RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet podkoniec całego wieczoru usługiwania gościom biskupa i jegodomownikom poruszała się niczym łania.I o ile Cadfaelobserwował jej pojawienie się z obiektywną przyjemnością, tosamo robił Bledri ap Rhys, z miejsca gdzie stał nieco z boku ustóp schodów, z uznaniem nieco mniej obiektywnym, bo żadnezakonne ograniczenia nie trzymały go w ryzach.Dopiero coupewnił się, że jest teraz, chcąc nie chcąc, członkiem świ-ty książęcej przynajmniej do Aberu.Najprawdopodobniejwiedział już, skoro miał kwaterę w samym domu biskupa, że taobiecująca dziewczyna pojedzie o świcie z orszakiem.Taperspektywa dawała nadzieję na przyjemne spędzenie czasu wdrodze.Oto nadszedł wreszcie moment, by zakończyć miły ipełen zdarzeń wieczór.Schodziła po schodach z jednym zhaftowanych złotem obrusów z wysokiego stołu w ramionach,w drodze przez enklawę do mieszkań kanoników.Być możetkanina była poplamiona winem albo jakieś złote nici zostałyzahaczone klamrą pasa, rękojeścią sztyletu czy też bransoletą,jej zaś powierzono naprawę.On już miał wchodzić, alezaczekał z boku, z przyjemnością przyglądając się jej z bliska,gdy schodziła ze spuszczonymi oczami, by stąpać pewniej.Stałtak nieruchomo, ona zaś była tak skupiona, że go wcześniej niespostrzegła.Kiedy stanęła na trzecim stopniu od dołu,wyciągnął nagle ręce i chwycił ją zgrabnie w talii, zatoczył niąpółkole i trzymał tak, w zawieszeniu, twarzą w twarz z nim, i toblisko, zanim postawił ją łagodnie na nogach.Nie wypuścił jejjednak z uścisku.Zostało to wykonane całkiem lekko i żartobliwie, a o ileCadfael mógł coś dostrzec w tej grze cieni, Heledd przyjęła tobez oznak niezadowolenia i z pewnością bez niepokoju, kiedyminęło zaskoczenie.Wydała cichy okrzyk, kiedy ją uniósł, aleto było wszystko, a gdy ją postawił, stała, patrząc mu w oczy inie starając się wyrwać.Żadnej kobiecie nie sprawiaprzykrości bycie podziwianą przez przystoj-nego mężczyznę.Powiedziała coś do niego.Słowa były niedo odróżnienia, ale ich ton brzmiał lekko i wyrozumiale wuszach Cadfaela, jeśli nie wręcz zachęcająco.W jegoodpowiedzi nie było zaś ani śladu zniechęcenia.NiewątpliwieBledri ap Rhys miał dobrą opinię o sobie i swoich wdziękach,ale Cadfael pomyślał, że Heledd, chociaż mogła cieszyć sięjego zalotami, potrafiłaby je utrzymać w granicachprzyzwoitości.Można było wątpić, czy pozwoliłaby muposunąć się za daleko.Z tego jednak miłego zetknięcia z nimmogła się uwolnić, kiedy tylko chciała.Żadne z nich nie brałotego serio.W końcu jednak nie była jej dana okazja zakończenia tego naswój sposób.Światło z otwartego powyżej wejścia zostałonagle przesłonięte przez czyjąś wielką sylwetkę, a toniespodziewane zaćmienie pogrążyło złączoną poniżej parę wmroku.Kanonik Meirion zatrzymał się na chwilę, byprzyzwyczaić wzrok do ciemności, i zaczął zstępować poschodach ze swą zwykłą nieśmiałą godnością.Wraz zezmniejszaniem się jego cienia światło ponownie padło nalśniące włosy Heledd i blady owal jej twarzy oraz na szerokieramiona i zuchwałągłowę Biednego ap Rhysa, którzy złączenibyli czymś, co zdawało się bliskie uścisku.Bratu Cadfaelowi, przyglądającemu im się ze swegociemnego kąta z bezwstydnym zainteresowaniem, wydawałosię, że oboje byli świadomi nadciągającej burzy i żadne z nichnie zamierzało robić niczego, by jej uniknąć albo ją załagodzić.Prawdę mówiąc, zauważył, że Heledd rozluźniła nieznacznieswa sztywną postawę, pozwalając swej głowie skłonić się kuświatłu i błysnąć jasnym, kruchym uśmiechem, obliczonymraczej na dokuczenie ojcu niż podziękowanie Bledriemu.Niech się martwi o swoje stanowisko i swój upragniony awans!Powiedziała, że mogłaby go zniszczyć, gdyby tego chciała.Tobyło coś, czego by nigdy nie zrobiła, ale on był tak tępy i takmało o niej wiedział, że uwierzył w to, zasłużył więc na karę zagłupotę.Ta chwila znieruchomienia eksplodowała zamieszaniem, gdykanonik Meirion odzyskał oddech i zszedł po schodach wwirze czarnych szat, kipiąc gniewem niczym chmura gradowa.Chwycił córkę za ramię i stanowczym ruchem wyrwał ją zuchwytu Bledriego.Równie stanowczo i sprawnie uwolniła sięod tego nowego przymusu i strzepnęła z rękawa ślad dotknięciajego ręki.Noc stępiła ostrość spojrzeń, które wymienili rodzicz córką.Bledri zaś, nie ruszając się o krok, zaśmiał się cicho.— Och, wybacz, jeśli naruszyłem twoje prawa — powiedziałz udawaną niedomyślnością.— Nie sądziłem, że spotkamrywala w twoich szatach.Nie na dworze biskupa Gilberta.Widzę, że nie doceniłem otwartości jego poglądów.Prowokował oczywiście celowo.Nawet jeśli nie miał pojęcia,że ten oburzony duchowny jest ojcem dziewczyny, zpewnością rozumiał, że jego interwencja nie może byćtłumaczona tak, jak on sam to zrobił.Czy jednak pomysł tejzłośliwości nie pochodził raczej od Heledd? Było jej przykro,że kanonik ma tak mało zaufania do jej rozsądku, sądząc, żemoże ona potrzebować pomocy w uporaniu się z lekkimzuchwalstwem ze strony tego niezbyt mile widzianego gościa.A Bledri na tyle znał kobiety, by pojąć jej drobną złośliwość iodegrać odpowiednią rolę, tak dla jej wdzięczności, jak dlawłasnej uciechy.— Panie — odparł Meirion z poważną i posępną godnością,hamując wściekłość.— Moja córka jest zaręczona i wkrótcebędzie zamężna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl