[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej zdaniem, ja wcale nie wiem, jaki jest naprawdę Tato.A on jest niebezpiecznym wariatem: w ciągu kilku ostatnich dni kilka razy chciał jej zrobić krzywdę.Mówi, że raz uderzył ją laską, a innym razem wpadł na nią z rozpędu, o mało jej nie przewracając.Tato nie odzyskał jeszcze pełnej koordynacji ruchów.Zdarzają mu się odruchy niemal spastyczne.Słucham i staram się uspokoić Mamę, mówię, że musiała się pomylić co do intencji Taty - przecież Tato nigdy celowo by jej nie skrzywdził.Znowu siedzi u Delibro dwie godziny.Wracając do domu rozmawiamy w samochodzie.Pytam Tatę, czy nadal miewa swoje fantazje; odpowiada, że tak, nadal bywa tam nocą i to wcale nie jest jak we śnie.- Ja potem wszystko dokładnie pamiętam, John, lepiej niż wczorajszy dzień.Poza tym, to się zdarza nie tylko nocą.Czasami siedzę w fotelu, nie myśląc o niczym konkretnym, swobodnie - i nagle przenoszę się tam.Jakaś duża część mnie odpływa do Cape May.Nie potrafię nawet powiedzieć, na jak długo.To się zdarza zawsze, kiedy jestem odprężony, szczególnie w oranżerii.Unosi laskę między kolanami.Patrzy w dół, potem przenosi wzrok na mnie.Odpowiadam mu szybkim spojrzeniem znad kierownicy.Podjeżdżamy właśnie do wlotu na autostradę przy Lincoln Boulevard.- Powiedziałem to doktorowi, John: to niesamowite, ale świat stąd wszedł w tamten.Powiedziałem o nas tutaj Bess w tamtym, moim świecie: teraz i ona wie już wszystko.Uwierzyła mi.Doktor Delibro mówi, że to dlatego, bo chcę, żeby ona uwierzyła, ale nie jestem tego taki pewien.Bess jest bardzo ciekawa naszego życia tutaj.Dziwi się tylko, gdzie się podziali Hank i Lizbet.Jest przekonana, że widzę przyszłość.Każe mi opowiadać, jak ona sama wygląda na starość i nie może uwierzyć, że ty jesteś łysy i nosisz brodę.Nie mówiłem jej, że ja też noszę brodę.O cholera! Znowu się poczułem przezroczysty! Współcześni fizycy twierdzą, że strukturę podatomową dowolnego przedmiotu - na przykład samochodu, który właśnie prowadzę - da się przemieścić w ramy przestrzeni i czasu.Słowa “substancja" i “materia" zostały pozbawione znaczenia.Fotel, w którym siedzę, wynika z niczego, przemieszcza się tylko przez nie-medium w wielowymiarowej nie-przestrzeni.Tak zwana przez nas rzeczywistość jest nagle kwestionowana; czas to wytwór ludzkiego umysłu.Możliwe jest nawet to, że przyszłość ma taki sam wpływ na tak zwaną teraźniejszość jak przeszłość.Logika przyczynowo-skutkowa już nie wystarcza.Kręci mi się w słabnącej łysej głowie: może, sam o tym nie wiedząc, stworzę kilka nowych systemów słonecznych?- Co na to doktor, Tato?- Kazał mi ze trzy razy powtarzać wszystko od początku i zadawał tysiące pytań.Zaczął nawet notować to, co mu mówię.Mnie się wydaje, John, że on mi wierzy.Znowu milknie.- Ale zaczynam podejrzewać, że uważa mnie za wariata.Niewykluczone zresztą, że ma rację.Twoją matkę z pewnością by to uradowało, ona tak twierdzi od lat.Jest lepsza niż wszyscy psychiatrzy do kupy i tańsza.To mówiąc, przechyla się do tyłu i zanosi najbardziej niewariackim śmiechem, jaki znam.Przyłączam się do niego.Dobrze, że tego odcinka autostrady Santa Monica nie patrolują gliny.Niechby tak zobaczyli dwóch brodatych starców, którzy jadą samochodem i pękają ze śmiechu - zaraz by nas zatrzymali.- Opowiadałem tamtej rodzinie o tobie, o Mamie, o Joan, o operacji, o tym, że chodzę do psychiatry.Wszyscy bardzo się śmiali, a Hank zapytał, co to jest psychiatra.Uczciwie mówiąc, Johnny, boję się przy nich jak diabli.No, bo co ja mogę powiedzieć małemu Hankowi i Lizbet - przecież im nie powiem, że tatuś ich sobie po prostu wymyślił.To straszne.Jak uważasz, co powinienem robić?O mój Boże, to ci pytanie! Jeżeli zacznę mu radzić, co ma robić w tamtym świecie, tamten świat stanie się automatycznie jeszcze bardziej realny, a ten z kolei - mniej prawdziwy.Chcę wracać do domu, do swojej rodziny, do Vron i Jacky'ego.Uświadamiam sobie, że Paryż stał się dla mnie mniej wiarygodny, mniej realny, niż ten szalony świat snu Taty.Wydaje się taki odległy, taki miniony.Sam ledwo wierzę, że mieszkam w domku na wodzie, na Sekwanie pod Paryżem, że jestem właścicielem starego młyna wodnego w środkowej Francji, że maluję.To dopiero brzmi jak senna fantazja, a na dodatek i to wyjątkowo naciągana.- Poradź się lepiej doktora, Tato.Ja nie wiem.Czy powiedziałeś im, że oni są snem, a twoje prawdziwe życie toczy się tutaj? Powiedziałeś im to?- A skąd, Johnny, nie mógłbym tego zrobić! Sam nie jestem do końca pewien, co jest co.Powiedziałem im tylko, że to, co się dzieje tutaj, jest jak sen.Nie skłamałem, tak jest.Kiedy jestem tutaj, tak jak teraz, snem jest tamto, ale kiedy jestem tam - snem staje się to, i to snem trudnym do uwierzenia.Powiem ci szczerze, John: tam jest lepiej.Gdybym miał do wyboru, to naszym prawdziwym życiem uczyniłbym tamto.Po powrocie siedzimy trochę w salonie.Chwilami nabieram pewności, że Tato przeniósł się w swój inny świat.Korci mnie, żeby go zapytać, ale się krępuję.To tak, jakby pytać kobietę, czy ma okres, bo zachowuje się inaczej niż zwykle.Jedynym usprawiedliwieniem takiego pytania byłaby prosta ciekawość, a to już oznacza pogwałcenie cudzej intymności.Z Mamą ciężko wytrzymać.Billy na szczęście wyniósł się z powrotem na działkę.Mama snuje się po domu jak Lady Macbeth z Colby Lane, co irytuje Billy'ego ponad wszelką miarę.Trudno mu się dziwić.Mama jest niemożliwa, kiedy się boi: atakuje wtedy na wszystkie strony, próbuje uczynić strach bardziej namacalnym.Kto na drodze, ten nieprzyjaciel.Teraz też zaczyna swoje.Tato siedzi w bujaku, Mama na krześle obróconym bokiem do stołu, a ja w fotelu przy drzwiach.Dzielą nas odległości najwyżej paru stóp.A Mama, jakby nigdy nic, zaczyna snuć opowieść o szaleństwie Taty.Wykuła na pamięć litanię odchyleń od normy w rodzinie Tremontów na przestrzeni czterech generacji.Wylicza je jak różaniec, tych pięć niesławnych zagadek.Słucham i aż się we mnie gotuje.Widzę, że Tato nie wie, czy ma udawać, że nie słyszy, czy też słuchać otwarcie.Jest jak subtelna dama, którą okoliczności pchnęły pod budkę z piwem.Perora Mamy nie ma końca.Wiem, że Mama czeka, żebym się z nią pokłócił, ale nie mam na to ochoty.W końcu jednak nie wytrzymuję.Jeżeli jednak człowiek myśli, że jako dorosły może rozmawiać z własnymi rodzicami logicznie i rozsądnie, to sam siebie oszukuje: z tego się nie wyrasta.- Tato - mówię.- Dlaczego ty jej pozwalasz tak sobą pomiatać? Dlaczego się na to godzisz? Przecież te plugastwa ani jej, ani tobie nie wyjdą na dobre.To ona zachowuje się jak wariatka.Na początku mojej wypowiedzi Mama jeszcze tokuje, ale zaraz milknie.Gdybym się zwrócił bezpośrednio do niej, mówiłaby dalej, tylko głośniej.Strzał rykoszetem, przez zwrócenie się do Taty, zabił jej klina.- Oczywiście, wiemy, że Mama zachowuje się tak, bo się boi, ale kąsanie wszystkich naokoło niewiele pomoże.Powinieneś pomóc jej przestać.Odwracam się do Mamy.- A ty, Mamo, powinnaś mieć więcej rozsądku [ Pobierz całość w formacie PDF ]