[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Widziałam cię! - krzyczała.- Widziałam, jak zabijasz Johna! Zabiłeś moje wnuki!Rzezniku! Morderco!- Matko, to nie byłem ja! - zaprotestował.- Wiesz, że to nie byłem ja! Nawet mnietutaj nie było, matko!- Nieprawda, byłeś! Teraz wyglądasz inaczej, aleja cię wtedy widziałam!Roger znów wyciągnął do niej rękę, ale szybko ją cofnął, kiedy matka wrzasnęła i zaczęła sięwyrywać, próbując uciec.Pieszczura wyjrzała zza kanapy i warknęła na niego.- Matko - powiedział, próbując uspokoić wrzeszczącą kobietę.- Matko, proszę!Ale ona go nie słyszała.Potem nagle wrzask się urwał i Alexandra znieruchomiała.Wyraz jejtwarzy niespodziewanie się zmienił; spojrzała na syna, przekrzywiła głowę i uśmiechnęła się.To był straszny uśmiech: mroczny, pełen pożądania, zachęty i równocześnie czystego strachu.- Przyszedłeś od Lazara? To on cię przysłał? - spytała cicho i przeciągnęła się.-Powiedzieli mi, że ktoś przyjdzie, ale.czasami zapominam twarze - ciągnęła, spuszczającwzrok. Dlaczego masz na sobie zbroję? Mam nadzieję, że nie będziesz brutalny.Będęgrzeczna, naprawdę, obiecuję! Powiedz Lazarowi, że nie musisz być brutalny.Proszę!Naprawdę nie musisz - powtarzała coraz żałośniej.Potem znów podniosła wzrok i zaczęła wrzeszczeć.- Penalosa! - ryknął Roger, zakładając z powrotem hełm.Jego matka wrzeszczała, aPieszczura przyglądała mu się groznie znad swojej ofiary.- Penalosa! Niech to szlag! Dajcietu kogoś innego!* * *Kiedy policja zabezpieczyła już teren i strażacy mogli zabrać się do pracy - główniepilnowania, żeby pożar się nie rozprzestrzenił, gdyż budynek Siminowa i dwa sąsiednie byłyjuż nie do uratowania - Subianto podeszła do Despreaux i Catrone'a, wdychających cośpurpurowego w karetce straży pożarnej, i powiedziała cicho:- Musicie się zbierać.Mamy poważny problem w Pałacu.* * *- Jak pan sądzi, co on zrobi, sir? - spytał komandor Talbert.Siedział obok admirała Victora Gajelisa na mostku okrętu flagowego, imperialnego nosicielaHMS Trujillo, studiując raporty taktyczne.Czternasta eskadra leciała od trzydziestu jedenminut w kierunku Starej Ziemi z przyspieszeniem sto sześćdziesiąt razy większym niżprzyspieszenie ziemskie; było to maksymalne przyspieszenie, jakie jej okręty były w staniewyciągnąć.Ich prędkość wynosiła w tej chwili prawie pięć tysięcy kilometrów na sekundę;przebyły prawie siedem milionów kilometrów, ale od celu wciąż dzieliło je aż osiemdziesiątpięć milionów - trzy godziny i trzydzieści osiem minut lotu.Cały ten dystans mogłybypokonać w niecałe dwie godziny, gdyby nie to, że chciały wyhamować, by po dotarciu doplanety wejść na jej orbitę.Przy maksymalnym skróceniu czasu przelotu przemknęłyby obokStarej Ziemi z prędkością siedemnastu tysięcy kilometrów na sekundę, a wtedy nie byłyby wstanie nic zrobić, by utrzymać ją w rękach zwierzchnika ich admirała.W tej chwili jednak Talbert nie przejmował się zbytnio tym, co zrobią jednostki jego własnejeskadry, skupił się na otrzymanej od generała Gianetta informacji dotyczącej dwunastejeskadry.- Co on sobie, do diabła, wyobraża? - warknął Gajelis.- Jeśli zamierza nam pomóc,nie ma powodu przerywać łączności z Gianettem, prawda?- Może przerwa była tylko chwilowa, sir - powiedział bez przekonania Talbert.- Wiepan, że nawet niektóre nasze jednostki miały problemy ze swoimi kontyngentami marines, aprzecież załogi eskadry Prokurowa nie były tak starannie dobierane, jak nasze.Może jegomarines próbowali go powstrzymać i chwilę potrwało, zanim odzyskał kontrolę.- Byłoby dobrze, gdyby właśnie tak się stało - warknął Gajelis -ale wątpię.Nigdy niemiałem zaufania do Prokurowa, bez względu na to, co myślał o nim książę.- Sądzi pan, że od początku maczał w tym palce, sir?- Wątpię.Gdyby tak było, nie siedziałby z założonymi rękami przez prawiedwadzieścia minut, tylko wyruszyłby w stronę Starej Ziemi, kiedy tamci czterej zdrajcyzaczęli się ruszać.Spojrzał spode łba na nieruchomy plan taktyczny, na którym sensory Centrum Obrony Ziemipokazały cztery nosiciele na pozycjach wokół planety.Obecnie dzięki systemom obronnym,które zniszczyły wszystkie platformy nie połączone z Bazą Księżycową sensory niczego jużnie pokazywały, ale wytrzymały jednak wystarczająco długo, by uprzedzić Gajelisa, kto naniego czeka.Talbert zerknął z ukosa na swojego dowódcę.Komandorowi nie podobał się kierunek, wjakim rozwijała się sytuacja.Podobnie jak Gajelis, wiedział, kto tam dowodzi, i nie był z tegopowodu najszczęśliwszy.Nie sądził też, że spodobają mu się rozkazy, które dostanie zaraz potym, jak czternasta eskadra zajmie orbitę planety.Ale nie miał wyboru; zbyt dawno temuzaprzedał duszę Adouli, by się teraz rozmyślić.Przynajmniej nie potrzebowali zniszczonych sensorów, żeby mieć oko na Prokurowa.Zasięgwykrywalności nosicieli lecących na napędzie fazowym wynosił blisko trzydzieści minutświetlnych, a dwunasta eskadra znajdowała się niecałe dziesięć minut świetlnych od Trujilla.Z tej odległości nie byli w stanie wykryć żadnych pasożytów Prokurowa - maksymalny zasięgwykrywalności krążownika wynosił zaledwie osiem minut świetlnych - ale dobrze widzieli,co robiąjego nosiciele.Mimo to Talbert czułby się o wiele pewniej, gdyby wiedział, co się dokładnie dzieje naorbicie Starej Ziemi.Corvu Atilius to stary, szczwany lis, a kapitan Gloria Demesne, dowódcakrążowników Atiliusa, jest jeszcze gorsza.Mimo przewagi sześciu do czterech Talbert nietęsknił do starcia z nimi, zwłaszcza jeśli Prokurow zamierza dobrać im się do dupy ze świeżąeskadrą nosicieli.- Panie admirale - zameldował łącznościowiec - wiadomość do pana na prywatnymkanale.Gajelis podniósł wzrok i chrząknął.- Tylko na słuchawkę - powiedział, po czym odchylił się w fotelu i słuchał spokojnieprzez blisko dwie minuty.W końcu skinął łącznościowcowi i spojrzał na Talberta.- No cóż - powiedział ponuro - przynajmniej wiemy, co będziemy robić, kiedy już tamdolecimy.* * *Francesco Prokurow siedział w swoim fotelu dowódcy i obmyślał własną taktykę.Sytuacjazrobiła się.interesująca.Nie było dla niego wielkim zaskoczeniem, że pozostałe nosicielejego eskadry i skipperzy pasożytów gotowi byli z wielką chęcią oddać się pod jego rozkazy.Kilku udawało, że robią to tylko ze strachu przed swoimi kontyngentami marines, co byłodość głupią (i zwyczajnie ludzką) próbą zabezpieczenia się na wypadek, gdyby doszło donajgorszego.Chociaż Prokurow nie był może drugim Helmutem, zawsze wzbudzał zaufanie imógł liczyć na lokalność swoich podwładnych.Teraz ci ludzie byli gotowi iść pod jegokomendą w czający się przed nimi chaos, a on mógł jedynie mieć nadzieję, że poprowadzi ichdo zwycięstwa, a nie do bezsensownego zniszczenia.Tak czy inaczej, wykonywał swój obowiązek [ Pobierz całość w formacie PDF ]