RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli chcecie, zatrzymajcie sobie jej skórę i kości.Ja potrzebuję tylko krwi.- Nie! - krzyknęła Rhalina w przerażeniu.- Jakaż ona głupia!- Pozwól nam odejść, Książę Teer!- Najpierw pozwólcie mi ją wziąć!- Nie! - odmówili zgodnie Jhery i Corum, i wyciągnęli miecze, na co Książę Teer zareagował chrząkliwym śmiechem, kpiącym i niedowierzającym zarazem.Rozdział trzeciJEŹDZIEC NA ŻÓŁTYM KONIUKsiążę Piekieł wstrząsnął się tak, jak mógłby wzdrygnąć się człowiek obudzony z głębokiego i pogodnego snu.Jego ramiona wydłużyły się, ciało rozrosło, i w ciągu kilku zaledwie sekund powiększył swe rozmiary.Wciąż się śmiejąc, spojrzał z góry na podróżników.- Jak nieumiejętnie kłamiecie!- Nie kłamiemy! - krzyknął Corum.- Błagamy cię, pozwól nam ruszyć w drogę.Książę Teer spojrzał na nich z ukosa.- Nie mam ochoty popaść w niełaskę u Króla Mabelo-dego, ale gdybyście naprawdę służyli Chaosowi, nie okazywalibyście tak głupich uczuć i oddalibyście mi tę samicę.Dla was jest bezużyteczna, a dla mnie może mieć wielką wartość.Jedynym celem jej egzystencji jest stać się częścią mojego zamku, uczynić go jeszcze piękniejszym, bardziej wyrafinowanym.- Jął wyciągać ku nim wielką łapę.- A zatem wezmę ją sobie, wy zaś pójdziecie, dokąd macie pójść, ja tymczasem.- Spójrz! - zawołał nagle Jhary.- Nasi wrogowie! Podążyli za nami do tego wymiaru.Jakie to głupie z ich strony, wedrzeć się do królestwa ich największego nieprzyjaciela, Króla Mabelodego!- Co? - Książę Teer podniósł wzrok i ujrzał dwudziestkę czarnych stworów o długich szyjach i czerwonych paszczękach, nadlatujących z ludźmi na grzbietach.- A oni to kto?- Ich wódz nazywa się Corum Jhaelen Irsei - powiedział Corum.- Są zaprzysiężonymi wrogami Chaosu i pragną naszej śmierci.Zniszcz ich, książę, a Mabelode będzie ci za to wielce wdzięczny.- Czy to prawda? - Książę Teer wpatrywał się w dal.- Tak! - wrzasnął Corum.- Zdaje się, że słyszałem już o tym śmiertelniku.Corum.Czy to nie on zniszczył Ariochowi serce? I czy to nie ten, który przywiódł do zguby Xiombarg?- To ten sam! - krzyknęła Rhalina.- Moja sieć - mruknął Książę Teer, zmniejszając swe wymiary i pośpieszając do wieży.- Pomogę wam.- Jest w nich dość krwi na całą nową salę! - zawył za nim Jhary.Zaraz potem rzucił się do tablicy przyrządów i zaczął żywo poruszać kryształami.Ożyły, i statek wzniósł się z dużą szybkością.Glandyth i jego latająca banda już go dostrzegli.Czarne bestie skręciły, ich skrzydła huczały jak gromy w pogoni za statkiem.Lecz oni już nie byli więźniami zamku z krwi, a Książę Teer gorliwie przygotowywał swoje sieci.Jedną z nich trzymał w ręce i rósł coraz większy, zamierzając się na zdezorientowanego Hrabiego z Krae.- Zamierzam spróbować wszystkiego, co tylko się da, by wydobyć statek z tego cuchnącego wymiaru - oznajmił Jhary.Jego twarz zdradzała wielką koncentrację.- Lepiej już umrzeć niż tu zostać.Książę Teer zorientuje się wkrótce, że Glandyth służy Chaosowi.No i Glandyth powie mu, kim jesteśmy.Wszyscy książęta piekieł zaczną za nami węszyć.- Podniósł przezroczystą pokrywę i zaczął przestawiać kryształy.- Nie wiem, jaki będzie skutek, ale zdecydowany jestem to sprawdzić!Statkiem zakołysało.Corum uchwycił się barierki, całe jego ciało wibrowało, jakby miało rozpaść się na kawałki.Przytrzymał Rhalinę.Statek znurkował ku morzu fioletu i oranżu.Siła bezwładu rzuciła ich naprzód, na Jharego.Statek uderzył w coś, wniknął w ciecz, która zaczęła ich dusić.Kolejne potężne uderzenie spowodowało, że Corum stracił kontakt z Rhaliną.Spróbował odnaleźć ją w ciemności, ale bez powodzenia.Poczuł, że pokład statku ucieka mu spod nóg.Unosił się.Chciał zawołać Rhalinę, ale nieznana substancja kneblowała mu usta.Usiłował otworzyć oczy, lecz były jak zaklejone.Dryfował, omdlewając, i tonął coraz głębiej.Serce zaczęło szamotać się w piersi, brakowało mu powietrza.Wiedział, że umiera.I wiedział, że gdzieś w pobliżu, w lepkiej cieczy, umierają Rhaliną i Jhary.Był prawie pewien, że jego wyprawa się kończy, i nadchodzi kres jego odpowiedzialności wobec Ładu.Żałował Rhaliny, żałował Jharego, ale nie umiał żałować siebie samego.Niespodziewanie zaczął spadać.Ujrzał fragment statku - pogiętą barierkę spadającą razem z nim.Opadał w czystym powietrzu z taką szybkością, że nie pozwalała mu nawet zaczerpnąć powietrza.Zwolnił.Rozejrzał się.Ze wszystkich stron otaczało go błękitne niebo.Rozpostarł ramiona.Kawałek pogiętej barierki ciągle dotrzymywał mu towarzystwa.Poszukał wzrokiem Rhaliny i Jharego.Nie było ich nigdzie w absolutnym błękicie pustki.Tylko ten fragment pogiętego żelastwa.- Rhalino! - zawołał.Nie usłyszał odpowiedzi.Był samotny we wszechświecie błękitnego światła.Poczuł senność.Oczy mu się zamykały [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl