RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuł się przytłoczony tym wszystkim.Był trzydzieści pięć wieków poza swoim właściwym czasem.Aż do chwili, kiedy faktycznie nastąpiło, wydawało mu się, że poradzi sobie z przemieszczeniem.Ale teraz całym jego ciałem wstrząsał dreszcz wywołany zmę­czeniem, zamieszaniem, paniką.Zachwiał się i u-chwycił desperacko szorstkiego, łuskowatego pnia palmy.Czuł, jak pod wpływem tej oszałamiającej, niewyobrażalnej rzeczywistości uchodzą z niego resztki nadwątlonych sił.Teby jako tętniące życiem miasto.Amenhotep ni, w błękitnej koronie.ubrani w maski kapłani, o głowach jastrzębi, ibisów, psów.wychodzi teraz ciemna, tajemnicza postać kobiety, z pewnością królowa, i zajmuje miejsce obok faraona.rydwan rusza.- Życie! Zdrowie! Siła!Może dla króla.Ale nie dla niego.Jakim cudem zdał testy psychologiczne przed tą misją? Przecież teraz oblewał.Przez całe dotychczasowe życie uda­wało mu się przechytrzyć twardszych od siebie.Dopiero teraz prawda wyszła na jaw.Nogi miał jak z waty.Oczy mu wyłaziły z orbit.Przysłali nie­właściwego człowieka, widział to zupełnie wyraźnie.Właściwie było to jedyne, co widział wyraźnie.Jest zbyt skomplikowany, zbyt.delikatny.Powinni tu przysłać jakiegoś obojętnego, pozbawionego wyobraźni faceta, jakiegoś prozaicznego astronautę, niewrażliwego na emocje, na fascynujące, nie dające się wyjaśnić tajemnicze aspekty życia; kogoś po­zbawionego romantyzmu i wiary w magię, kto nie czułby się tak przytłoczony widokiem tęgiego czło­wieka w średnim wieku, ubranego w głupi kostium, wsiadającego do hollywoodzkiego rydwanu.Czy to z tego powodu? A może po prostu z gorąca i przewlekłego wstrząsu po skoku przez trzydzieści pięć wieków?- Och, przyjacielu, przyjacielu - użalał się nad nim ciemnooki nieznajomy.- Obawiam się, że już stajesz się Ozyrysem.To takie smutne dla ciebie.Zrobię, co w mojej mocy, aby ci pomóc.Wyko­rzystam wszelkie moje umiejętności.Ale musisz się modlić, mój drogi przyjacielu.Proś króla, aby o-szczędził twe życie.Proś Panią Izydę.Proś o miło­sierdzie Thota Uzdrowiciela, przyjacielu, albo u-mrzesz jak.Były to ostatnie słowa, które usłyszał.Zachwiał się i upadł na ziemię tuż przy pniu palmy.2Nieznajomy spoczywał na łożu w Domu Życia w Okręgu Mut, sąsiadującym od południa z Ipet-sut, wielką świątynią Amona, w zawiłym kompleksie świętych budynków, które przyszłe pokolenia nazwą Karnakiem.Pawilon, w którym się znajdował, był otwarty na niebo - prosta kolumnada ze smukłych filarów wznoszących się jak łodygi ku nabrzmiałym pączkom lotosu na szczycie, pomalowanych w łagodne odcienie różu, błękitu i bieli.Nieznajomy miał zamknięte, spokojne oczy i oddychał powoli, naj­wyraźniej bez trudu, ale jego twarz była rozpalona gorączką, a usta ściągnięte w dziwnym grymasie, jakby wykrzywione nieprzyjemnym uśmiechem.Co pewien czas jego ciałem wstrząsał potężny dreszcz.- Myślę, że on wkrótce umrze - powiedział lekarz, którego nazywano Hapu-seneb.To on towa­rzyszył nieznajomemu w chwili, gdy ten upadł koło Świątyni Południowego Haremu Amona.- Nie - oświadczyła kapłanka.- Myślę, że będzie żył.Jestem nawet pewna, że będzie żył.Lekarz cicho prychnął z pogardą.Ale kapłanka nie zważała na to.Podeszła bliżej do łóżka, które stało na podwyższeniu wyraźnie obni­żającym się od głowy ku stopom.Nieznajomy leżał nagi na materacu ze sznurka, mocno naciągniętym i pokrytym poduszkami, a jego głowa spoczywała na wygiętej drewnianej belce.Budowę miał smukłą, drobnokościstą, niemal tak delikatną jak kobieta, choć szczupłe ciało było muskularne i pokryte gęstwiną wijących się ciemnych włosów.Dłoń kapłanki lekko dotknęła czoła chorego.- Bardzo ciepłe - powiedziała.- Jest w nim demon - odparł Hapu-seneb.- Niewielka nadzieja.Wkrótce stanie się Ozyrysem.Myślę, że posiadł go krokodyl z Zachodu albo może w jego sercu zagnieździł się wąż rerek.Teraz z kolei kapłanka prychnęła sceptycznie.Służyła Izydzie, choć to Okręg Kultowy Mut, a cały kompleks świątynny poświęcono Amonowi.Nie było w tym jednak nic niezwykłego.Wszystko tu przeplatało się ze sobą, granice były płynne, jeden bóg bez problemu przemieniał się w innego.A Izydzie należało służyć, nawet w świątyni Amona.Jak na kobietę kapłanka wydawała się wysoka, a jej skóra miała bardzo blady odcień.Odzież jej siadała się z lekkiej lnianej koszuli, cienkiej jak mgiełka, przez którą prześwitywały piersi i ciemny trójkąt u lędźwi.Wygoloną czaszkę pokrywała ciężka czarna peruczka z naturalnych włosów, zawile splecionych w setki ścisłych warkoczyków [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl