RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W od­różnieniu od ciebie nie boję się gnijących ciał.Padlinożercy pożywią się jak nigdy dotąd, a my wzniesiemy świątynie z gór kości, które po nich pozostaną.Zwycięstwo należy do nas, Danipiur.Odzyskaliśmy nasz świat!- Jesteś zbyt pewny siebie.Nie odpowiedzieli jeszcze na nasz atak.co zrobimy, kiedy sami zaatakują? Proszę, byś przy­pomniał sobie, co uczynił z nami Lord Stiamot.- Lord Stiamot potrzebował na to trzydziestu lat.- Tak - przyznała Danipiur - lecz miał niewielkie armie.Teraz Niezmienni są znacznie potężniejsi.- My zaś wiemy, jak wysyłać przeciw nim zarazy i potwory, czego nie wiedzieliśmy w czasach Lorda Stiamota.Sama ich li­czebność pracuje przeciw nim, teraz gdy kończą się im zapasy żywności.Jak zdołają walczyć z nami przez trzydzieści dni, nie mówiąc już o trzydziestu latach, skoro z głodu ich świat rozpa­da się na strzępy?- Głodni wojownicy walczą lepiej niż tłuści.Faraataa roześmiał się.- Wojownicy? Jacy wojownicy! Mówisz głupstwa, Danipiur.Ci ludzie są miękcy!- W czasach Lorda Stiamota.- Czasy Lorda Stiamota minęły osiem tysięcy lat temu.Od tej pory żyło im się dobrze, stali się rasą głupców i tchórzy, a największym głupcem jest ten ich Lord Valentine, święty du­reń cnotliwie nienawidzący przemocy.Nie ma się czego lękać ze strony władcy, który nie znosi rzezi!- Zgoda, nie musimy się go bać.Możemy go jednak użyć, Faraatao.I to właśnie mam zamiar uczynić.- Jak?- Wiesz, że marzy o tym, by zawrzeć z nami sojusz?- Wiem, że w swej głupocie wkroczył do Piurifayne, pra­gnąc rozpocząć negocjacje, i że ty w swej mądrości do tego nie dopuściłaś.- Tak, wyciągnął rękę do zgody, ale nie dopuściłam do spo­tkania.Przed rozmowami musiałam poznać jego intencje.- Teraz już je znasz.- Znam.I chcę, byś zaprzestał rozsiewania plag i udzielił mi poparcia, kiedy spotkam się z Koronalem.Swymi działania­mi zagrażasz sukcesowi mych planów.- Jakich planów?- Lord Valentine różni się od Koronatów, których znałam.Jak powiedziałeś, jest świętym głupcem, człowiekiem łagod­nym, nie znoszącym rzezi, co czyni go chwiejnym i podatnym na manipulacje.Zamierzam wykorzystać to, zmuszając go do ustępstw, na które nie zgodziłby się żaden inny Koronal.Pra­wo osiedlania się na Alhanroelu, zwrot świętego miasta Velalisier.udział w rządach.krótko mówiąc całkowita równość w ramach społeczności Majipooru.- Lepiej zniszczyć tę społeczność.Osiedlać się, gdzie chce­my, bez pytania o zgodę!- Musisz pojąć, że to niemożliwe.Nie wygonisz dwudzie­stu miliardów istot ani ich nie zgładzisz.Możemy tylko za­wrzeć z nimi pokój.Valentine to nasza szansa na pokój, Faraatao.- Pokój.Co za wstrętne, kłamliwe słowo! Pokój! Nie, nie Danipiur, ja nie pragnę pokoju, nie interesuje mnie pokój, lecz zwycięstwo! A zwycięstwo należy do nas.- Zwycięstwo, o które walczysz, oznacza naszą zagładę - od­powiedziała Danipiur.- Nie sądzę.Uważam, że negocjacje z Koronalem nie do­prowadzą do niczego.Jeśli zgodzi się na ustępstwa, których za­żądasz, obalą go jego książęta i diukowie, i wybiorą na Koronala człowieka twardszego.Co wtedy? Nie, Danipiur, muszę kontynuować wojnę, póki Niezmienni nie znikną z naszego świata.Wszystko inne oznacza dalszą niewolę.- Zabraniam ci!- Zabraniasz?- Jestem Danipiur!- Tak.I co z tego? Jam jest Król, Który Jest, o mnie mówią proroctwa.Jak możesz mi czegoś zabronić? Zniszczę ich, Dani­piur.A jeśli mi się przeciwstawisz, zniszczę także i ciebie.- Faraataa wstał i machnięciem ręki przewrócił swój nie tknięty kielich, wylewając na stół jego zawartość.W drzwiach zatrzymał się i na mgnienie oka przyjął postać Rzeki, oznakę sprzeciwu, pogardy, po czym powrócił do swej własnej formy.- Wojna bę­dzie trwała nadal - oznajmił.- Na pewien czas pozostawiam cię na twym stanowisku, lecz ostrzegam: strzeż się zdradzieckich kontaktów z wrogiem! A jeśli chodzi o świętego Lorda Valentine'a, jego życie należy do mnie.Jego krew oczyści Stół Bo­gów w dniu rekonsekracji Velalisier.Strzeż się, Danipiur, twej krwi mogę użyć w tym samym celu!6- Koronal Lord Valentine wraz ze swą matką, Panią, prze­bywa w Świątyni Wewnętrznej - oznajmiła kapłanka Talinot Esulde.- Prosi, byś spędził noc w domu władców w Numinorze, książę, a jutro wyruszył na spotkanie z nim.- Spełnię życzenie Koronala - odrzekł Hissune.Ponad ramieniem kapłanki przyglądał się gigantycznej, białej ścianie Pierwszego Zbocza, górującej nad Numinorem.Jaśniała niemal boleśnie; miał wrażenie, że spogląda w drugie słońce.Gdy przed kilku dniami, po długiej podróży z Alhanroelu, po raz pierwszy dostrzegli Wyspę, patrząc na jej Zbocza musiał ocieniać oczy dłonią, choć i to pomagało niewiele, stoją­ca zaś obok niego Elsinome odwróciła się do niej plecami i krzyknęła, przerażona: “Nigdy nie widziałam takiego blasku! Czy może nas oślepić?" Lecz teraz, z bliska, biała kamienna ściana nie przerażała już; jej blask wydawał się czysty, przyja­zny, raczej niczym światło księżyca niż słońca [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl