[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Konotatkę hetmańską, co masz czynić, posyłam ci z tym pismem, a panu Wołodyjow-skiemu rozkazanie od buławy, aby ci wyjeżdżać i przyjeżdżać wraz z twoimi ludzmi nie byłonigdy wzbronno.Na spotkanie owych rotmistrzów pewnie wyskoczyć musisz a spiesz się i donoś mi do Kamieńca pilnie, co tam na drugiej stronie słychać.Przy czym polecając cięopiece boskiej, pozostaję z nieodmienną życzliwością Marcin Bogusz z Zięblic podstoli no-wogrodzki.Młody Tatar, gdy odebrał ten list, wpadł w furię straszliwą: naprzód pismo starł w ręku naproch, potem kindżałem stół raz przy razie dziobał, wreszcie groził własnemu życiu i wier-nemu Halimowi, który go na klęczkach błagał, aby nie przedsiębrał nic, zanim nie ochłonie zgniewu i desperacji.Bo też ów list był dla niego istotnie ciosem okrutnym.Gmachy, jakiewznosiła jego pycha i ambicja, zostały jakoby prochem wysadzone, zamysły zniszczone.Otomógł zostać trzecim w Rzeczypospolitej hetmanem i poniekąd dzierżyć jej losy w ręku, ateraz ujrzał, że musi pozostać nieznanym oficerem, dla którego szczytem ambicji będzie in-dygenat.Oto w ognistej swej Wyobrazni widywał co dzień tłumy bijące mu czołem, a terazjemu wypadnie czołem bić przed innymi.I na nic mu się to nie zdało, że był Tuhaj bejowiczem, że krew władnych wojownikówpłynęła w jego żyłach, że wielkie myśli zrodził w duszy na nic! wszystko na nic! Będzieżył zapoznany i umrze w jakiejś odległej fortalicji zapomniany.Jedno słowo pokruszyło mu190skrzydła, jedno nie! sprawiło, że odtąd nie będzie mu wolno szybować jako orłom pod nie-bem, jeno musi pełzać jako robak po ziemi.Lecz to wszystko jeszcze jest niczym w porównaniu do szczęścia, jakie utracił.Ta, za któ-rej posiadanie oddałby krew i wieczność, ta, dla której płonął jak ogień, którą umiłowałoczyma, sercem, duszą, krwią nie będzie już nigdy jego.Ten list odbierał mu ją tak samojak i hetmańską buławę.Bo mógł Chmielnicki porwać Czaplińską, mógł równie potężnyAzja, Azja hetman, porwać cudzą żonę i obronić, choćby nawet przeciw całej Rzeczypo-spolitej, ale jakim sposobem wydrze ją Azja, porucznik lipkowski pod komendą jej mężasłużący?.Gdy o tym myślał, świat czerniał mu w oczach, stawał się pusty, posępny.I nie wiedziałTuhaj bejowicz, zali nie lepiej będzie mu umrzeć niż żyć bez racji do życia, bez szczęścia,bez nadziei, bez ukochanej niewiasty? Przygniotło go to tym straszniej, że się takiego ciosunie spodziewał, owszem, biorąc poprzednio pod uwagę stan Rzeczypospolitej, grozbę przy-szłej wojny, słabość wojsk hetmańskich i korzyści, jakie by z jego zamysłów mogła odnieśćRzeczpospolita, z każdym dniem utwierdzał się w przekonaniu, że hetman na te zamysły sięzgodzi.Tymczasem rozwiały się nadzieje jak mgła pod wichrem.Co mu zostawało? Wyrzecsię sławy, wielkości, szczęścia.Ale on nie był do tego zdolny.W pierwszej chwili porwał goszał gniewu i rozpaczy.Ogień począł mu chodzić po kościach i palić go boleśnie, więc wył izgrzytał, a równie ogniste i mściwe myśli przelatywały mu przez głowę.Chciał zemsty nadRzecząpospolitą, hetmanem; Wołodyjowskim, nad Basią nawet.Chciał podnieść swych Lip-ków, wyciąć w pień załogę, wszystkich oficerów, cały Chreptiów, zabić Wołodyjowskiego, aBaśkę porwać i ujść z nią za multański brzeg, a potem hen, na Hobrudżę i dalej, choćby dosamego Carogrodu, choćby w azjatyckie pustynie.Lecz wierny Halim czuwał nad nim, a i on sam ochłonąwszy z pierwszej furii i rozpaczyuznał całe niepodobieństwo tych zamysłów.Azja i w tym jeszcze podobny był do Chmielnickiego, że jak w Chmielnickim tak i w nimmieszkał zarazem lew i wąż.Uderzy z wiernymi Lipkami na Chreptiów i cóż stąd?.Zaliczujny jak żuraw Wołodyjowski da się zejść niespodzianie, a choćby i tak, zali da się poko-nać ten przesławny zagończyk, mając zwłaszcza wiekszą liczbę i lepszych żołnierzy pod rę-ką? Wreszcie, gdyby go Azja nawet pokonał, co potem uczyni? Pójdzie w dół rzeki, hen, kuJahorlikowi, to po drodze musi zetrzeć komendy w Mohilowie, Jampolu i Raszkowie.Przej-dzie na multański brzeg, tam perkułaby, przyjaciele Wołodyjowskiego i sam Habareskul, pa-sza chocimski, jego druh zaklęty.Pójdzie ku Doroszowi, tam pod Bracławiem komendy pol-skie, a w stepie zimą nawet pełno podjazdów.Wobec tego wszystkiego uczuł Tuhaj bejo-wicz swoją bezsilność i złowroga dusza jego, wyrzuciwszy naprzód płomienie, pogrążyła sięw głuchej rozpaczy, jak ranny dziki zwierz pogrąża się w ciemnej pieczarze skalnej i pozo-stała cichą.I jako ból nadmierny sam siebie zabija i w odrętwieniu znika, tak i on zdrętwiał wreszcie.Wtedy to właśnie dano mu znać, że pani komendantowa życzy sobie z nim mówić.Halim nie poznał Azji, gdy ów wrócił z tej rozmowy.Odrętwiałość znikła z twarzy Tatara,oczy grały mu jak u dzikiego zdebia, twarz była blasków pełna, a białe kły połyskiwały muspod wąsa i w dzikiej swej urodzie zupełnie był podobny do strasznego Tuhaj beja. Panie mój spytał Halim jakim sposobem Bóg pocieszył duszę twoją?A Azja na to: Halim! po ciemnej nocy Bóg dzień na ziemi czyni i słońcu z morza wstawać każe.Ha-lim! (tu chwycił starego Tatara za ramiona) za miesiąc ona będzie moja na wieki!I taki blask szedł od jego czarniawej twarzy, że stał się piękny, a Halim począł mu pokłonywybijać. Synu Tuhaj beja, tyś wielki, potężny i złość niewiernych nie zmoże cię!191 Słuchaj! rzekł Azja. Słucham, synu Tuhaj beja! Pojedziem nad morze sine, gdzie śniegi jeno na górach leżą, a jeśli wrócim kiedy w testrony, to na czele czambułów, jako piasek nadmorski, jako liście w tych puszczach nieprze-liczonych miecz a ogień niosąc.Ty, Halim, synu Kurdłukowy, dziś jeszcze ruszysz w drogęnajdziesz Kryczyńskiego i powiesz mu, aby pod Raszków z tamtej strony ze swoim ściahempodemknął.A Adurowicz, Morawski, Aleksandrowicz, Grocholski, Tworowski i który żyw zLipków i Czeremisów niech mi także ze ściahami pod wojska podejdą.A czambułom, coprzy Doroszu na zimownikach są, niech dadzą znać, aby od strony Humania wielki niepokójnagle uczyniły, by wyszły lackie komendy z Mohilowa, Jampola i Raszkowa i poszły w stepdaleki.Niech na tej drodze, którą ja ruszę, wojsk nie będzie, to wówczas, gdy z Raszkowawyjadę, jeno popioły i zgliszcza po mnie zostaną! Boże ci dopomóż, panie! odrzekł Halim [ Pobierz całość w formacie PDF ]