RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciał uścisnąć jej rękę.Potem nadeszła Bernadette, z którą przez chwilę zetknęła się na pogrzebie, i śliczna, mała, rudowłosa dziewczyna o imieniu Mona – córka Cee Cee, z trzpiotowatą Jennifer Mayfair, swoją najlepszą przyjaciółką.Następnie nadciągnęło jeszcze czterech kuzynów, których, tak, oczywiście, spotkała już wcześniej.Jean, jak się Rowan wydawało, miała głos podobny do jej własnego – niski i matowy.Bourbon był najlepszy mocno schłodzony.Ale wtedy był też bardziej podstępny i Rowan wiedziała, że tym razem wypiła odrobinę za dużo.Cały czas dziękowała za życzenia i pociągała kolejne łyki drinka.Wznoszono jeden toast za drugim: za dom i ich małżeństwo! Czy ktokolwiek mówił o czymś innym?– Rowan, mam dawne zdjęcia domu.–.moja matka zachowała wszystkie artykuły.– Wiesz, on jest w książkach o Nowym Orleanie, ach tak, mogę wam kiedyś podrzucić do hotelu kilka bardzo starych albumów.–.rozumiesz, że nie zamierzamy kołatać do waszych drzwi we dnie i w nocy, jesteśmy tylko ciekawi.– Rowan, twoi pradziadkowie urodzili się w tym domu.i wszyscy, których tu widzisz.– Och, biedna Millie Dear nie dożyła tego dnia.–.paczka dagerotypów.Katherine i Darcy, Julien.Wiesz, Juliena zawsze fotografowano przed frontowymi drzwiami.Mam siedem różnych jego portretów na tle wejścia.Frontowe drzwi?Gromadziło się coraz więcej Mayfairów.Jednym z ostatnich był stary Fielding – syn Claya – całkowicie łysy, o pergaminowej skórze i zaczerwienionych oczach.Przywieziono go tutaj i posadzono obok Rowan.Kiedy zasiadł w fotelu, młodzi zaczęli nadskakiwać mu tak samo jak jej.Hercules, haitański służący, podał starszemu panu szklaneczkę bourbona.– Czy to wszystko, panie Fielding?– Tak, Herculesie, żadnego jedzenia! Jestem od tego chory.Najadłem się wystarczająco przez całe życie.Miał niski, głęboki głos, jakby bez wieku.– Nie ma już Carlotty – rzekł ponuro do Beatrice, która podeszła, by go pocałować.– Zostałem jako jedyny z najstarszego pokolenia.– Nie mów o tym, będziesz z nami zawsze – powiedziała Bea, a jej perfumy owionęły wszystkich słodko i kwiatowe.Były zapewne równie drogie jak jej wspaniała suknia z czerwonego jedwabiu.– Nie wiem, czy jestem dużo młodsza od ciebie – oświadczyła Lily siedząca za nim, i rzeczywiście przez moment wydawała się tak stara jak Fielding ze swoimi cienkimi włosami, zapadniętymi policzkami i kościstą ręką, spoczywającą teraz na ramieniu seniora rodu.Felding odwrócił się do Rowan.– A więc odnawiasz rezydencję.Ty i twój mężczyzna zamierzacie tu zamieszkać.I jak dotąd sprawy toczą się dobrze?– Czemu by nie miały? – zapytała Rowan z łagodnym uśmiechem.Kiedy Fielding położył swoją dłoń na jej ręce w geście błogosławieństwa, poczuła ciepły przypływ sympatii.– Wspaniałe nowiny, Rowan – powiedział, a niski głos odzyskał dźwięczność, gdy staruszkowi udało się uspokoić oddech po długiej wyprawie od drzwi wejściowych.Białka jego oczu były przyżółcone, a sztuczne zęby lśniły bielą.– Przez wszystkie te lata nie pozwoliła nikomu go tknąć – powiedział z odcieniem złości w głosie.– Stara czarownica, oto kim była!W grupce kobiet, stojących z lewej strony, rozległ się szmer zaniepokojenia.Ach, ale to było to, czego Rowan chciała.Niech ta gładka skorupa zostanie strzaskana!– Dziadziusiu, na litość Boską! – odezwała się Gifford.Podniosła z trawy laskę i zawiesiła ją ponownie na oparciu krzesła.Fielding zignorował napomnienie.– Taka jest prawda – ciągnął.– Pozwoliła, by dom popadł w ruinę! To cud, że będzie w ogóle odnowiony.– Dziadziusiu – powiedziała Gifford prawie w desperacji.– Och, pozwól mu mówić, kochanie – odezwała się Lily, spoglądając ponad głową Rowan, a jej palce zacisnęły się mocniej na szklaneczce bourbona.– Uważasz, że ktoś powinien kazać mi się zamknąć – powiedział starszy pan.– Carlotta mówiła, że on jej nie pozwala, całą winę zrzuciła na niego.Wierzyła w niego i wykorzystywała do własnych celów.Zapadła martwa cisza.Wydawało się, że światła przygasły trochę, jakby pod wpływem ciężaru powstałej atmosfery.Kątem oka Rowan zauważyła, jak porusza się szara sylwetka Randalla.– Dziadziusiu, może nie powinieneś.– zaczęła znowu Gifford.A ja myślę, że powinieneś!– To jej wina – mówił Fielding.– Chciała, aby wszystko wokół podupadło.Zastanawiam się czasami, czemu nie spaliła domu, jak ta niegodziwa gospodyni w „Rebece”.Martwiłem się, że to zrobi.Że zniszczy stare obrazy.Oglądałaś je? Czy widziałaś Juliena i jego synów, stojących przed drzwiami wejściowymi?– Drzwi.Masz na myśli te frontowe drzwi z dziurką od klucza?Czy Michael słyszy rozmowę? Tak, zbliża się z wyrazem oszołomienia na twarzy, usiłując uciszyć szepczącą mu do ucha Cecylię.Aaron stał nie opodal, pod magnolią, nie zauważony, z oczami zwróconymi na grupkę wokół Fieldinga i Rowan.Gdyby tylko mogła rzucić urok, aby sobie o nim nie przypomnieli.Ale wszyscy byli za bardzo zajęci sobą.Fielding opuścił głowę, głos zabrała Felice, a jej srebrne bransolety dźwięczały, kiedy wskazywała na starca.– Opowiedz jej o tym! Powinieneś.Wiesz, jakie jest moje zdanie? Carlotta pragnęła tego domu.Chciała rządzić.Była tu panią, aż do dnia swojej śmierci, czyż nie tak?– Ona nie chciała niczego – wymamrotał Fielding, wykonując miękki gest ręką, jakby odpychał słowa kuzynki.– To było jej przekleństwo.Chciała tylko niszczyć.– A co z tymi drzwiami? – spytała Rowan.– Dziadziusiu, zamierzam wziąć cię.– Nigdzie nie pójdę, Gifford – odpowiedział z determinacją, a jego głos zabrzmiał prawie młodzieńczo.– Rowan wróciła do tego domu.Mam jej do powiedzenia kilka rzeczy.– W takim razie zrób to na osobności! – wykrzyknęła Gifford.– Pozwól mu mówić, kochanie, cóż w tym złego? – odezwała się Lily.– Właśnie tutaj są „na osobności”.Wszyscy jesteśmy Mayfairami.– To piękny dom, ona go pokocha! – odezwała się ostro Magdalenę.– Co próbujecie zrobić, przestraszyć ją?Randall stał za kuzynką, z uniesionymi brwiami i lekko zaciśniętymi ustami, a zmarszczki na jego starczej twarzy zdawały się pogłębiać, kiedy patrzył na Fieldinga.– Ale co chciałeś mi powiedzieć? – spytała Rowan.– To tylko stare opowieści – powiedział Ryan z odcieniem irytacji, którą najwyraźniej próbował powstrzymać, mówiąc wolno i dobitnie.– Głupie legendy o wrotach.Nic nie znaczą.Michael zbliżył się, Aaron również podszedł kilka kroków.W dalszym ciągu nikt nie zwracał na Anglika uwagi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl