[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mnisi ustawili się jak zwykle.Po wybiciutrzech donośnych uderzeń zaczęli śpiewać, wkraczając majestatycznie w szeregu do kaplicy,gdzie czekało już około pięćdziesięciu parafian.Gabriel dołączył do brata i obaj podążyli za nowicjuszem do wnętrza kościoła. Czyż to nie piękne, gdy mały dzwon towarzyszy dużemu? Prawda, że razem brzmią we-selej? mówił radośnie.Joan przyznał, że ma rację.Zaskoczyło go upodobanie Gabriela do dzwonów.15Po skończonej mszy brat Jaume pozwolił im zwiedzić resztę włości zakonu. Pójdzie z wami Pere powiedział. Muszę nadzorować kuchnię i iść na kapitułę.Możecie chodzić, gdzie chcecie, i korzystajcie, póki możecie, bo po południu zaczniecie pracę.Obeszli ogród warzywny.Był całkiem spory.Grządki z jarzynami równiutkie, a drzewaowocowe okazałe: jabłonie, migdałowce, grusze.Owoce miały jednak wśród swych liści tylko fi-gowce i winorośle.Odcienie zieleni, niektóre uderzające nawet w tony żółci, lśniły w słońcu.Tomiejsce napawało spokojem.Gdy nowicjusz odszedł za potrzebą, Gabriel znienacka zapytał Jo-ana: Dlaczego go pobiłeś? Bo śmiał się z ciebie wtedy przez te dzwony. Nie przeszkadzało mi to.Joan spojrzał ze zdziwieniem na młodszego brata.Po raz pierwszy dopytywał się o jegoczyny.W jego słowach brzmiał jakiś niemy wyrzut. A poza tym go nie lubię dodał Joan. Zresztą nic mu nie zrobiłem.Gabriel popatrzył dziwnie, ale nic nie powiedział.Nie, to nie prawdziwy powód,pomyślał Joan.Prawda była taka, że czuł w sobie wściekłość, straszną wściekłość, pewnie jesz-cze po napaści piratów, która rozsadzała mu piersi, i nie wiedział, jak sobie z nią poradzić.Ruszyli na dalszy spacer.Pere pokazał im studnię z kołem czerpakowym i osiołkiem,który wprawiał je w ruch.Mechanizm napełniał wielką kadz, w której gromadzono wodęużywaną zarówno do podlewania, jak i do picia dla ludzi i zwierząt.Po warzywniku przecha-dzały się kury, kapłony i kilka kogutów.Stanowiły dla zakonników główne zródło mięsa.Po posiłku mnisi udali się do swych cel na odpoczynek.Nowicjusz, Joan i Gabriel szli ra-zem, śmiejąc się, do celi Perego. A wy dokąd? zaskoczył ich pełen złości głos, gdy stali u drzwi. No, na sjestę odparł nowicjusz bojazliwie. A kto ci powiedział, że oni mogą spać w twojej celi? Pytania zadawał superior. Brat Jaume. Głos Perego był coraz słabszy. No to mogą już zabrać swoje rzeczy. Mnich beształ nowicjusza, jakby popełnił jakiśbłąd, nie zważając na obecność chłopców. My, mnisi, śpimy samotnie, i ty też. Ale brat Jaume& wybąkał Pere. Niech to zrobią! uciął szorstko. Bratem Jaumem zajmę się ja.I poszedł w stronę krużganku.Pere spuścił smutno wzrok i po chwili rzekł: Szkoda, cieszyłem się, że będę miał towarzystwo w nocy. Nie martw się odpowiedział Gabriel, biorąc go za rękę. Będziemy widywać sięw dzień.Po chwili przyszedł brat Jaume, mrucząc coś pod nosem. Słyszeliście, zaszła zmiana, zabierzcie wasze tobołki i sienniki powiedział. Są całe zapchlone! poskarżył się Joan. A to ci wytworniś! prychnął mnich, biorąc się pod boki. Pere mówi, że nie da się z nimi nic zrobić, ale moja matka umiała się ich pozbyć. Jak?Joan wzruszył ramionami. A ja wiem! ryknął zakonnik.Był strasznie zły. Trzej chłopcy musieli przydzwigać sienniki i ubrania do umywalni, która znajdowała sięz tyłu, za salą kapitulną i świątynią, na krańcu północnym.Tam kazał im wyciągnąć słomę z sien-ników, zwalić w kącie na kupę i spalić.Potem musieli namoczyć odzież w wodzie, zostawić jątam na całą noc i wyszorować się porządnie wiechciem z esparto.Brat Jaume dał im czystąodzież i powiedział: Jutro wypierzecie ubrania w mydle, nie tylko wasze, ale też habity mnichów, i wysuszy-cie je na słońcu.Kucharz pokaże wam, jak się to robi.A teraz chodzcie, zaprowadzę was tam,gdzie będziecie spać.Był to mały składzik koło stajni.Dochodził tam zapach koni i odgłosy ich rżenia, alechłopcom to nie przeszkadzało.Gdy zakonnik odszedł, nowicjusz powiedział: Nie da rady pchłom. Uśmiechnął się. A skąd wiesz? spytał Joan. Patrz. Mocno pacnął się w pierś [ Pobierz całość w formacie PDF ]