może w ojczyznie mojej mojÄ… krwiÄ… siÄ™ krwawiI przed carem, jak z zasÅ‚ug, chlubi siÄ™ z przeklÄ™stwa.JeÅ›li do was, z daleka, od wolnych narodów,Aż na północ zalecÄ… te pieÅ›ni żaÅ‚osneI odezwÄ… siÄ™ z góry nad krainÄ… lodów,Niech wam zwiastujÄ… wolność, jak żurawie wiosnÄ™ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl