RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Starał się teraz trzymać jak najdalej od zamrożonego metalu.Błonie założył na kark, gdzie ogrzewało je słońce, obtarł je z mułu i szronu.Trudno było uchwycić tulejkę, żeby wydobyć z niej głowicę.Ku jego przerażeniu głowica odłamała się całkowicie i spadła gdzieś.- Niedobrze, Hardy.Cała głowica zapalnika się odłamała.Odpowiedz mi, dobrze? Główny trzon zapalnika tkwi w głębi, nie mogę go wyciągnąć.Nie mam go za co uchwycić.- Jak długo jeszcze potrzyma zamrożenie? - Hardy zaglądał w głąb szybu wprost nad jego głową.W ciągu paru sekund nadbiegł tu z bezpiecznej odległości.- Jeszcze sześć minut.- Wychodź na wierzch, zdetonujemy tę bombę.- Nie, daj mi tu jeszcze trochę tlenu.Wyciągnął w górę prawą dłoń i poczuł na niej zimny kanister.- Spróbuję dołożyć tlenu do miejsca wokół odsłoniętego zapalnika - tam, gdzie spadła głowica - i wciąć się w metal.Piłować, aż się dobiorę do czegoś, co będę mógł uchwycić.Odsuń się teraz, będę do ciebie nadawał.Z trudem powściągał złość na to, co się stało.Całe ubranie nasycone było tlenem, syczało przy zetknięciu się z wodą.Nalał znowu tlenu, jednocześnie piłując głębiej.Kiedy już zamrożenie było dostateczne, oderwał kawałek poły koszuli i włożył materiał między metal i dłuto, następnie zaczął uderzać w dłuto młotkiem.Tylko ten skrawek materiału stanowił zabezpieczenie przed iskrą.Przemarznięte palce były dodatkowym utrudnieniem.Nie były już zręczne, przypominały obezwładnione baterie w bombie.Wykuwał cierpliwie otwór wokół urwanej głowicy zapalnika.Oczyszczał otwór z drobinek metalu, mając nadzieję, że zamrożenie umożliwi taką operację chirurgiczną.Jeśli wykuje otwór we właściwym miejscu, istnieje szansa, że dobierze się do detonatora, który odpala spłonkę.Trwało to kolejne pięć minut.Hardy nie odszedł od krawędzi dołu, przeciwnie, odliczał mu czas trwania zagrożenia.Ale w istocie żaden z nich nie mógł być niczego pewny.Teraz, kiedy odłamała się głowica zapalnika, zamrażali już część bomby i temperatura wody, mimo iż nadal niska, była wyższa od temperatury metalu.I wtedy to dostrzegł.Nie musiał już poszerzać otworu.Srebrzysty drucik prowadzący do zwoju kabli.Gdyby go mógł uchwycić.Próbował rozgrzać sobie palce.Westchnął głęboko, przerwał pracę na kilka sekund i przeciął nożyczkami przewód, zanim ponownie zaczerpnął powietrza.Wydech załamał mu się,-kiedy wyciągał przemarzniętą dłoń ze zwoju kabli.Bomba była już martwa.- Zapalnik usunięty.Detonator usunięty.Pocałuj mnie.Hardy wyciągał go już na górę, a Łosoś próbował chwytać się rękoma szelek, na których był zawieszony, co mu nie szło łatwo z powodu przemarznięcia, mięśnie miał zdrętwiałe.Słyszał turkotanie kołowrotka i po prostu przywarł do skórzanych pasków, którymi był opięty.Czuł, jak jego brązowe nogi wyciągane są z mułu, jakby był starożytną rzeźbą wydobywaną z trzęsawiska.Drobne stopy wyłoniły się już z wody.Wygramolił się z szybu na światło słoneczne, wysunął najpierw głowę, a potem tors.Zwisał jeszcze na szelkach, jak luźna płachta wigwamu uczepiona szczytu masztu namiotowego.Hardy uwalniał go stopniowo z tej uwięzi.Nagle spostrzegł, że z odległości kilkunastu metrów, zbyt małej, by gwarantowała bezpieczeństwo, przypatruje im się spory tłumek; zginęliby wszyscy w razie wybuchu.Ale oczywiście zajęty nim Hardy nie mógł ich upilnować.Przypatrywali mu się w milczeniu, Hindusowi uwieszonemu na ramieniu Hardy'ego, niezdolnemu o własnych siłach dojść do jeepa i donieść do niego swego wyposażenia -narzędzi, kanistrów, koców i przyrządów rejestrujących porozstawianych wokoło, wsłuchanych w ciszę w głębi szybu.- Nie mogę chodzić.- Tylko do jeepa.Jeszcze kilka metrów, Sir.Sam to wszystko pozbieram.Zatrzymali się na chwilę, potem wolno ruszyli w stronę auta.Przechodzili obok tłumku ludzi wpatrujących się w jas-nobrązowego, bosonogiego mężczyznę w przemoczonej bluzie, w jego zbielałą twarz, która nie reagowała na nic, na żadnego z nich.Wszyscy milczeli.Po prostu rozstępowali się przepuszczając ich obu.Przy jeepie zaczął się trząść.Oczy nie były w stanie wypatrzeć krańca przedniej szyby.Hardy pomógł mu wgramolić się na przednie siedzenie.Kiedy odszedł po narzędzia, Łosoś wolno ściągnął mokre spodnie i zawinął się w koc.Był zbyt przemarznięty i zmęczony, by sięgać po termos leżący na tylnym siedzeniu i nalać sobie herbaty.Myślał: wcale się nie bałem tam na dole.Byłem po prostu wściekły - na swój błąd czy też na to, że była to pułapka.Rozdrażnione zwierzę w odruchu samoobrony.Uświadomił sobie, że tylko dzięki Hardy'emu udało mu się zachować człowieczeństwo.W ciepłe dni wszyscy w Villa Girolamo myją głowy, najpierw naftą, by zapobiec zawszeniu, a potem wodą.Leżąc na wznak, z rozwianymi włosami i twarzą wystawioną na słońce, Łosoś poczuł się nagle bezbronny.Rodzi się w nim jakieś zawstydzenie, kiedy przybiera taką pozę, wygląda bardziej na postać z jakiegoś mitu niż na żywą istotę ludzką.Hana siedzi obok, jej długie kasztanowe włosy już wyschły.W takich chwilach właśnie opowiada jej o rodzinie i o bracie w więzieniu.Podnosi się, ściąga włosy do przodu i zaczyna zawijać je w ręcznik.Ona widzi w wyobraźni całą Azję poprzez gesty tego mężczyzny.Jego powolne ruchy, jego spokojne ucywilizowanie.Opowiada o świętych wojownikach i ona dostrzega w nim jednego z nich, srogiego i marzycielskiego, zapominającego o swej boskości tylko w takich chwilach, rozluźnionego teraz w słońcu, składającego głowę na stole, żeby mogło ono suszyć rozwiane pasma jego włosów jak kłosy zboża zebrane do słomianego koszyka.Choć przecież jest Azjatą, który w ostatnich latach, latach wojny, dochował posłuszeństwa swym angielskim ojcom, przestrzegając ich kodeksu postępowania jak wierny syn.- Wiesz, brat uważa mnie za głupca z powodu tego, że ufam Anglikom - zwraca ku niej oczy rozjaśnione słońcem - mówi, że przejrzę pewnego dnia.Azja wciąż nie jest wolnym kontynentem, a on jest przerażony tym, że dajemy się wciągać w angielskie wojny.Zawsze nasze poglądy się ścierały.I zawsze powtarzał: „Pewnego dnia przejrzysz na oczy”.Saper wypowiada te słowa z zamkniętymi oczami, jak gdyby chciał wzmocnić metaforę.- Japonia jest częścią Azji, odpowiadam mu, a Sikhowie na Malajach są przez Japończyków prześladowani.Ale do brata to nie dociera.Powiada, że Anglicy wieszają Sikhów walczących o swą niezależność.Ona odwraca głowę, składa ręce.Nienawiści rozdzierające świat.Nienawiści świat rozdzierają.Wchodzi w mrok pałacu, odcinający się od blasku słonecznego, i idzie posiedzieć przy Angliku.Nocą, kiedy rozpuszcza mu włosy, on staje się na powrót konstelacją, ramiona rozłożone na poduszce jak równoleżniki, odległości między nimi skracające się i wydłużające w rytmie uścisków i osuwania się w sen.Trzyma w objęciach hinduskiego bożka, trzyma w dłoniach wodze.Kiedy się nad nią pochyla, wodze się luzują [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl