RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był także groźny.Okrzyki wesela łatwo przeistoczyć się mogły w nowe, stołeczne tym razem: “Rembarre!”Gorący pejzaż lipcowy rozgrzał krew w żyłach ogromnej większości członków Konwencji.Poczuli się znowu ludźmi tacy, dla których szczytem bohaterstwa było dotychczas powstrzymywanie się od głosu.“Bagno” ożyło, “równina” zaczęła falować.Zwolennicy programu zachowania zdobyczy rewolucji, lecz wyrzeczenia się wizjonerskich opętań nabrali tchu w płuca.“Konwencja popadła w absolutną zależność od opinii publicznej” — stwierdził wkrótce Mallet du Pan.W takiej zależności nie ma zbrodni i Francja ówczesna wcale nie zrobiła złego interesu.Najobrotniejsi spośród terrorystów zorientowali się bystro, mniej sprytni, ochoczo zresztą poświeceni przez własnych kolegów, wylądowali wkrótce na gilotynie lub za Atlantykiem, w Gujanie.Tam właśnie, w kolonii karnej, dokonał dni swoich Jan Collot d’Herbois, terrorysta przykładny, jeden z głównych sprawców obalenia Robespierre’a.Lepiej znacznie powiodło się Bertrandowi Barčre de Vieuzac, który tak wymownie zache^ cał do zrównania Wandei z ziemią.Musiał się ukrywać, lecz udało mu się doczekać szczęśliwie czasów Napoleona.Geniuszem w zakresie politycznego pływactwa okazał się protektor przyszłego cesarza, wicehrabia Paweł de Barras, który za czasów Terroru masakrował w najlepsze, po thermidorze został wojskowym komendantem Paryża, potem Dyrektorem — jednym z pięciu co prawda, lecz,tym nieusuwalnym.Aby nie wywoływać fałszywego wrażenia, że tylko członkowie stanu szlacheckiego umieli postępować jak kameleony, rzućmy okiem na życiorys rzeźnika paryskiego, Ludwika Legendre.Skontrolować prawdziwość danych każdy może bez trudu, odkąd Larousse wydał”Dykcjonarz Rewolucji”, opracowany przez Bernardine Melchior-Bonnet.Obywatel Legendre należał do organizatorów zdobycia Bastylii, zmusił Ludwika XVI do włożenia czerwonej Czapki frygijskiej, w Konwencji zasiadał na skrajnej lewicy, wśród “górali”, przyjaźnił się z Dantonem i Robespierre’em, lecz potrafił w porę odsuwać się od nich.Po thermidorze osobiście zamykał Klub Jakobinów, kierował tłumieniem rozruchów ludowych.Kto z terrorystów zdołał się utrzymać, wylawirować, ten wcale nie wyklął metod okrutnych.W 1795 roku aż dwukrotnie popisał się Jan Tallien, małżonek pięknej Teresy, zwanej “Notre-Dame de Thermidor”.W maju, podobnie jak Legendre, uczestniczył w represji wobec plebsu, który naszedł Konwencję żądając chleba, w lipcu kazał rozstrzelać siedmiuset pięćdziesięciu jeńców-emigrantów, wziętych do niewoli podczas nieszczęsnej”próby desantu na półwyspie Quiberon.W obawie o własne przywileje włodarze srożyli się dorywczo raz na lewo, raz na prawo, lecz po thermidorze terror stał się niemożliwy jako system rządzenia.Nie ma w tym żadnej zasługi tak zwanych “thermidorianów”.Cala sława należy się narodowi francuskiemu, który nie popadł w śmiertelny grzech bierności.Od wypadku do wypadku, pod hasłem walki o drogie mu cele, oszukańczo zaprowadzony przez “skrajną mniejszość” w fatalne położenie, przy pierwszej poważnej sposobności dał do zrozumienia, że ma dość.niewolniczej praktyki, przysłoniętej patetycznymi deklamacjami na temat wolności.To, co w zamierzeniach rozmaitych Tallienów i Frezonów miało być tylko przewrotem pałacowym, stało się przełomem historycznym.Tym razem naprawdę można było powiedzieć: lud tak chce! Ogół Francuzów nie zgadzał się na program polegający na tym, że godne tego miana życie ustaje, nad powszechną moralną i społeczną martwotą jedni tylko politycy rozwijają do lotu skrzydła — “nie tyle orle.co gawronie”.Ukarano śmiercią sędziego, który skazując na gilotynę Antoniego Lavoisier, twórcę chemii nowożytnej, ironicznie oświadczył, że “Republika nie potrzebuje uczonych”.Zwłoki Marata usunięto wkrótce z Panteonu.Francja zaczynała wymiatać nieczystości.Jakże lekkomyślnie postąpili działacze, którzy puścili mimo uszu ton stanowiący główną melodię “Kajetów skarg”! Pomimo wszystkich filtrów i recept redakcyjnych wyziera z nich przecież ta prawda, że ogół Francuzów nie nadawał się do przeróbki na personel obsługujący politykę f polityków, już kiełkujące przekonanie, że to raczej władza powołana jest do obsługiwania potrzeb społeczeństwa.Powróćmy do pięknego porównania z tychże “Kajetów”: narzucać ich autorowi, czyli narodowi francuskiemu, niewolniczą bierność było równie roztropnie jak wsadzać kawalerię francuską na woły.Tyle pięknych pomników — katedr i pałaców, miast i twierdz — pozostawił po sobie “stary porządek”, Ancien Régime.Rozpoczęta obecnie tak zwana przebudowa paryskiej dzielnicy Marais polega właściwie na jej oczyszczeniu.Usunięte być mają czynszowe kamienice, budy, kramy, war-sztaty i temu podobne dodatki XIX stulecia, by pełnia dawnej krasy powrócić mogła w ulice, które pomimo oszpeceń nie przestały być ładne.W dziedzinie dorobku moralnego za najpiękniejszy pomnik starego porządku uważać mi wolno tę postawę jego wychowanków, która się przejawiła zarówno w “Kajetach skarg”, jak w radosnym upojeniu 10 thermidora.Monarchowie z rodu Kapetyngów uważali Francuzów za swych poddanych, lecz nie wychowali ich na niewolników.“Kajety” przepełnione są rzewnymi wspomnieniami o Henryku IV, twórcy i proroku ideologii kury w garnku na niedzielę.Wiadomo powszechnie, że temu potężnemu królowi pewien smołarz powiedział prosto w oczy: “Każdy jest panem w swojej chałupie”.Moralni potomkowie owego mówcy tylko przez dwa lata grzeszyli serwilizmem wobec takich, co usunąwszy poniżające miano poddanego, zastąpili je tytułem obywatela, po czym najęli całe falangi dozorców i szpicli, by we dnie i w nocy zaglądali w okna wspomnianej przed chwilą budowli.Chłopi wandejscy w ogóle nie zgodzili się ugiąć karku.W marcu 1793 roku sposobem gwałtownym i okrutnym wnieśli do historii ten sam protest ludzi spragnionych wolności, na jaki ulica paryska pozwoliła sobie dopiero w kilkanaście miesięcy później, w okolicznościach sprzyjających.Ciężko zapłacili za swój ślepy, bo przedwczesny, poryw, który znacznie łatwiej potępić niż ocenić.Jeżeli największą zdobyczą Wielkiej Rewolucji Francuskiej było utwierdzenie zasady równości wszystkich ludzi wobec prawa i państwa, to pozornym tylko paradoksem wyda się twierdzenie, że “biali” wandejscy byli najbardziej konsekwentnymi obrońcami tego nowoczesnego dogmatu.Wybierali plebejuszy na przywódców, jednego z zawezwanych do współudziału szlachciców spotkała przygoda dość zabawna, lecz poniekąd symboliczna.Ruszając ze swego zamku chciał dosiąść konia, ale tłumnie zgromadzeni chłopi poprosili grzecznie, aby na razie postępował tak jak oni, to znaczy szedł pieszo.Na wierzchowca przyjdzie pora później, w polu i w boju.Z punktu widzenia nowych włodarzy grzechem Wandejczyków było właściwie nic innego, jak żądanie urzeczywistniania równości w praktyce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl