RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nogi centralnego stołu mierzyły w sufit.Pośrodku rumowiska nakryć Sten ujrzał Alexa i jeszcze jakiegoś młodego byczka, którego przedstawiano mu wcześniej, bodaj jako seigneura Froelicha.- Nie pojedynkuję się z pospólstwem - perorował właśnie Froelich.- Żądam satysfakcji od pańskiego przełożonego.Pragnę wyrazić szacunek dla jego talentów wojskowych, a następnie dać upust mojej konsternacji, że wybrał towarzystwo lady Sofii.Sten ruszył przez parkiet.Przebierańcy czym prędzej schodzili mu z drogi.- Sierżancie!- Proszę o wybaczenie, pułkowniku - powiedział scenicznym szeptem Alex.- Mam tu sprawę do załatwienia.Sten wyczuł, co wisi w powietrzu, więc zaniechał indagacji.Nagle ktoś klepnął go w ramię.Najemnik odwrócił się, a wtedy został spoliczkowany.Zakoczony, przyjął postawę jak do ataku, podniósł przedramię by zablokować cios.i oprzytomniał.Przed nim stał jeszcze jeden byczek, dziwnie podobny do Froelicha.Niejaki seigneur Trumbo.- Jako kuzyn seigneura Froelicha, czuję się równie obrażony.Pragnę satysfakcji.Sten zerknął na ledwo widoczną w tłumie siostrę Parrala.Dziewczyna spłoniła się po raz kolejny.Ciekawe, skoro wzrastała w społeczeństwie, które uwielbia pojedynki, to powinna być zachwycona, a wyglądała raczej na wystraszoną.Boi się o mnie? Dość fantazji, upomniał sam siebie najemnik.Przestań wariować jak młokos.Pojawił się Parral.- Wieczór zapowiada się interesująco.Pozwoli pan, pułkowniku, że wyjaśnię niektóre nasze zwyczaje.Sten potrząsnął głową.- Proszę się nie trudzić.Jeśli ci dwaj zuchowie chcą walczyć, nie mam nic przeciwko temu - syknął.- Zatem jutro.- zaczął kuzyn Froelicha.- Jutro jestem bardzo zajęty - uciął mu obojętnym tonem Sten.- Teraz i tutaj.Pomruk przebiegł przez tłum, oczy gości pojaśniały.To dopiero przyjęcie.Będzie o czym opowiadać.- Jako pierwszy wyzywający - rzekł uroczyście Froelich - ufam, że dostąpię zaszczytu zmierzenia się z przeciwnikiem przed seigneurem Trumbo.- Coś ci się pokręciło, chłopcze - prychnął Alex.- Nie z pułkownikiem będziesz walczył, ale ze mną.- Przecież powiedziałem panu.Alex sięgnął po miecz i roztrzaskał nim przewrócony stół.- Słuchaj, to mnie stawisz czoło.Wzywam cię, ja Laird Kilgour z Kilgourów, wolny szlachcic już w czasach, gdy twoi przodkowie trudnili się bandyctwem na pustkowiach.A teraz gotuj się do walki albo zginiesz, gdzie stoisz.Froelich zbladł, potem odzyskał kolory i uśmiechnął się lekko.- Ciekawe.Bardzo ciekawe.Zatem dziś odbędą się aż dwa pojedynki.Niezwłocznie uprzątnięto stoły i wysypano parkiet piaskiem.Widzowie zgromadzili się pod ścianami.Trumbo i Froelich stanęli z jednej strony zaimprowizowanej areny, z drugiej czekali Alex i Sten.Vosberh i Ffillips czuwali po bokach.Dziwnie spokojny Kurshayne pilnował tyłów.Jako strona wyzwana, Mantisowcy mieli prawo wyboru miejsca i czasu, a także broni.Alex zdecydował się na szkocki miecz obosieczny.Zachwycony obrotem wydarzeń Parral wyposażył Froelicha w szablę z koszykową gardą, eksponat z kolekcji gospodarza, porównywalny praktycznie z bronią Edynburczyka.Sten zastanowił się nad własnym nożem, ale doszedł do wniosku, że nie będzie to stosowny oręż.Należało zachować się w miarę dyplomatycznie i po żołniersku zarazem.Parralowi raczej nie spodobałoby się, gdyby jeden z jego dzielnych dworzan zginął w drugiej sekundzie walki.Sten zdecydował się wiec na sztylety - z czubkami ostrymi jak igły, obosieczne, o długości niemal czterdziestu centymetrów.Parral znów pieczołowicie wybrał najlepsze okazy ze swej pokaźnej kolekcji.Pułkownik zważył broń w dłoni.Zwykły sztylet z dobrej stali, zwanej wciąż damasceńską na pamiątkę dawnych czasów.Dla zrównoważenia lekkiego ostrza płatnerz dodał masywną kulkę na szczycie rękojeści.Powinno wystarczyć.Alex dreptał obok Stena.- Jak długo mam się zabawiać z tym kapłonem, panie pułkowniku?- Daj mu chociaż minutę.Albo nawet i dwie.Alex skinął głową i wyszedł na środek areny.Froelich, stanąwszy naprzeciwko, sprawdził giętkość ostrza.Ze wszystkich sił starał się wyglądać groźnie i jowialnie zarazem.Alex czekał, trzymając szablę w oktawie.Froelich runął nagle na przeciwnika.Gdy zamachnął się do cięcia, Alex tylko uniósł rękę i nadal mierząc czubkiem broni w podłogę, zablokował cios.- Aha - mruknął.- Walczysz jak na mężczyznę przystało.Nie skrzeczysz przy tym jak żaba.Z reakcji widzów Sten wywnioskował jednak, że Froelich złamał obowiązujące zasady.Powinien chyba poprzedzić atak ceremonialnym potwierdzeniem wyzwania, zaproponować polubowne załatwienie sprawy i tak dalej.Ale co z tego? Jak mu tak spieszno do piachu.Froelich cofnął się parę kroków.Alex wciąż czekał cierpliwie.Następna szarża była chaotyczna.Burza ciosów wyprowadzanych z primy i tercji.Alex unieruchomił szablę Froelicha przez prise deferjuż przy drugim uderzeniu, zmusił rywala do uniesienia uzbrojonej ręki i odepchnął.Nebtańczyk poleciał do tyłu, przetoczył się parę razy i skoczył na równe nogi.Całkiem sprawnie, pochwalił w duchu Sten.Dysząc ciężko, Froelich zaczął ostrożnie, drobnymi krokami zbliżać się do Alexa.Tym razem Szkot sam zaatakował.Mocnym ruchem odparował ostrze seigneura i jednym cięciem niemal pozbawił go ucha.Tamten odpowiedział pchnięciem w stronę brzucha Alexa, ale Edynburczyk był już trzy metry dalej.Znów czekał.Ociekający krwią, poczerwieniały na twarzy Froelich krzyknął coś nieartykułowanego, po czym natarł z impetem.Alex spojrzał na swego dowódcę.Już?Właściwie czemu nie? Sten nieznacznie kiwnął głową.Ostrze błysnęło w dłoni Kilgoura.Jakby w zwolnionym tempie szabla Froelicha poleciała gdzieś w bok, a broń Szkota cofnęła się i powędrowała ku szyi przeciwnika.Zostawiając za sobą krwawy ślad, głowa Nebtańczyka zatoczyła gładki łuk i wpadła do wazy z ponczem.Korpus runął.Alex schował szablę i pośród martwej ciszy opuścił arenę.- Zaiste, mógłbyś być lairdem, to znaczy panem na włościach - wyszeptał Sten.- A jakże - zgodził się Alex.Parral podszedł do obu żołnierzy.Wyglądał na nieco wstrząśniętego.- Dał pan, hmmm, prawdziwy pokaz walki, sierżancie.Alex ponuro przyjął gratulacje.- Pułkowniku, ostrzegam pana, że seigneur Trumbo to jeden z najlepszych szermierzy na Nebcie.Wygrał z tuzin pojedynków, poza tym prowadzi własną szkółkę, gdzie naucza sztuki władania szablą.Sten milczał.- Przyznaję, że sytuacja jest trochę niezręczna - ciągnął gospodarz.- To będzie walka na śmierć i życie.Z jednej strony nie chciałbym stracić zdolnego dowódcy najemników.- A z drugiej strony?- Cóż, rodzina Trumba jest skoligacona z moją.Źle by się stało, gdyby stracił w tym pojedynku życie.- Sugeruje pan zatem, seigneur Parral - wtrąciła się cicho Ffillips - że nasz pułkownik sam powinien zdecydować, czyja śmierć napyta mniejszej biedy?Ciemnoskóry mężczyzna uśmiechnął się mimowolnie i odszedł w kierunku centrum areny, którą zdążono już uprzątnąć i posypać świeżym piaseczkiem.Dwaj mężczyźni ze świty Froelicha odciągnęli ciało.Sądząc po ich smutnych minach, chyba stawiali na zwycięstwo pryncypała.- Odnoszę wrażenie, iż obie strony konfliktu nie są skłonne do ugody - odezwał się Parral z ulgą.Zgodnie z kodeksem honorowym musiał wygłosić te wszystkie nonsensy, ale na szczęście miał to już za sobą.- Obaj panowie żądacie krwi? Zgadza się?Sten przytaknął.Trumbo także [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl