RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Didactylos odwrócił żółwia.- Żółw Się Rusza - mruknął zamyślony Urn.- Co? — nie zrozumiał Brutha.- Mistrz napisał taką książkę.- Właściwie nie książkę - wtrącił skromnie Didactylos.- Raczej zwój.Taki drobiazg w wolnej chwili.- Gdzie napisałeś, że świat jest płaski i płynie w przestrzeni na grzbiecie ogromnego żółwia?- Czytałeś? - Filozof spoglądał na chłopca z uwagą.-Jesteś nie­wolnikiem?- Nie - zapewnił Brutha.-Jestem.- Nie wspominaj mojego imienia! Przedstaw się jako skryba al­bo coś takiego!-.skrybą - dokończył niepewnie chłopiec.- No tak - rzekł Urn.- Od razu widać.To charakterystyczne stwardnienie na kciuku, gdzie trzymasz pióro.Plamy z atramentu na rękawach.Brutha spojrzał na lewy kciuk.- Nie mam.- Właśnie - uśmiechnął się Urn.- Używasz lewej ręki, tak?- Tego.Używam obu.Ale wszyscy mówią, że marnie.- Aha - stwierdził Didactylos.- Zeroręczny.- Co?- To znaczy, że jesteś oburęcznie nieudolny - wyjaśnił Om.- A tak.Rzeczywiście.To ja.- Brutha odchrząknął grzecznie.-Szukam filozofa - poinformował.- Takiego, który zna się na bogach.Odczekał chwilę.- Nie powie pan, że są reliktem przestarzałego systemu wie­rzeń? - zapytał.Didactylos, wciąż gładząc palcami skorupę Oma, pokręcił głową.- Nie.Wolę, żeby pioruny uderzały daleko ode mnie.- Aha.Czy mógłby pan przestać tak go obracać? Właśnie po­wiedział, że wcale mu się to nie podoba.- Żeby poznać, ile mają lat, trzeba przeciąć takiego na pół i po­liczyć słoje - oświadczył Didactylos.- Hm.Poczucia humoru też nie ma.- Sądząc po akcencie, jesteś Omnianinem.-Tak.- Przyjechałeś na rokowania w sprawie traktatu?-Ja tylko słucham.- A czego chcesz się dowiedzieć o bogach? Wydawało się, że chłopiec nasłuchuje.- Skąd się biorą - powiedział w końcu.—Jak rosną.I co się z ni­mi dzieje potem.Didactylos włożył mu żółwia do rąk.- Takie myślenie sporo kosztuje - stwierdził.- Niech pan powie, kiedy przekroczymy pięćdziesiąt dwa obole.Filozof uśmiechnął się.- Wygląda na to, że też potrafisz myśleć - pochwalił.- Masz dobrą pamięć?- Nie.Trudno powiedzieć, że dobrą.- Aha.No tak.Chodźmy do biblioteki.Ma uziemiony dach z miedzi.Bogowie naprawdę nie znoszą takich rozmów.Didactylos schylił się i podniósł zardzewiałą żelazną latarnię.Brutha obejrzał się na biały budynek.- To jest biblioteka? - spytał.- Tak.Właśnie dlatego ma nad drzwiami wyrzeźbione takie wielkie litery LIBRYM.Ale taki skryba jak ty wie o tym, oczywiście.***Biblioteka w Efebie - zanim została spalona - była drugą co do wielkości na Dysku.Nie tak dużą jak biblioteka Nie­widocznego Uniwersytetu, naturalnie, choć ta ostatnia miała pewną przewagę, wynikającą z jej magicznej natury.Na przy­kład w żadnej innej nie było całego działu książek nie napisanych - takich, które by powstały, gdyby autor nie został pożarty przez aliga­tora w okolicach rozdziału pierwszego, i tym podobnych.Atlasów miejsc wyimaginowanych.Słowników słów iluzorycznych.Przewod­ników poszukiwacza rzeczy niewidzialnych.Zdziczałych tezaurusów w Zagubionej Czytelni.To biblioteka tak wielka, że zakrzywia rzeczy­wistość i otwiera przejścia do wszystkich innych bibliotek, wszędzie i zawsze.I jest całkiem niepodobna do biblioteki w Efebie, posiadającej tylko czterysta czy pięćset tomów.Wiele z nich spisano na zwojach, by oszczędzić czytelnikom kłopotu wzywania niewolnika za każdym razem, kiedy chcą przewrócić stronę.Jednak każdy zwój tkwił bez­piecznie we własnej przegródce.Książki nie powinny się stykać, gdyż oddziałują na siebie nawzajem w sposób niezwykły i nieprze­widywalny.Promienie słońca przecinały półmrok, wyraźne w zakurzonym powietrzu jak marmurowe kolumny.Choć był to najmniejszy z cudów biblioteki, Brutha nie mógł nie zwrócić uwagi na dziwną konstrukcję przejść [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl