RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieobecna myślamiprzygotowywała skromny posiłek, najprostszy z możliwych, bo czas naglił.Wszystkie jej uczucia i myśli były jednak gdzie indziej.Nie powtórzyła blizniakom wszystkiego, co Dolg jej powiedział: %7łe ich ojciecprzekroczył już granicę krainy zimnych cieni, ale że są jeszcze dwa elementy, któ-re pozwalają mieć odrobinę nadziei.Przede wszystkim jego pomocnicy przy nimczuwają, by nie pogrążył się w najgłębszym mroku Zmierci, a po drugie on jakoczarnoksiężnik już kiedyś odważył się wejść na terytorium Zmierci, jest więc te-raz odporniejszy niż zwyczajni ludzie.Dlatego też towarzyszące mu duchy mogągo przez jakiś czas zatrzymać.Ale nie długo.Wszystko zależy teraz od Dolga.Jest jedynym, który potrafi przeciągnąć ojcaponownie na stronę żywych.Ale wszystko musi się ze sobą zgadzać, wszystko powinno się dokonać jedno-cześnie.Czas stanowił czynnik najważniejszy, a zarazem najmniej pewny.Drugimtakim czynnikiem było to, czy Dolg zdoła wykonać swoje zadanie.Ogniki.153 Teraz one wkraczają na arenę.W jakiś czas pózniej Theresa uściskała Dolga i życzyła mu powodzenia.Prze-wiesiła chłopcu tornister przez ramię i wygładziła kurtkę, zdziwiona, jak bardzoten dwunastolatek ostatnio wydoroślał.Jego błyszczące czarne oczy patrzyły nanią poważnie i ze spokojem.Dolg Lanjelin Matthias.Trochę Islandczyk.Trochę Habsburg.I jeszcze coś więcej.Najważniejsze było jednak to coś nie znane, co nosił w sobie, a czego nikt niepojmował.Nie było na tym świecie nikogo takiego jak Dolg.Obok niego stał Nero.Theresa pochyliła się i szepnęła psu do ucha: Opiekuj się dobrze swoim panem, Nero! Zadbaj, żeby wrócił do domu!Nero stał bardzo spokojnie, przejęty atmosferą chwili.Po czym w szarym brzasku ruszyli obaj przed siebie w stronę głównej drogi.Theresa długo stała i patrzyła w ślad za nimi, a potem poszła do kapliczki, bymodlić się w intencji wszystkich swoich ukochanych. Rozdział 21Duży cień posuwał się przed Dolgiem i Nerem, by wskazywać drogę.Samchłopiec nie bardzo wiedział, co właściwie ma robić.Kiedy doszli do ostatniego zagajnika przed główną drogą, niemal spod stópDolga wyskoczyły dwie nieduże istoty.Nero witał przybyłych radośnie, natomiastDolg patrzył na nich zmartwiony. Taran i Villemann, co wy tu robicie z tymi węzełkami i kosturami, jakby-ście się wybierali w daleką drogę? Idziemy, żeby się tobą opiekować!  zawołała Taran szczerze i bez śladuwyrzutów sumienia. Ale nie możecie tego zrobić! Macie zaledwie po dziesięć lat i nie wolnowam samym wychodzić poza obręb dworu. Zostawiliśmy babci list, więc nie będzie się o nas niepokoić  zapewniałVillemann. O, to bardzo pocieszające  odpowiedział Dolg sarkastycznie. Aleona musi przecież kogoś mieć przy sobie, chyba to rozumiecie! Nie może utracićwszystkich! No pewnie, ale ma pokojówki i służące, i zarządcę, i parobków, i. I własną rodzinę  przerwał mu Dolg spokojnie. Nie wolno wam zrobićbabci czegoś takiego.Pominąwszy już, że będziecie mi tylko zawadą.W oczach blizniaków pojawiły się łzy. Ale my też chcemy ratować mamę i tatę  żalił się Villemann. Tak, my też chcemy  poparła go Taran. Myślisz, że tylko ty chciałbyśprzeżywać zabawne przygody? Absolutnie nie przypuszczam, że to będzie zabawna przygoda  odpowie-dział Dolg. Ale ja zostałem do tego wybrany, a wy nie.Mogłoby się to dla wasbardzo zle skończyć. W jaki sposób?  dopytywała się Taran. Tego nie wiem.Taran odwróciła się i zaczęła prosić wielkiego towarzysza Dolga.Wbiła w nie-go swoje najbardziej niewinne i uwodzicielskie spojrzenie.155  Wujku Cieniu  prosiła. Czy Villemann i ja nie moglibyśmy z wamipójść na ratunek tacie i mamie?Dolg popatrzył na cienia przepraszająco: Pojęcia nie mam, co z nimi zrobić.Czy powinienem ich odprowadzić dodomu? Mamy na to czas?Cień trwał przez chwilę w bezruchu.Widzieli wyraznie kontury jego posta-ci, widzieli długi mnisi habit z kapturem, ramiona, ręce.Wszystko było czarnei jakby trochę rozmazane.W końcu wykonał chwiejny gest ręką, jakby wskazywał dzieciom drogę  zesobą. Dziękuję, och, dziękuję, wujku Cieniu, nigdy ci tego nie zapomnę  szcze-biotała Taran i rzuciwszy Dolgowi triumfujące spojrzenie ruszyła w drogę za Vil-lemannem tuż przy powiewającej opończy cienia.Dolg westchnął zrezygnowany. Wybacz nam, babciu  szepnął. Ty wiesz, jaka jest Taran, kiedy sobiecoś wbije do głowy.Ale on widział więcej niż jego rodzeństwo.Zobaczył dwie nowe, podobne doelfów postaci, które się do nich przyłączyły i szły teraz po bokach cienia.Jednakobieca i jedna męska.Były bardzo piękne i bardzo delikatne  duchy opiekuń-cze Taran i Villemanna.Bardzo się ucieszył, że idą z nimi.Najgorsze, że nie mógł się złościć na swoje małe rodzeństwo.Rozumiał ichznakomicie, na ich miejscu zrobiłby dokładnie to samo.A poza tym naprawdę bardzo ich kochał.Tego pozbawionego złych cech Vil-lemanna, który zdawał się nie znać granic, jakie natura postawiła człowiekowi,który żył w ogromnym tempie, jakby go wciąż poganiała jakaś kometa z wiel-kim ogonem, zawsze szczerze, szeroko uśmiechnięty, z otwartymi szeroko oczy-ma płonącymi entuzjazmem.I Taran [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl